Adam Jerzy
Czartoryski
1970-01-01 - 1970-01-01
Czartoryski Adam Jerzy
Niespełniona
Kim jestem dzisiaj? Niespełniona.
Marzę i siebie poszukuję.
I nie wiem, czy to się dokona.
Lecz to potrzeba, którą czuję.
Nie wiem, czego pragnę, a co lubię.
Lubię mój pokój, me poddasze.
Kocham me myśli. Je poślubię.
Gdy będziesz ze mną, będą nasze.
Lubię kredensy, meble duże,
muz klawesyny, fortepiany.
Lubię, gdy na nich kwitną róże.
Dla mnie ich świat zaczarowany.
Kredensy wielkie są, jak zamki.
Tajemne w nich są zakamarki.
Szufladki, półki, drzwiczki, klamki.
I tajemnicze, ciemne szparki.
Słońce korzysta z tego skrzętnie.
Wpada w zakola, w wyżłobienia.
Siedzę w fotelu. Ciepło, chętnie
światło mnie złotem opromienia.
Światłocień świateł. W nim skąpana
ponętną się dla ciebie staję.
Jestem przez ciebie pożądana.
Ty czekasz na mnie. Nie oddaję
uśmiechu rozmarzonej twarzy.
Wzrok zawiesiłam na wazonie.
W nim róża razem ze mną marzy.
W zaczarowanej jestem stronie.
Oglądam różę. Zagadkowe,
nieco przywiędłe jej czerwone
płatki. Są teraz w różnych
brązach. Lecz nie są zasuszone.
Siedzę cichutko, w światłocieniu.
Kredens i fotel mym zakątkiem.
Myśli wiecznością w chwili mgnieniu.
Czy nowych zdarzeń są zaczątkiem?
Uśmiech mej twarzy, zagadkowy
jak me odbicie we mgle, lustrzane.
Z marzeń do zdarzeń. Świat mój nowy,
poszukiwanie... dokonane.
Marzę i siebie poszukuję.
I nie wiem, czy to się dokona.
Lecz to potrzeba, którą czuję.
Nie wiem, czego pragnę, a co lubię.
Lubię mój pokój, me poddasze.
Kocham me myśli. Je poślubię.
Gdy będziesz ze mną, będą nasze.
Lubię kredensy, meble duże,
muz klawesyny, fortepiany.
Lubię, gdy na nich kwitną róże.
Dla mnie ich świat zaczarowany.
Kredensy wielkie są, jak zamki.
Tajemne w nich są zakamarki.
Szufladki, półki, drzwiczki, klamki.
I tajemnicze, ciemne szparki.
Słońce korzysta z tego skrzętnie.
Wpada w zakola, w wyżłobienia.
Siedzę w fotelu. Ciepło, chętnie
światło mnie złotem opromienia.
Światłocień świateł. W nim skąpana
ponętną się dla ciebie staję.
Jestem przez ciebie pożądana.
Ty czekasz na mnie. Nie oddaję
uśmiechu rozmarzonej twarzy.
Wzrok zawiesiłam na wazonie.
W nim róża razem ze mną marzy.
W zaczarowanej jestem stronie.
Oglądam różę. Zagadkowe,
nieco przywiędłe jej czerwone
płatki. Są teraz w różnych
brązach. Lecz nie są zasuszone.
Siedzę cichutko, w światłocieniu.
Kredens i fotel mym zakątkiem.
Myśli wiecznością w chwili mgnieniu.
Czy nowych zdarzeń są zaczątkiem?
Uśmiech mej twarzy, zagadkowy
jak me odbicie we mgle, lustrzane.
Z marzeń do zdarzeń. Świat mój nowy,
poszukiwanie... dokonane.