
Kazimierz
Przerwa-Tetmajer
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Przerwa-Tetmajer Kazimierz De profundis...
O morze, morze! Czyliż jest na tobie
gdzieś wyspa taka, gdzie bym mógł być sam,
jak w grobie?
O, niechaj pójdę tam...
Niech nikt nie przyjdzie tam, li anioł ciszy
niech serce moje, gdzie miota się krew,
uciszy
przez swój milczący śpiew.
O morze, morze! Taki anioł ciemny
jest dziś pragnieniem moim i tęsknotą;
duch, wskroś istocie wszelkiej obcy ziemnej,
słup stalaktytu przed zaklętą grotą...
O przyjdź, aniele! milczenia aniele!
W twe nieme oczy patrzeć, wpić się chcę...
Za wiele
widziały oczy te...
O przyjdź, aniele, milczenia aniele!
Na serce moje połóż rękę swą...
Za wiele
przeczuło serce to...
O przyjdź, aniele, aniele milczenia!
Tyś Bogiem moim, tyś wszystkim mej duszy!
Przyjdź, wieczystego dawco ukojenia,
śniegu, co cicho w noc na polu prószy...
Nic nie chcę pragnąć! nic żądać!... O morze!
ruń falą ku mnie, precz unieś mnie stąd
w bezdroże
przez najszaleńszy prąd!
A może znajdę wyspę, którą marzę,
gdzie tylko cisza wiekuista trwa,
w bezmiarze
tylko ruch fali drga...
Gdy mi twą rękę na sercu położysz,
duchu milczenia z skrzydłami ciemnemi:
wzdrygniesz się w sobie cały i zatrwożysz,
bo oto idę ku tobie tam - z ziemi...
Gdy krwią mi serce wre, gdy nic nie mogę,
choćbym za chwilę czynu życie dał:
pożogę
zgaś pragnień, stłum ich szał...
Lepiej już iście jak meteor minąć,
gdzieś na przepastny morski zabiec szlak
i zginąć,
niż być bezsilnym tak!...
gdzieś wyspa taka, gdzie bym mógł być sam,
jak w grobie?
O, niechaj pójdę tam...
Niech nikt nie przyjdzie tam, li anioł ciszy
niech serce moje, gdzie miota się krew,
uciszy
przez swój milczący śpiew.
O morze, morze! Taki anioł ciemny
jest dziś pragnieniem moim i tęsknotą;
duch, wskroś istocie wszelkiej obcy ziemnej,
słup stalaktytu przed zaklętą grotą...
O przyjdź, aniele! milczenia aniele!
W twe nieme oczy patrzeć, wpić się chcę...
Za wiele
widziały oczy te...
O przyjdź, aniele, milczenia aniele!
Na serce moje połóż rękę swą...
Za wiele
przeczuło serce to...
O przyjdź, aniele, aniele milczenia!
Tyś Bogiem moim, tyś wszystkim mej duszy!
Przyjdź, wieczystego dawco ukojenia,
śniegu, co cicho w noc na polu prószy...
Nic nie chcę pragnąć! nic żądać!... O morze!
ruń falą ku mnie, precz unieś mnie stąd
w bezdroże
przez najszaleńszy prąd!
A może znajdę wyspę, którą marzę,
gdzie tylko cisza wiekuista trwa,
w bezmiarze
tylko ruch fali drga...
Gdy mi twą rękę na sercu położysz,
duchu milczenia z skrzydłami ciemnemi:
wzdrygniesz się w sobie cały i zatrwożysz,
bo oto idę ku tobie tam - z ziemi...
Gdy krwią mi serce wre, gdy nic nie mogę,
choćbym za chwilę czynu życie dał:
pożogę
zgaś pragnień, stłum ich szał...
Lepiej już iście jak meteor minąć,
gdzieś na przepastny morski zabiec szlak
i zginąć,
niż być bezsilnym tak!...
Przerwa-Tetmajer Kazimierz Credo
Jutro?... Nie wierzę, aby lepiej było
i nie zazdroszczę już tej wiary - dzieciom...
Po co się łudzić? Wydarte stuleciom
posępne, smutne, zimne doświadczenie
złudzeniem wszelkim na czole wyryło:
"Śmierć i nicestwo!"... zabiło złudzenie...
I tylko dziwna, mistyczna, szalona
chęć tą ohydną wstrząsnąć ziemi bryłą,
świat cały, jak jest, pochwycić w ramiona,
z posad go dźwignąć i na nowe koła
jakie bądź rzucić, gdy te, co go toczą,
we łzach się pławią i we krwi się broczą;
i tylko głos ten, co nas w noce woła
z złem walczyć nie przez ufność odrodzenia,
lecz przez nienawiść ku złemu dla złego
i żądzę, ssaną z powietrzem, niszczenia:
jest naszą wiarą. A choć czasem ona
omdlewa w piersiach, to wnet zmartwychwstawa,
jako z popiołów Feniks, odrodzona,
i jak kometa błyska ludziom krwawa,
której płomienie może świat zażegą.
My nienawidzim zła dzisiejszej doby - -
jutro?... To jutro?... Jutro, marzyciele,
przeklinać własne swe będziecie próby,
nowe zło w nowym odkrywając dziele;
jutro, trawieni nowymi choroby,
szukać będziecie nowego systemu
leków i zbawień, a nie mogąc męce
ulżyć, bezsilni załamiecie ręce,
bo póki ludziom trwać, póty trwać złemu.
Lecz naprzód, naprzód! Niechaj zbrodnie stare
ustąpią nowym - nim się te przeżyją - -
ścigajcie marzeń cudną, a czczą marę,
jak ci ścigali, co dziś w grobach gniją.
Lecz naprzód, naprzód! Łudźcie się, Ikary,
że potraficie dolecieć do słońca,
w zdobyte niebo wstąpić z człowieczeństwem,
a potem - widźcie, że próżne ofiary,
że pomoc złego jest wiecznotrwająca,
zwątpcie, zrozpaczcie i gińcie z przekleństwem!
Bo niczym innym nie jest chód ludzkości,
tylko przemianą zła wieczyście trwałą;
o Chrystusowej marząc wszechmiłości
deptajcie wroga, co was przedtem deptał,
drżąc, że już rośnie mściciel z jego kości,
co was obali, jak kłodę zbutwiałą,
i znów was zdepce, gdy już krew wychłeptał.
Brutalna siła, która rządzi światem,
wybawicielem nie jest ani katem:
ślepa i głucha, zimna, obojętna,
idzie bez celu i nie władnąc, włada,
nie dba, gdzie jakie pozostawi piętna,
kto pod jej nogą powstaje, kto pada?
Nienawiść dźwignią jest świata - - niech działa
ta najsilniejsza potęga ludzkości:
jeśli potrafi i dusze, i ciała
na wskroś przekształcić, zabić w ludziach zwierzę:
wówczas dopiero w królestwo miłości
ewangelicznej na ziemi - uwierzę.
i nie zazdroszczę już tej wiary - dzieciom...
Po co się łudzić? Wydarte stuleciom
posępne, smutne, zimne doświadczenie
złudzeniem wszelkim na czole wyryło:
"Śmierć i nicestwo!"... zabiło złudzenie...
I tylko dziwna, mistyczna, szalona
chęć tą ohydną wstrząsnąć ziemi bryłą,
świat cały, jak jest, pochwycić w ramiona,
z posad go dźwignąć i na nowe koła
jakie bądź rzucić, gdy te, co go toczą,
we łzach się pławią i we krwi się broczą;
i tylko głos ten, co nas w noce woła
z złem walczyć nie przez ufność odrodzenia,
lecz przez nienawiść ku złemu dla złego
i żądzę, ssaną z powietrzem, niszczenia:
jest naszą wiarą. A choć czasem ona
omdlewa w piersiach, to wnet zmartwychwstawa,
jako z popiołów Feniks, odrodzona,
i jak kometa błyska ludziom krwawa,
której płomienie może świat zażegą.
My nienawidzim zła dzisiejszej doby - -
jutro?... To jutro?... Jutro, marzyciele,
przeklinać własne swe będziecie próby,
nowe zło w nowym odkrywając dziele;
jutro, trawieni nowymi choroby,
szukać będziecie nowego systemu
leków i zbawień, a nie mogąc męce
ulżyć, bezsilni załamiecie ręce,
bo póki ludziom trwać, póty trwać złemu.
Lecz naprzód, naprzód! Niechaj zbrodnie stare
ustąpią nowym - nim się te przeżyją - -
ścigajcie marzeń cudną, a czczą marę,
jak ci ścigali, co dziś w grobach gniją.
Lecz naprzód, naprzód! Łudźcie się, Ikary,
że potraficie dolecieć do słońca,
w zdobyte niebo wstąpić z człowieczeństwem,
a potem - widźcie, że próżne ofiary,
że pomoc złego jest wiecznotrwająca,
zwątpcie, zrozpaczcie i gińcie z przekleństwem!
Bo niczym innym nie jest chód ludzkości,
tylko przemianą zła wieczyście trwałą;
o Chrystusowej marząc wszechmiłości
deptajcie wroga, co was przedtem deptał,
drżąc, że już rośnie mściciel z jego kości,
co was obali, jak kłodę zbutwiałą,
i znów was zdepce, gdy już krew wychłeptał.
Brutalna siła, która rządzi światem,
wybawicielem nie jest ani katem:
ślepa i głucha, zimna, obojętna,
idzie bez celu i nie władnąc, włada,
nie dba, gdzie jakie pozostawi piętna,
kto pod jej nogą powstaje, kto pada?
Nienawiść dźwignią jest świata - - niech działa
ta najsilniejsza potęga ludzkości:
jeśli potrafi i dusze, i ciała
na wskroś przekształcić, zabić w ludziach zwierzę:
wówczas dopiero w królestwo miłości
ewangelicznej na ziemi - uwierzę.
Przerwa-Tetmajer Kazimierz XXVIII
Lubię więdnące kwiaty pełne bladej ciszy,
Oczyma się patrzące w niebo
omdlałem-
modlitwę ich przedśmiertna ucho moje słyszy,
pożegnanie i razem powitanie ziemi
Gdybyśmy tak umierać mogli, jak te kwiaty
ziemie żegnać i ziemie wraz witać rodzice,
a nie jakieś zaziemskie gdzieś przeczuwać
błędnym wzrokiem w straszliwe światy patrzeć tajemnice.
Gdyby ból każdy w ludzkiej piersi skryty,
jedne litości łże wycisną z oczu
a łzy gwiazdami zalśniły w przezroczu:
to stałaby się błękitów opona
jako kopuła lita z gwiazd sklepiona
choć w nieskończoność ciągną się błękity.
Oczyma się patrzące w niebo
omdlałem-
modlitwę ich przedśmiertna ucho moje słyszy,
pożegnanie i razem powitanie ziemi
Gdybyśmy tak umierać mogli, jak te kwiaty
ziemie żegnać i ziemie wraz witać rodzice,
a nie jakieś zaziemskie gdzieś przeczuwać
błędnym wzrokiem w straszliwe światy patrzeć tajemnice.
Gdyby ból każdy w ludzkiej piersi skryty,
jedne litości łże wycisną z oczu
a łzy gwiazdami zalśniły w przezroczu:
to stałaby się błękitów opona
jako kopuła lita z gwiazd sklepiona
choć w nieskończoność ciągną się błękity.
Przerwa-Tetmajer Kazimierz Ekstaza
Nie widzę, słucham cię oczyma, biała!
Nagości twojej linie i kolory
w hymn mi się jeden łączą różnowzory,
w muzykę kształtu, w pieśń twojego ciała...
Melodią jesteś i harmonią ciała!
Rzucona kędyś w dalekie przestwory,
jako przelotne świecisz meteory - -
pieśń twej piękności promienieje, pałą...
Komu się zjawisz taka, pójdzie dalej
z twarzą od świata odwróconą, senną -
tak ci rzeźbiarze, co Wenus promienną
niegdyś w paryjskim marmurze kowali,
chodzili cisi, senni między ludem -
oni widzieli cud i żyli cudem...
Nagości twojej linie i kolory
w hymn mi się jeden łączą różnowzory,
w muzykę kształtu, w pieśń twojego ciała...
Melodią jesteś i harmonią ciała!
Rzucona kędyś w dalekie przestwory,
jako przelotne świecisz meteory - -
pieśń twej piękności promienieje, pałą...
Komu się zjawisz taka, pójdzie dalej
z twarzą od świata odwróconą, senną -
tak ci rzeźbiarze, co Wenus promienną
niegdyś w paryjskim marmurze kowali,
chodzili cisi, senni między ludem -
oni widzieli cud i żyli cudem...