Wiersze znanych
Sortuj według:
Mickiewicz Adam Rozmowa
Kochanko moja! na co nam rozmowa?
Czemu, chcąc z tobą uczucia podzielać,
Nie mogę duszy prosto w duszę przelać?
Za co ją trzeba rozdrabiać na słowa,
Które nim słuch twój i serce dościgną,
W ustach wietrzeją, na powietrzu stygną?
Kocham, ach! kocham, po sto razy wołam,
A ty się smucisz i zaczynasz gniewać,
że ja kochania mojego nie zdołam
Dosyć wymówić, wyrazić, wyśpiewać;
I jak w letargu, nie widzę sposobu
Wydać znak życia, bym uniknął grobu.
Strudziłem usta daremnym u życiem,
Teraz je z twymi stopić chcę ustami.
I chcę rozmawiać tylko serca biciem,
I westchnieniami, i całowaniami.
I tak rozmawiać godziny, dni, lata,
Do końca świata i po końcu świata.
Czemu, chcąc z tobą uczucia podzielać,
Nie mogę duszy prosto w duszę przelać?
Za co ją trzeba rozdrabiać na słowa,
Które nim słuch twój i serce dościgną,
W ustach wietrzeją, na powietrzu stygną?
Kocham, ach! kocham, po sto razy wołam,
A ty się smucisz i zaczynasz gniewać,
że ja kochania mojego nie zdołam
Dosyć wymówić, wyrazić, wyśpiewać;
I jak w letargu, nie widzę sposobu
Wydać znak życia, bym uniknął grobu.
Strudziłem usta daremnym u życiem,
Teraz je z twymi stopić chcę ustami.
I chcę rozmawiać tylko serca biciem,
I westchnieniami, i całowaniami.
I tak rozmawiać godziny, dni, lata,
Do końca świata i po końcu świata.
Makuszyński Kornel Zali nie wzniesie...
Zali nie wzniesiesz oczu?!... Ściągnij swoje dłonie...
Tknij się mnie... jam jest rozkosz płomienna, wieczysta!
Tknij się mnie... zadrżysz jeno, lecz ostaniesz czysta,
Zbądź trwogi! jam jest rozkosz... zbliż się pod jabłonie.
O, rozkosz! pochwalona rozkosz!... Ściągnij ręce!
Dyjamenty mych oczu kryją krwi szkarłaty...
Dyjamenty mych oczu skradłem z Bożej szaty,
Przełom Boży... Pójdź ku mnie! poznasz rozkosz w męce.
Rozmiłowana w tobie stopy liżeć lwica!
Pójdź ku drzewu, niewiasto: Oto w rajskiej ziemi
Ty jesteś najpiękniejsza słońc oblubienica;
Tyś jest kość Adamowa On jest obraz Boży...
Zechcesz będziesz przewodzić hufcy anielskimi..
Pójdź ku drzewu i legnij na kwietnej podłoży!...
Tknij się mnie... jam jest rozkosz płomienna, wieczysta!
Tknij się mnie... zadrżysz jeno, lecz ostaniesz czysta,
Zbądź trwogi! jam jest rozkosz... zbliż się pod jabłonie.
O, rozkosz! pochwalona rozkosz!... Ściągnij ręce!
Dyjamenty mych oczu kryją krwi szkarłaty...
Dyjamenty mych oczu skradłem z Bożej szaty,
Przełom Boży... Pójdź ku mnie! poznasz rozkosz w męce.
Rozmiłowana w tobie stopy liżeć lwica!
Pójdź ku drzewu, niewiasto: Oto w rajskiej ziemi
Ty jesteś najpiękniejsza słońc oblubienica;
Tyś jest kość Adamowa On jest obraz Boży...
Zechcesz będziesz przewodzić hufcy anielskimi..
Pójdź ku drzewu i legnij na kwietnej podłoży!...
Miłosz Czesław Miłość
Miłość to znaczy popatrzeć na siebie,
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie.
Ocalenie, 1945
Tak jak się patrzy na obce nam rzeczy,
Bo jesteś tylko jedną z rzeczy wielu.
A kto tak patrzy, choć sam o tym nie wie,
Ze zmartwień różnych swoje serce leczy,
Ptak mu i drzewo mówią: przyjacielu.
Wtedy i siebie, i rzeczy chce użyć,
żeby stanęły w wypełnienia łunie.
To nic, że czasem nie wie czemu służyć:
Nie ten najlepiej służy, kto rozumie.
Ocalenie, 1945
Morrison Jim Lotnisko.
Posłaniec pod postacią żołnierza.
Zielona wełna. Stał tam,
przy samolocie.
Nowa prawda, zbyt straszna by ją znieść.
Nie wspominały o tym
starodawne znaki
ani symbole.
Ludzie spoglądali na siebie nawzajem,
w lustrze, oczy ich
dzieci.
Dlaczego to nadeszło.
Nigdzie nie było
przed tym ucieczki.
Prawda zbyt straszna by ją nazwać.
Jedynie obfitych wymiotów jęk
wysłowić mógłby jego ciemne wnętrze.
Niewielu mogło spojrzeć na
jego twarz ze spokojem.
Większość ludzi natychmiast poddała się
jego posępnemu przyjacielskiemu terrorowi.
Liczyli na zuchwałych
lecz zobaczyli tylko zielony
płaszcz wojskowy.
żałujcie!
żadna ze starych rzeczy nie sprawdziła się.
Zielona wełna. Stał tam,
przy samolocie.
Nowa prawda, zbyt straszna by ją znieść.
Nie wspominały o tym
starodawne znaki
ani symbole.
Ludzie spoglądali na siebie nawzajem,
w lustrze, oczy ich
dzieci.
Dlaczego to nadeszło.
Nigdzie nie było
przed tym ucieczki.
Prawda zbyt straszna by ją nazwać.
Jedynie obfitych wymiotów jęk
wysłowić mógłby jego ciemne wnętrze.
Niewielu mogło spojrzeć na
jego twarz ze spokojem.
Większość ludzi natychmiast poddała się
jego posępnemu przyjacielskiemu terrorowi.
Liczyli na zuchwałych
lecz zobaczyli tylko zielony
płaszcz wojskowy.
żałujcie!
żadna ze starych rzeczy nie sprawdziła się.