Wiersze znanych
Sortuj według:
Kniaźnin Franciszek Dionizy życie moje
Jużeż ja swoje przepędziłem wiosnę,
żal mi, niestety! i wspomnieć na to
Chwile jej dla mnie zniknęły żałosne,
Bieży po wiośnie równeż i lato.
Mijają płonnym dni moje przelotem,
W nudnych zgryzotach i lichej bidzie
A gdy czas letni tym zmyka obrotem,
Nie inna pewnie i jesień przydzie.
I kwiat uwiędnął, i jagódek ni ma;
Z jakimże jesień ma być owocem?
Co, gdy też gnuśna ukaże się zima?
Dopieroż martwym polegnę klocem.
Taki mój żywot. O ty, serce mojel
Próżno się palisz tkliwie i czuło.
Daremny zamiar, usiłki i znoje:
Zrządzenie los mój jadem zatruło
żal mi, niestety! i wspomnieć na to
Chwile jej dla mnie zniknęły żałosne,
Bieży po wiośnie równeż i lato.
Mijają płonnym dni moje przelotem,
W nudnych zgryzotach i lichej bidzie
A gdy czas letni tym zmyka obrotem,
Nie inna pewnie i jesień przydzie.
I kwiat uwiędnął, i jagódek ni ma;
Z jakimże jesień ma być owocem?
Co, gdy też gnuśna ukaże się zima?
Dopieroż martwym polegnę klocem.
Taki mój żywot. O ty, serce mojel
Próżno się palisz tkliwie i czuło.
Daremny zamiar, usiłki i znoje:
Zrządzenie los mój jadem zatruło
Kniaźnin Franciszek Dionizy O Kupidynku
Halina prosi: Kniaźninku, Kniaźninku,
Powiedzże mi o Kupidynku.
Zdradny to strzelec - na to jej odpowiem:
Strzeliwszy złotem, strzela ołowiem.
Złoty to postrzał, co rozrzewnił serce
I co mię w bystrej zatlił iskierce;
Złoty to postrzał, na któy wraz ległem,
Skoro raz pierwszy ciebie postrzegłem.
Widzisz to we mnie zmysłów pomieszanie,
Które znać dają chęć i wzdychanie?
Widzisz tę słabość wśrzód mego zapału?
Są to skutki złotego postrzału.
Lecz, sroga duszo, ty nie znasz litości
Nad ogniem, co me pożera kości:
żart sobie czynisz, że próżno szaleję,
I że nad zimnym sercem goreję.
Wieszże, Halino, com teraz uczynił?
Oto przed bożcem jam cię obwinił.
Wyznałem wszystko i prosiłem, aby
Raczył uleczyć umysł mój słaby
Tknięty tą modłą serdeczny mordeca,
Przyrzekł grot złoty wyjąć mi z serca
I nim twe ranić: a coć więcej powiem,
Moję ma ranę zalać ołowiem.
Powiedzże mi o Kupidynku.
Zdradny to strzelec - na to jej odpowiem:
Strzeliwszy złotem, strzela ołowiem.
Złoty to postrzał, co rozrzewnił serce
I co mię w bystrej zatlił iskierce;
Złoty to postrzał, na któy wraz ległem,
Skoro raz pierwszy ciebie postrzegłem.
Widzisz to we mnie zmysłów pomieszanie,
Które znać dają chęć i wzdychanie?
Widzisz tę słabość wśrzód mego zapału?
Są to skutki złotego postrzału.
Lecz, sroga duszo, ty nie znasz litości
Nad ogniem, co me pożera kości:
żart sobie czynisz, że próżno szaleję,
I że nad zimnym sercem goreję.
Wieszże, Halino, com teraz uczynił?
Oto przed bożcem jam cię obwinił.
Wyznałem wszystko i prosiłem, aby
Raczył uleczyć umysł mój słaby
Tknięty tą modłą serdeczny mordeca,
Przyrzekł grot złoty wyjąć mi z serca
I nim twe ranić: a coć więcej powiem,
Moję ma ranę zalać ołowiem.
Kniaźnin Franciszek Dionizy O miłości
Cóż to mi zaważę? co czuje i znoszę?
Nic oprócz samej miłości.
Jesliż to miłość, cóż ona ma, proszę,
Do mego serca skrytości?
Cofam się niby i kwapić się znowu;
Nie chcę czuć, i rad, że czuje.
Miłosz zaś z serca ciesząc się połowu,
Igraszkę ze mną sprawuje.
Utarczki pragnę, pokój mi niemiły;
Do broni rad byrn, do broni.
Ale chęć prółna; daremne mara siły:
Korynna użyć ich broni.
Nic oprócz samej miłości.
Jesliż to miłość, cóż ona ma, proszę,
Do mego serca skrytości?
Cofam się niby i kwapić się znowu;
Nie chcę czuć, i rad, że czuje.
Miłosz zaś z serca ciesząc się połowu,
Igraszkę ze mną sprawuje.
Utarczki pragnę, pokój mi niemiły;
Do broni rad byrn, do broni.
Ale chęć prółna; daremne mara siły:
Korynna użyć ich broni.
Kniaźnin Franciszek Dionizy O skłonności
Cóż to jest? co za ponęta
Weszła do myśli przez oko?
Dusza ją pieści zamknięta
I kryje w aercu głęboko.
Gałązka z wodą płynąca
Strzyma się czasem w swym biegu,
Ale pęd rzeki ją strąca
Od miłych kwiatów na brzegu.
W ciernistej pączek ostróży
Zosi rumieniec jaśnieje;
Leci, lgnie Zefir do róży
I na westchnieniu zmarnieje.
Godzina ciążąc godzinie,
Nić jedna drugiej urywa;
Snuje się coraz i ginie
Pasmo nowego przędziwa.
Otóż to wieniec luboici,
Co nasze pamięć przeplata,
A końcem każdej skłonności
żałość, westchnienie, utrata.
Weszła do myśli przez oko?
Dusza ją pieści zamknięta
I kryje w aercu głęboko.
Gałązka z wodą płynąca
Strzyma się czasem w swym biegu,
Ale pęd rzeki ją strąca
Od miłych kwiatów na brzegu.
W ciernistej pączek ostróży
Zosi rumieniec jaśnieje;
Leci, lgnie Zefir do róży
I na westchnieniu zmarnieje.
Godzina ciążąc godzinie,
Nić jedna drugiej urywa;
Snuje się coraz i ginie
Pasmo nowego przędziwa.
Otóż to wieniec luboici,
Co nasze pamięć przeplata,
A końcem każdej skłonności
żałość, westchnienie, utrata.