
Franciszek Dionizy
Kniaźnin
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Kniaźnin Franciszek Dionizy Do księżyca
Luno! ty córo niebios wysoka,
Boskiej podobna Temirze!
Siejesz czystego blask oka
Po gwiazdolitym szafirze.
Czego z uśmiechem, ku tej dolinie
Wychyliwszy się z obłoku,
Niskiej przybierasz roślinie,
W przyległym grając potoku?
Zaliż cię litość, ta cnota bogów,
W tej zatrzymuje podróży,
że uplatany wśród głogów
Wzdycha zefirek do róży?
O srebrna siostro złotego brata!
Koleją wiernej pomocy,
On dniowi ognie rozmiata,
Ty lube światło dla nocy.
Ale gdy pyszne zdobisz niebiosa,
Ziemi swe roniąc słodycze,
Jakaż to, proszę, łez rosa
Śnieżne spłukała oblicze?
Czy cię tam dzika goni potwora
Na zodyjaku gwiaździstym?
Czyli samotna myśl chora
Śłochem oblewa rzęsistym?
Czyichże oczu tkliwość nadobna
I twarz tak słodka nie ruszy?
Ach! słodycz twojej podobna
Słynie ranami mej duszy!
Co rzekłem?... Nagle zajęły-ć chmury
I twoje wdzięki unoszą!...
Umykaj w górne lazury
I bądź Olimpu rozkoszą!
Do czegóż nowe igra wejrzenie
Nad obłokami jasnemi?
Próżno te chwytam promienie:
Ty na niebie, ja na ziemi.
Boskiej podobna Temirze!
Siejesz czystego blask oka
Po gwiazdolitym szafirze.
Czego z uśmiechem, ku tej dolinie
Wychyliwszy się z obłoku,
Niskiej przybierasz roślinie,
W przyległym grając potoku?
Zaliż cię litość, ta cnota bogów,
W tej zatrzymuje podróży,
że uplatany wśród głogów
Wzdycha zefirek do róży?
O srebrna siostro złotego brata!
Koleją wiernej pomocy,
On dniowi ognie rozmiata,
Ty lube światło dla nocy.
Ale gdy pyszne zdobisz niebiosa,
Ziemi swe roniąc słodycze,
Jakaż to, proszę, łez rosa
Śnieżne spłukała oblicze?
Czy cię tam dzika goni potwora
Na zodyjaku gwiaździstym?
Czyli samotna myśl chora
Śłochem oblewa rzęsistym?
Czyichże oczu tkliwość nadobna
I twarz tak słodka nie ruszy?
Ach! słodycz twojej podobna
Słynie ranami mej duszy!
Co rzekłem?... Nagle zajęły-ć chmury
I twoje wdzięki unoszą!...
Umykaj w górne lazury
I bądź Olimpu rozkoszą!
Do czegóż nowe igra wejrzenie
Nad obłokami jasnemi?
Próżno te chwytam promienie:
Ty na niebie, ja na ziemi.
Kniaźnin Franciszek Dionizy Do kwiatów
Róże, jacynty, lilije!
Komuż z was wianek uwiję?
W czyje bym go ręce data,
Ja bym wiedziała.
Kwitnij, mówiłam tej róży:
Może ci szczęście posłuży,
Ze będziesz na skroń włożona
Mego Filona!
On tego nie wie zapewne,
Co mię kosztują łzy rzewne;
Które się przeto sączyły,
że mi jest miły!
Nieraz od zmroku do rana,
W tęsknicy mej obłąkana,
Próżnym się gnała myśleniem
Za jego cieniem.
Ja nie zmrużyłam powieki,
Gdy on ode mnie daleki
Spał, albo w myśli niewinnej
Tęsknił do innej.
Mylną on drogą pojechał,
A prostej ścieżki zaniechał.
Krok tylko jeden, wzrok tkliwy..
I już szczęśliwy!
Komuż z was wianek uwiję?
W czyje bym go ręce data,
Ja bym wiedziała.
Kwitnij, mówiłam tej róży:
Może ci szczęście posłuży,
Ze będziesz na skroń włożona
Mego Filona!
On tego nie wie zapewne,
Co mię kosztują łzy rzewne;
Które się przeto sączyły,
że mi jest miły!
Nieraz od zmroku do rana,
W tęsknicy mej obłąkana,
Próżnym się gnała myśleniem
Za jego cieniem.
Ja nie zmrużyłam powieki,
Gdy on ode mnie daleki
Spał, albo w myśli niewinnej
Tęsknił do innej.
Mylną on drogą pojechał,
A prostej ścieżki zaniechał.
Krok tylko jeden, wzrok tkliwy..
I już szczęśliwy!
Kniaźnin Franciszek Dionizy Do miłości
Miłości, sroga miłości!
Kielich podałaś gorzkości:
Piję go, trując dni moje.
Te nudów i tęsknot roje
Wszystko w umyśle zaćmiły:
Świat moim oczom niemiły.
Takież to twoje słodycze,
Okrutne bóstwo zwodnicze?
Ach? kogóż ja zwę okrutnym?
Klimeno! w zapale smutnym
Złorzeczę temu i łaję,
Co twoją lubość czuć daje,
Co serce i myśli razem
Rozrzewnia twoim obrazem.
Kielich podałaś gorzkości:
Piję go, trując dni moje.
Te nudów i tęsknot roje
Wszystko w umyśle zaćmiły:
Świat moim oczom niemiły.
Takież to twoje słodycze,
Okrutne bóstwo zwodnicze?
Ach? kogóż ja zwę okrutnym?
Klimeno! w zapale smutnym
Złorzeczę temu i łaję,
Co twoją lubość czuć daje,
Co serce i myśli razem
Rozrzewnia twoim obrazem.
Kniaźnin Franciszek Dionizy Do motyla
I tuś, i ówdzie skrzydełka kołysał;
Już dla cię i łąk, Motylu, nie stało.
I też, i tamte kwiatki powysysał:
Jeszcze ci mało.
Dla ciebie róża ze wstydu się płoni,
Lilijka blednie i jacynt omdlewa;
Ty jednak szukasz gdzieś innej ustroni,
Lecisz na drzewa.
Pajdę za tobą... Cóż widzę nowego?
Do suchej Motyl gałązki przysiada.
Cóż dalejs? Strząsł się. Ach! po życiu jego.
W krzaki zapada.
Już dla cię i łąk, Motylu, nie stało.
I też, i tamte kwiatki powysysał:
Jeszcze ci mało.
Dla ciebie róża ze wstydu się płoni,
Lilijka blednie i jacynt omdlewa;
Ty jednak szukasz gdzieś innej ustroni,
Lecisz na drzewa.
Pajdę za tobą... Cóż widzę nowego?
Do suchej Motyl gałązki przysiada.
Cóż dalejs? Strząsł się. Ach! po życiu jego.
W krzaki zapada.