Wiersze znanych
Sortuj według:
deCardenas Elisabeth Pułapka
Rozżyliśmy się zamiast się rozstać.
Czułoszepty umknęły chyłkiem
przez popękane serca
rozpanoszyły się
pretensje i żale.
Dnie ciche i mniej ciche
pocięły czas na terazdopotem.
Od kiedyśtam
zabrakło krzyków i łez
w milczeniu zawisły pytania
do odpowiedzi znanych od prawiezawsze.
I tak ostrożnie
bez ocierania mijamy się w drzwiach
każde hermetycznie samotne
pod kloszem spraw wyłączniewłasnych
i stół niedzielny pomiędzy nami
jak ziemia niczyja
a my w okopach
po przeciwnych stronach znużenia
ponaglamy poniedziałek
by już nadszedł
i dał nam pretekst do byledalekostąd
Czułoszepty umknęły chyłkiem
przez popękane serca
rozpanoszyły się
pretensje i żale.
Dnie ciche i mniej ciche
pocięły czas na terazdopotem.
Od kiedyśtam
zabrakło krzyków i łez
w milczeniu zawisły pytania
do odpowiedzi znanych od prawiezawsze.
I tak ostrożnie
bez ocierania mijamy się w drzwiach
każde hermetycznie samotne
pod kloszem spraw wyłączniewłasnych
i stół niedzielny pomiędzy nami
jak ziemia niczyja
a my w okopach
po przeciwnych stronach znużenia
ponaglamy poniedziałek
by już nadszedł
i dał nam pretekst do byledalekostąd
du Bellay Joachim Pocałunki
Gdy całuję spłonioną jak róża
Szyjkę twoją, bo tego nie bronisz,
Jeszcze mi ją przychylasz i kłonisz,
A twe oko się słodko przymruża,
W tak przemożnej ochocie się pławię,
Taka lubość rozpiera mi dusze,
że pieszczota się zmienia w katuszę,
Którą zdzierżyć męczeństwem jest prawie.
Kiedy potem w tajonym pośpiechu
Wargi twoje swoimi przykryję,
Gdy mnie wonią ulotną upije
Ambrozjowy kwiat twego oddechu,
Gdy z obawy, że żar nas spopieli,
Świeże tchnienie ci usta odmyka,
Gdzie się język z językiem spotyka
Dla ochłody w swawolnej kąpieli,
Tak rad jestem i kontent bez miary,
Jakbym usiadł z bogami do stołu
I z ich świetną kompanią pospołu
Przewyborne pił duszkiem nektary.
Jeśli wolno mi szczęścia dostąpić
Tak wielkiego, żem celu już blisko,
Czemu dajesz, nadobna, nie wszystko,
Czemu reszty upierasz się skąpić?
Drżysz, że tego gdy doznam zaszczytu
I gdy rozkosz zawładnie mną błoga,
W niebo wzlecę, zmieniwszy się w boga,
Niepamiętny ziemskiego pobytu?
Piękna moja, nie lękaj się tego,
Ja za tobą gotowy pójść wszędzie,
Gdzie ty będziesz, tam niebo me będzie,
Aż do śmierci nie żądam inszego.
Szyjkę twoją, bo tego nie bronisz,
Jeszcze mi ją przychylasz i kłonisz,
A twe oko się słodko przymruża,
W tak przemożnej ochocie się pławię,
Taka lubość rozpiera mi dusze,
że pieszczota się zmienia w katuszę,
Którą zdzierżyć męczeństwem jest prawie.
Kiedy potem w tajonym pośpiechu
Wargi twoje swoimi przykryję,
Gdy mnie wonią ulotną upije
Ambrozjowy kwiat twego oddechu,
Gdy z obawy, że żar nas spopieli,
Świeże tchnienie ci usta odmyka,
Gdzie się język z językiem spotyka
Dla ochłody w swawolnej kąpieli,
Tak rad jestem i kontent bez miary,
Jakbym usiadł z bogami do stołu
I z ich świetną kompanią pospołu
Przewyborne pił duszkiem nektary.
Jeśli wolno mi szczęścia dostąpić
Tak wielkiego, żem celu już blisko,
Czemu dajesz, nadobna, nie wszystko,
Czemu reszty upierasz się skąpić?
Drżysz, że tego gdy doznam zaszczytu
I gdy rozkosz zawładnie mną błoga,
W niebo wzlecę, zmieniwszy się w boga,
Niepamiętny ziemskiego pobytu?
Piękna moja, nie lękaj się tego,
Ja za tobą gotowy pójść wszędzie,
Gdzie ty będziesz, tam niebo me będzie,
Aż do śmierci nie żądam inszego.