
Maria
Konopnicka
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Konopnicka Maria Czy warto?
I cóż z tego, że geniusze
Nieśmiertelne dzieła tworzą,
że myśliciel swoją duszę
Na świątynię zmienia bożą?
I cóż z tego, że w tęsknocie
Do wieczystej prawdy zdrojów
Duchy, pełne niepokojów,
Jako orły rwą się w locie?
I cóż z tego, że przestrzenie
Światła, ciszy i błękitów
Myśl, słonecznych pełna świtów,
Ukochała nieskończenie?
I cóż z tego, że są duchy,
Co się trawią własnym żarem,
Póki świat dźwiga łańcuchy
I w bezprawiu tonie starem?...
że wskroś wieków, jak kometa,
Gorejąca myśl przelata,
że duchowy gdzieś atleta
Podwaliny wstrząsa świata,
że jest serce, które płacze
Nad niedolą wieku swego,
że są ścieżki, gdzie tułacze
Idą smutni - i cóż z tego?
Wszak na ziemi tu, wśród tłumu,
Co pięściami się rozpycha,
Wśród zamętu, krzyku, szumu,
Gdzie sto żądz naraz oddycha,
Ani jedno próżne słowo
Na warg brzegu nie zastygnie...
Ani jedna myśl w malignie
Nie zbudzi się świeżą, zdrową...
Ani jeden uśmiech pusty
Nie powstydzi się, że lata,
Różowymi tchnięty usty,
Nad ogromem nędzy świata...
Ani jeden strój balowy
Nie zużyje mniej krwawicy,
Ani jeden kwiatek z głowy
Nie wypadnie tanecznicy...
Ani jedna wina czara
Nie drgnie w dłoni biesiadnika...
Samolubna żądza dzika
Nie wymówi: "czyn, ofiara";
Ani jedna pierś zamarła
Ogniem ducha nie zapłonie,
Ani jedna wielkość karła
Nie zachwieje się na tronie...
Tłumu śmiechy i oklaski
Nie ominą arłekina,
Gdy wieczornych zórz godzina
Z wstydu gasi swoje blaski...
Ani jeden duch służalczy
Nie podniesie zgiętej skroni
I nie rzuci ten, co walczy
O garść złota, nędznej broni...
żadna podłość, żadna zdrada,
żadna hańba, co się ima
Mroków nocy, drżąca, blada,
Nad przepaścią się nie wstrzyma!...
Ach! gdy wszelka rana ziemi
Bez ratunku jest otwartą,
Płakać łzami gorącemi,
Tęsknić, konać - czyż to warto?
Nieśmiertelne dzieła tworzą,
że myśliciel swoją duszę
Na świątynię zmienia bożą?
I cóż z tego, że w tęsknocie
Do wieczystej prawdy zdrojów
Duchy, pełne niepokojów,
Jako orły rwą się w locie?
I cóż z tego, że przestrzenie
Światła, ciszy i błękitów
Myśl, słonecznych pełna świtów,
Ukochała nieskończenie?
I cóż z tego, że są duchy,
Co się trawią własnym żarem,
Póki świat dźwiga łańcuchy
I w bezprawiu tonie starem?...
że wskroś wieków, jak kometa,
Gorejąca myśl przelata,
że duchowy gdzieś atleta
Podwaliny wstrząsa świata,
że jest serce, które płacze
Nad niedolą wieku swego,
że są ścieżki, gdzie tułacze
Idą smutni - i cóż z tego?
Wszak na ziemi tu, wśród tłumu,
Co pięściami się rozpycha,
Wśród zamętu, krzyku, szumu,
Gdzie sto żądz naraz oddycha,
Ani jedno próżne słowo
Na warg brzegu nie zastygnie...
Ani jedna myśl w malignie
Nie zbudzi się świeżą, zdrową...
Ani jeden uśmiech pusty
Nie powstydzi się, że lata,
Różowymi tchnięty usty,
Nad ogromem nędzy świata...
Ani jeden strój balowy
Nie zużyje mniej krwawicy,
Ani jeden kwiatek z głowy
Nie wypadnie tanecznicy...
Ani jedna wina czara
Nie drgnie w dłoni biesiadnika...
Samolubna żądza dzika
Nie wymówi: "czyn, ofiara";
Ani jedna pierś zamarła
Ogniem ducha nie zapłonie,
Ani jedna wielkość karła
Nie zachwieje się na tronie...
Tłumu śmiechy i oklaski
Nie ominą arłekina,
Gdy wieczornych zórz godzina
Z wstydu gasi swoje blaski...
Ani jeden duch służalczy
Nie podniesie zgiętej skroni
I nie rzuci ten, co walczy
O garść złota, nędznej broni...
żadna podłość, żadna zdrada,
żadna hańba, co się ima
Mroków nocy, drżąca, blada,
Nad przepaścią się nie wstrzyma!...
Ach! gdy wszelka rana ziemi
Bez ratunku jest otwartą,
Płakać łzami gorącemi,
Tęsknić, konać - czyż to warto?
Konopnicka Maria Gdy płacząc...
... Gdy płacząc, śmiejąc się z braćmi,
Na obce puszczasz się harce,
Lada pastusze cię zaćmi,
Na prostej grając fujarce.
Gdy śpiewać będziesz dla braci,
Swojsko im śpiewaj i jasno:
Pieśń, jeśli krzepić ma duszę,
Jak duszę - trzeba mieć własną!
Na obce puszczasz się harce,
Lada pastusze cię zaćmi,
Na prostej grając fujarce.
Gdy śpiewać będziesz dla braci,
Swojsko im śpiewaj i jasno:
Pieśń, jeśli krzepić ma duszę,
Jak duszę - trzeba mieć własną!
Konopnicka Maria Gdyby nam...
Gdyby nam tyle tylko do dnia było,
żeby się znalazł głos, co świt obwieści,
Każdaby brzoza biała nad mogiłą,
Gdy w harfy swoje wiatrzane szeleści,
I każde ptaszę polne by wróźyło
-Kres długiej nocy i długiej boleści,
I każde ziarno pól naszych wschodzące
Byłoby hasłem - ze idzie już słońce.
Ale do naszych przebudzeń i brzasków
Potrzeba czegoś więcej niż hejnału.
Nam piorunowych trzeba drgnień i blasków
I gorejących puszcz trzeba zapału,
Kiedy wśród iskier walą się i trzasków,
I w samo serce trzeba nam postrzału,
żeby Daa podniósł z snu i przetarł oczy
Bryzgiem krwi jasnej, co piersi nam broczy.
Cóż pieśń; z skowronkiem idź budzie zbóż tany,
Smętny lirniku, gdy śpiewać ci wola...
Może tam wstanie wiatr jękiem przewiany
Może z zadumy swej ruszą się pola,
Może się we mgłach podniosą kurhany,
Które tam niegdyś sypała niedola.
- Każda rzecz martwa prędzej się poruszy
Niż my - też trupy, bo żyjem bez duszy.
Konopnicka Maria Hej śpiewaku!
Hej śpiewaku! Hęj ptaku
Z zgubionego gdzieś szlaku,
Od kurhanów, od mogił przybłędo!
Brząknij w struny twe rdzawe,
Wspomnij dawnych lat sławę,
Młodzi słuchać zasiedl.
Już my dawno nie mieli
Czarodziejskiej kapeli,
Co to na nią zgodliwie się składa
Bicie serca słuchaczy,
Śpiew stepowy, junaczy,
I łza, co z oczu pada.
Wiatr zapomniał już wtóru,
Las nie szumi do chóru,
Poginęły gdzieś echa w zawiei...
Gość serdeczny, skrzydlaty -
Pieśń, od chaty do chaty
Już nie lata, nie budzi nadziei.
Już nic idzie narodem,
Góra w blaskach, a spodem
Westnieniami kurhanów rozbita...
Już nie wróźy, nie wota,
Nie podnosi nam czoła,
Gdzie od wschodu brzask świta.
Cóż, że śpiewa ktoś Bobie,
Jakiejś mglistej żałobie,
Jakiejś drobnej nadziei, miłości...
Pieśń się taka nie przetrze
Przez szerokie powietrze,
Do krwi ludu, do kości...
Hej, śpiewaku ty stary!
Spojrzyj w pola i w jary,
I posłuchaj, co gwarzą mogiły.
Uderz w struny - a grzmotem,
Nie słowiczym szczebiotem,
Bo nie łez nam potrzeba - lecz siły!
Z zgubionego gdzieś szlaku,
Od kurhanów, od mogił przybłędo!
Brząknij w struny twe rdzawe,
Wspomnij dawnych lat sławę,
Młodzi słuchać zasiedl.
Już my dawno nie mieli
Czarodziejskiej kapeli,
Co to na nią zgodliwie się składa
Bicie serca słuchaczy,
Śpiew stepowy, junaczy,
I łza, co z oczu pada.
Wiatr zapomniał już wtóru,
Las nie szumi do chóru,
Poginęły gdzieś echa w zawiei...
Gość serdeczny, skrzydlaty -
Pieśń, od chaty do chaty
Już nie lata, nie budzi nadziei.
Już nic idzie narodem,
Góra w blaskach, a spodem
Westnieniami kurhanów rozbita...
Już nie wróźy, nie wota,
Nie podnosi nam czoła,
Gdzie od wschodu brzask świta.
Cóż, że śpiewa ktoś Bobie,
Jakiejś mglistej żałobie,
Jakiejś drobnej nadziei, miłości...
Pieśń się taka nie przetrze
Przez szerokie powietrze,
Do krwi ludu, do kości...
Hej, śpiewaku ty stary!
Spojrzyj w pola i w jary,
I posłuchaj, co gwarzą mogiły.
Uderz w struny - a grzmotem,
Nie słowiczym szczebiotem,
Bo nie łez nam potrzeba - lecz siły!