
Franciszek Dionizy
Kniaźnin
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Kniaźnin Franciszek Dionizy Do nocy
Ta cicha rzeczy postawa
Jest moim myślom przyjemną.
Witam cię, Nocy łaskawa!
Tyś sama ze mną!
Ciekawy natręt w tej ciszy
Moich tajemnic nic złowi;
A śpiąca chytroić nic słyszy,
Co serce mówi.
Owoż i kaiężyc wyziera!
Z obłoku wystąpić raczył.
Przez to się liście przedziera,
By mię obaczył.
Niechże go widzę całego.
O srebrne koło miesięczne!
Zwierciadło serca prawego
Czyste i wdzięczne.
Jakie to dla mnie brzeg miły,
Skąd widzę rozkosz tej strugi,
Gdzie się twe wdzięki odbiły,
Gdzie takii drugi!
Twarze w obydwóch jednakie
I równą słodycz oglądam...
O gdybyź serce mi takie,
Którego żądam!
Jest moim myślom przyjemną.
Witam cię, Nocy łaskawa!
Tyś sama ze mną!
Ciekawy natręt w tej ciszy
Moich tajemnic nic złowi;
A śpiąca chytroić nic słyszy,
Co serce mówi.
Owoż i kaiężyc wyziera!
Z obłoku wystąpić raczył.
Przez to się liście przedziera,
By mię obaczył.
Niechże go widzę całego.
O srebrne koło miesięczne!
Zwierciadło serca prawego
Czyste i wdzięczne.
Jakie to dla mnie brzeg miły,
Skąd widzę rozkosz tej strugi,
Gdzie się twe wdzięki odbiły,
Gdzie takii drugi!
Twarze w obydwóch jednakie
I równą słodycz oglądam...
O gdybyź serce mi takie,
Którego żądam!
Kniaźnin Franciszek Dionizy Do Piotra Orzecho...
Rzeki sobie hardy: ""Wszystko mi się godzi,
Mam oręż w ręku, lud i prawa mojej
Krew tylko moja rządzce światu rodzi,
Dla niej są kunszta i przemysł, i znoje.
Niech mi się żaden sarknąć nie wazy:
Sąd i kara w mojej straży."
Tu mistrz obłudy, w nabożnej postaci:
"Ja - rzekł - podeprę gmach wysoki panal
Służąc świat jemu, niechaj i mnie płaci.
By zaś zgiętego nie podniósł kolana,
Drżącemu w świętej ku nam pokorze
Nieba i piekła otworzę."
Dopieroź mędrzec na pół oświecony
Zamąci prawdę i zionie swym jadem.
Wzruszył z swych zasad ołtarze i trony
I nad zhukanym zawoła nieładem:
"Losu nam tylko ślepa jest droga;
"Nie masz cnoty, nie masz Boga."
Pęknie wnet łańcuch wiekami ukuty:
Rozigrały się namiętności człeka.
Ślepy zuchwalstwem i jadem zatruty,
Szuka wolności i na nią się wścieka.
Mordujmy siebie, gińmy pospołu:
I z góry wyrok, i z dołu.
Bóg, na którego zapomnieli ludzie
Lub w Jego imię ważyii się kłamać,
Puścił ich własnej pysze i obłudzie,
Dozwolił wichrom karki s^bie łamać;
A wpośrzod błędów burzliwej nocy
Umknął światła i pomocy.
Truchlejem na to i wołamy, Piętrze:
Cóż będzie z nami, bez Jego pomocy?
Grzmi zewsząd zbrojne w pioruny powietrze:
Zginie i cnota wśrzod okropnej nocy!
Niechaj z ufnością pobożny klęka:
Wpośrzód tej burzy jest ręka!
Ta ręka, zbrodnie ukarawszy stare,
Przez które ostra dziś prowadzi droga,
Wróci nam słuszność, porządek i wiarę,
I znak mądrości, to jest bojaźń Boga!
Władać i słuchać gdy zaczną cnoty,
Ukaże ludziom wiek złoty.
Mam oręż w ręku, lud i prawa mojej
Krew tylko moja rządzce światu rodzi,
Dla niej są kunszta i przemysł, i znoje.
Niech mi się żaden sarknąć nie wazy:
Sąd i kara w mojej straży."
Tu mistrz obłudy, w nabożnej postaci:
"Ja - rzekł - podeprę gmach wysoki panal
Służąc świat jemu, niechaj i mnie płaci.
By zaś zgiętego nie podniósł kolana,
Drżącemu w świętej ku nam pokorze
Nieba i piekła otworzę."
Dopieroź mędrzec na pół oświecony
Zamąci prawdę i zionie swym jadem.
Wzruszył z swych zasad ołtarze i trony
I nad zhukanym zawoła nieładem:
"Losu nam tylko ślepa jest droga;
"Nie masz cnoty, nie masz Boga."
Pęknie wnet łańcuch wiekami ukuty:
Rozigrały się namiętności człeka.
Ślepy zuchwalstwem i jadem zatruty,
Szuka wolności i na nią się wścieka.
Mordujmy siebie, gińmy pospołu:
I z góry wyrok, i z dołu.
Bóg, na którego zapomnieli ludzie
Lub w Jego imię ważyii się kłamać,
Puścił ich własnej pysze i obłudzie,
Dozwolił wichrom karki s^bie łamać;
A wpośrzod błędów burzliwej nocy
Umknął światła i pomocy.
Truchlejem na to i wołamy, Piętrze:
Cóż będzie z nami, bez Jego pomocy?
Grzmi zewsząd zbrojne w pioruny powietrze:
Zginie i cnota wśrzod okropnej nocy!
Niechaj z ufnością pobożny klęka:
Wpośrzód tej burzy jest ręka!
Ta ręka, zbrodnie ukarawszy stare,
Przez które ostra dziś prowadzi droga,
Wróci nam słuszność, porządek i wiarę,
I znak mądrości, to jest bojaźń Boga!
Władać i słuchać gdy zaczną cnoty,
Ukaże ludziom wiek złoty.
Kniaźnin Franciszek Dionizy Do potomności
Ty, którą teraz w najgłębszej ciemności
Czas, wieków trawca, przed nami ukrywa,
Przyjm nasze myśli, pozna Potomności,
Które chęć sławy dobywa!
Zazdrość, idąca wiecznym obyczajem,
Wkłada spółczesne na potomków długi,
Byśmy sic kłócąc, krzywdzeni nawzajem,
Wielbili znikłe zasługi.
Jeśli pochlebnej użyć mam otuchy,
Raczysz kwiat rzucić i na nasze kości.
Płonna przysługa l popiół ze mnie głuchy
Tkliwej nic wyda czułości.
Co mówię? sroga dzicz znowu powraca,
A z nią czas ciemny, żelazny i gruby:
Czci godna wieków oświeconych praca
Upada w otchłań swej zguby.
Jako, gdy długim śmieje się pokojem
I złote pasma powietrza rozwleka,
Troskliwy pasterz, usiadłszy nad zdrojem,
Przewidzi burze z daleka.
Nabiera strumień; alić spoza góry,
Za którą wicher z nawalą się zetrze,
Ogromnym kłębem czarne lecą chmury:
Pali się i grzmi powietrze;
Jędza (co widzę?), jędza oto z piekła,
Z pochodnią w ręku, potrząsając gadem,
Wypada. Przebóg! okropna i wściekła,
Zionie na cały świat jadem.
Wnet burza ryknie pod hasłem niezgody.
Tu złość, tam zemsta ląd i morze palą;
A gdy swe zniszczą państwa i narody,
Wlasneż ich klęski obalą.
Tymczasem wojak z najzimniejszej nocy,
Co nad źwierzęty i śniegiem panował,
Wziąwszy odwagę, doświadcza tej mocy,
Którą wiek wieków hartował.
"Nigdyż mię - rzecze - stąd nie ruszy sława,
Ażebym tylko gdzieś zakrzepły siedział?"
Szuka wiec silą do tych krajów prawa,
O których nawet nie wiedział:
Jak ów niezmierny siedmią zatokami,
Co go rzek tysiąc wzmoźyło po drodze,
Pyszniąc się Dunaj z wszystkimi wodami
Niesie strach morskiej odnodze.
Wpadają zgraje krwi ludzkiej niesyte:
Na gwałt i przemoc mdłe rwą się osnowy;
Nim trwoga zgodzi rzcczy-pospolite,
Hańba przyjmuje okowy.
Chwyta się swojej POLITYKA szali,
Trzyma ją, ale z drżących rąk wypada.
Miecz grubej dłoni przewagę jej wali,
A nieuk szturmem posiada.
O nieba! (włosy powstają od strachu)
Dzika pohańców krwawi się drużyna.
Powszechna rozpacz; a w ślepym zamachu
W pień wszystko oręż wycina.
Płci słodkiej róże, w nadgrodc ponęty,
Hańbie i śmierci gwałt podaje razem:
Łupieżca wstydu, lecz nim nie ujęty,
Kończy chuć swoje żelazem.
Kolej szlachectwa nowego na świecie.
Mlodzieńce wolni jeńskie wloką pęta;
Dziedzicom przeszłym urągają kmiecie:
Panowie przyszli, książęta.
Walą się zamki, kościoły, pałace;
Po smutnych gruzach wicher poigrawa.
Królów ozdoby, drogie mędrców prace
Nikczemna trawi kurzawa.
Chełpi się tryumf na Fortuny wozie,
że ludzkość zgładził, a cnotę wypłoszył
Dziękuję niebom, że swej podbił grozie
Krąg ziemi, którą spustoszył.
Dopieroż Pycha, na strasznych mogiłach
Stawiać ołtarze, tworząc prawa nowe,
Rzeknie, w szczęśliwych zaufana siłach:
"Odnówmy świata budowę!"
Czas, wieków trawca, przed nami ukrywa,
Przyjm nasze myśli, pozna Potomności,
Które chęć sławy dobywa!
Zazdrość, idąca wiecznym obyczajem,
Wkłada spółczesne na potomków długi,
Byśmy sic kłócąc, krzywdzeni nawzajem,
Wielbili znikłe zasługi.
Jeśli pochlebnej użyć mam otuchy,
Raczysz kwiat rzucić i na nasze kości.
Płonna przysługa l popiół ze mnie głuchy
Tkliwej nic wyda czułości.
Co mówię? sroga dzicz znowu powraca,
A z nią czas ciemny, żelazny i gruby:
Czci godna wieków oświeconych praca
Upada w otchłań swej zguby.
Jako, gdy długim śmieje się pokojem
I złote pasma powietrza rozwleka,
Troskliwy pasterz, usiadłszy nad zdrojem,
Przewidzi burze z daleka.
Nabiera strumień; alić spoza góry,
Za którą wicher z nawalą się zetrze,
Ogromnym kłębem czarne lecą chmury:
Pali się i grzmi powietrze;
Jędza (co widzę?), jędza oto z piekła,
Z pochodnią w ręku, potrząsając gadem,
Wypada. Przebóg! okropna i wściekła,
Zionie na cały świat jadem.
Wnet burza ryknie pod hasłem niezgody.
Tu złość, tam zemsta ląd i morze palą;
A gdy swe zniszczą państwa i narody,
Wlasneż ich klęski obalą.
Tymczasem wojak z najzimniejszej nocy,
Co nad źwierzęty i śniegiem panował,
Wziąwszy odwagę, doświadcza tej mocy,
Którą wiek wieków hartował.
"Nigdyż mię - rzecze - stąd nie ruszy sława,
Ażebym tylko gdzieś zakrzepły siedział?"
Szuka wiec silą do tych krajów prawa,
O których nawet nie wiedział:
Jak ów niezmierny siedmią zatokami,
Co go rzek tysiąc wzmoźyło po drodze,
Pyszniąc się Dunaj z wszystkimi wodami
Niesie strach morskiej odnodze.
Wpadają zgraje krwi ludzkiej niesyte:
Na gwałt i przemoc mdłe rwą się osnowy;
Nim trwoga zgodzi rzcczy-pospolite,
Hańba przyjmuje okowy.
Chwyta się swojej POLITYKA szali,
Trzyma ją, ale z drżących rąk wypada.
Miecz grubej dłoni przewagę jej wali,
A nieuk szturmem posiada.
O nieba! (włosy powstają od strachu)
Dzika pohańców krwawi się drużyna.
Powszechna rozpacz; a w ślepym zamachu
W pień wszystko oręż wycina.
Płci słodkiej róże, w nadgrodc ponęty,
Hańbie i śmierci gwałt podaje razem:
Łupieżca wstydu, lecz nim nie ujęty,
Kończy chuć swoje żelazem.
Kolej szlachectwa nowego na świecie.
Mlodzieńce wolni jeńskie wloką pęta;
Dziedzicom przeszłym urągają kmiecie:
Panowie przyszli, książęta.
Walą się zamki, kościoły, pałace;
Po smutnych gruzach wicher poigrawa.
Królów ozdoby, drogie mędrców prace
Nikczemna trawi kurzawa.
Chełpi się tryumf na Fortuny wozie,
że ludzkość zgładził, a cnotę wypłoszył
Dziękuję niebom, że swej podbił grozie
Krąg ziemi, którą spustoszył.
Dopieroż Pycha, na strasznych mogiłach
Stawiać ołtarze, tworząc prawa nowe,
Rzeknie, w szczęśliwych zaufana siłach:
"Odnówmy świata budowę!"
Kniaźnin Franciszek Dionizy Do Puław
Całuję brzegi zielone
Szczęsnej nad Wisłą posady;
Kędy znalazłem uchronę
Wśrzód miłej ponęt gromady,
Gdzie sercu temu jej chwalą
Kielich słodyczy podała!
Czeskiej niewoli obrazem,
Pychą i nędzą znudzony,
Tu rozkosz moję, tu razem
Umysł znajduję wrócony!
Nad wszystkie obce wystawy
Piękniejsze witam Puławy.
Tu bujająca swoboda
W lubej panuje świetności:
Tu ptak, tu drzewo, tu woda
Podchlebne naszej wolności;
Tu zachwycają kwitnące
Odmian przyjemnych tysiące.
Sztuka w urocznej zasłonie,
Łaskom przyrody poddana,
A choć ukryta w jej łonie,
Z czucia i smaku poznana,
Tak rozsypała tu czary,
że ta nie traci swej wiary.
Oddaję hold mej wdzięczności,
Twórcom tych ponęt wspaniałym,
Wzorom szczęśliwej wielkości
I wdzięcznym, i okazałym!
Im to i dzieł ich pamięci
Głos moja muza poświęci.
Ale gdzież ona? i razem
Tchnienia jej przenikające?
Nowym zajęta obrazem
Gracyje chwyta, lecące
Rozkwiecić każden krok świeży,
Kędy ich pani przebicży.
Tu w żywszym coraz zapale,
Strzegąc pamiątek Temiry,
Serca i smaku jej chwale,
Ocuca swojej dźwięk liry;
A kogo schwyci oczyma,
Tymi go słowy zatrzyma;
"Gościu jadący z daleka,
Chciej oczy napaść i uszył
Urok Temiry tu czeka
I wzroku twego, i duszy.
Poznaj ją, obacz jej sprawy,
I głos po świecie Puławy."
Szczęsnej nad Wisłą posady;
Kędy znalazłem uchronę
Wśrzód miłej ponęt gromady,
Gdzie sercu temu jej chwalą
Kielich słodyczy podała!
Czeskiej niewoli obrazem,
Pychą i nędzą znudzony,
Tu rozkosz moję, tu razem
Umysł znajduję wrócony!
Nad wszystkie obce wystawy
Piękniejsze witam Puławy.
Tu bujająca swoboda
W lubej panuje świetności:
Tu ptak, tu drzewo, tu woda
Podchlebne naszej wolności;
Tu zachwycają kwitnące
Odmian przyjemnych tysiące.
Sztuka w urocznej zasłonie,
Łaskom przyrody poddana,
A choć ukryta w jej łonie,
Z czucia i smaku poznana,
Tak rozsypała tu czary,
że ta nie traci swej wiary.
Oddaję hold mej wdzięczności,
Twórcom tych ponęt wspaniałym,
Wzorom szczęśliwej wielkości
I wdzięcznym, i okazałym!
Im to i dzieł ich pamięci
Głos moja muza poświęci.
Ale gdzież ona? i razem
Tchnienia jej przenikające?
Nowym zajęta obrazem
Gracyje chwyta, lecące
Rozkwiecić każden krok świeży,
Kędy ich pani przebicży.
Tu w żywszym coraz zapale,
Strzegąc pamiątek Temiry,
Serca i smaku jej chwale,
Ocuca swojej dźwięk liry;
A kogo schwyci oczyma,
Tymi go słowy zatrzyma;
"Gościu jadący z daleka,
Chciej oczy napaść i uszył
Urok Temiry tu czeka
I wzroku twego, i duszy.
Poznaj ją, obacz jej sprawy,
I głos po świecie Puławy."