Wiersze znanych
Sortuj według:
Okudżawa Bułat Puszkin
Co było, nie wróci i szaty rozdzierać by próżno
Cóż, każda epoka ma własny porządek i ład
A przecież mi żal, że tu w drzwiach nie pojawi się Puszkin
Tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł
Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkania
I tyle jest aut, i rakiety unoszą nas w dal
A przecież mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie
I nie ma już sań, i nie będzie już nigdy, a żal
Podziwiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Genialny mój wiek, piękny wiek pragnę cenić i czcić
A przecież mi żal, że jak dawniej śnią nam się bożyszcza
I jakoś tak jest, że gotowiśmy czołem im bić
No cóż, nie na darmo zwycięstwem nasz szlak się uświetnił
I wszystko już jest, cicha przystań, non-iron i wikt
A przecież mi żal, że nad naszym zwycięstwem niejednym
Górują cokoły, na których nie stoi już nikt
Co było nie wróci, wychodzę wieczorem na spacer
I nagle spojrzałem na Arbat i - ach, co za gość!
Rżą konie u sań, Aleksander Siergiejewicz przechadza się
I głowę bym dał, że już jutro wydarzy się coś
Cóż, każda epoka ma własny porządek i ład
A przecież mi żal, że tu w drzwiach nie pojawi się Puszkin
Tak chętnie bym dziś choć na kwadrans na koniak z nim wpadł
Dziś już nie musimy piechotą się wlec na spotkania
I tyle jest aut, i rakiety unoszą nas w dal
A przecież mi żal, że po Moskwie nie suną już sanie
I nie ma już sań, i nie będzie już nigdy, a żal
Podziwiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Genialny mój wiek, piękny wiek pragnę cenić i czcić
A przecież mi żal, że jak dawniej śnią nam się bożyszcza
I jakoś tak jest, że gotowiśmy czołem im bić
No cóż, nie na darmo zwycięstwem nasz szlak się uświetnił
I wszystko już jest, cicha przystań, non-iron i wikt
A przecież mi żal, że nad naszym zwycięstwem niejednym
Górują cokoły, na których nie stoi już nikt
Co było nie wróci, wychodzę wieczorem na spacer
I nagle spojrzałem na Arbat i - ach, co za gość!
Rżą konie u sań, Aleksander Siergiejewicz przechadza się
I głowę bym dał, że już jutro wydarzy się coś
Ośniałowski Marian * * * [Wierzę ty...
Wierzę tylko w twoich ramion
aksamitny, ciepły krąg.
I w brązowość twoich oczu
I w dotknięcia twoich rąk.
Dzień się znowu w przepaść stoczył,
to jesienny, pozłacany liśćmi mrok.
To tęsknoty horyzontów,
które spłoszyłby twój krok.
Drogi idą w pustkę, w mgłę.
Po cóż iść mam którąś z dróg.
Przecież nic nie znajdę .....
tam nie ma śladów twoich nóg.
aksamitny, ciepły krąg.
I w brązowość twoich oczu
I w dotknięcia twoich rąk.
Dzień się znowu w przepaść stoczył,
to jesienny, pozłacany liśćmi mrok.
To tęsknoty horyzontów,
które spłoszyłby twój krok.
Drogi idą w pustkę, w mgłę.
Po cóż iść mam którąś z dróg.
Przecież nic nie znajdę .....
tam nie ma śladów twoich nóg.
Osiecka Agnieszka Emigracja
Dla małego chłopca ocean jest abstrakcją,
szarą miałką pustką, którą trzeba przebyć
z archipelagu "Jest" do przylądka "Nie ma".
Nie ma dziury w płocie,
którą wydarłeś własnymi rękami,
nie ma małej dziewczynki,
która biegnie po schodach ze skaleczoną nóżką,
nie ma stalki i atramentu -
lekcji NOK-u, PW i wychowawczej -
brak słowa "poczet", "magiel" i "prężenie firan".
Jest wyjazd.
Najpierw długo, długo nic,
Murzyni.
A potem długo.
szarą miałką pustką, którą trzeba przebyć
z archipelagu "Jest" do przylądka "Nie ma".
Nie ma dziury w płocie,
którą wydarłeś własnymi rękami,
nie ma małej dziewczynki,
która biegnie po schodach ze skaleczoną nóżką,
nie ma stalki i atramentu -
lekcji NOK-u, PW i wychowawczej -
brak słowa "poczet", "magiel" i "prężenie firan".
Jest wyjazd.
Najpierw długo, długo nic,
Murzyni.
A potem długo.
Osiecka Agnieszka Bywa że
Bywa, że miłość umiera młodo,
pewnej sierpniowej niedzieli,
Bywa, że miłość umiera młodo -
rodzina pochowa ją w bieli,
Bywa, że miłość umiera młodo,
mało kto nad nią zapłacze,
Bywa, że miłość umiera młodo,
a mogło... być inaczej.
pewnej sierpniowej niedzieli,
Bywa, że miłość umiera młodo -
rodzina pochowa ją w bieli,
Bywa, że miłość umiera młodo,
mało kto nad nią zapłacze,
Bywa, że miłość umiera młodo,
a mogło... być inaczej.