Wiersze znanych
Sortuj według:
Sienkiewicz Henryk Miłości! tyś z...
Wielką w twoich zwątpieniach, wielką w twojej wierze,
Jeszcze większą w żądaniach, największą w ofierze.
Jeszcze większą w żądaniach, największą w ofierze.
Szymborska Wisława Zapomniane pocał...
Kto liczy nasze pocałunki,
kto na nie zważa?
Ludzie mają troski i sprawunki,
Bóg światy stwarza...
Zapomniane przez nas dwoje ich różowe mnóstwo
spada na dno naszych dusz
jak płatki miękkich, najpiękniejszych róż...
Tam leżą i ciasno zduszone na sobie
słodkim olejkiem się pocą,
który rozpachnia się w nas każdą nocą
i każdym ranem
i życia zwykłego jesienne ubóstwo
czyni róż krajem, perskim Gulistanem.
Kto nasze pocałunki liczy?
Kto na nie zważa?
Bóg światy stwarza,
nie zapisuje w księgach słodyczy...
kto na nie zważa?
Ludzie mają troski i sprawunki,
Bóg światy stwarza...
Zapomniane przez nas dwoje ich różowe mnóstwo
spada na dno naszych dusz
jak płatki miękkich, najpiękniejszych róż...
Tam leżą i ciasno zduszone na sobie
słodkim olejkiem się pocą,
który rozpachnia się w nas każdą nocą
i każdym ranem
i życia zwykłego jesienne ubóstwo
czyni róż krajem, perskim Gulistanem.
Kto nasze pocałunki liczy?
Kto na nie zważa?
Bóg światy stwarza,
nie zapisuje w księgach słodyczy...
Słowacki Juliusz O matce
rano tęcza na ścianie odbita z lusterka
falisty brzęk zegara wydobywa na jaw
maj się sadem puszystym jak chmura rozćwierkał
w oknie które granicą jest izby i maja
powiewają tu matki ciemne ciche ręce
przebywają tęczowy refleks czy wodospad
nad obrusem ciemnieją ciszej i goręcej
mimo zmarszczek szept smutny niemyślaną groźbą
matko zbudzony patrzę spod rzęs trawy leżąc
matko twe siwe oczy płaczą nade mną może wiatr
jestem tu choć daleko na innym wybrzeżu
twój ostatni kwiat
tak mało wiesz o synu chodząca wśród gromnic
tyle że spajam głazy rymów
tyle że nie mogę zapomnieć
płomienia dymu
jak nikt inny jesteś pośród ludzi
mówić cóż mówić drżeć z niemocy słów
żebyś młoda i piękna w uśmiech mogła wrócić
znów
falisty brzęk zegara wydobywa na jaw
maj się sadem puszystym jak chmura rozćwierkał
w oknie które granicą jest izby i maja
powiewają tu matki ciemne ciche ręce
przebywają tęczowy refleks czy wodospad
nad obrusem ciemnieją ciszej i goręcej
mimo zmarszczek szept smutny niemyślaną groźbą
matko zbudzony patrzę spod rzęs trawy leżąc
matko twe siwe oczy płaczą nade mną może wiatr
jestem tu choć daleko na innym wybrzeżu
twój ostatni kwiat
tak mało wiesz o synu chodząca wśród gromnic
tyle że spajam głazy rymów
tyle że nie mogę zapomnieć
płomienia dymu
jak nikt inny jesteś pośród ludzi
mówić cóż mówić drżeć z niemocy słów
żebyś młoda i piękna w uśmiech mogła wrócić
znów
Sztaudynger Jan Puch ostu
Niech słowo jak puch ostu leci...
Kochałem kwiaty, lalki, dzieci,
Marki
i grzyby, wsi i miasta,
Gwiazdy, zwierzęta, nawet chwasty.
Kochałem książki zapylone,
Usta wilgotne morza słone,
Bursztyny złote jak dziewczyny,
Dziewczyny złote jak bursztyny.
Kochałem żabie, glupie chóry,
I niewysokie, ciche góry.
Kochałem mury wpół zwalone,
Patyną wieków uskrzydlone.
Kochałem biednych, prostych. Stroje
Ludowe, piękne. Gdy przekroję
Serce, jak rześki miąższ cytryny,
Znajdę kącików pęk wciąż inny.
A w każdym jakieś ukochanie,
Umiłowanie, zadumanie,
Nie tyle miodu w leśnym plastrze,
Ile me serce wciąż bogatsze,
Ukochań pełnych słodkiej treści,
W sobie ukrywa, w sobie mieści.
Kto mnie tak bardzo umiłował
I tyle serca dał mojemu?
żem nic nie strwonił, wszystko schował
Jak ziarno w łono czarnoziemu.
Kto mi pozwolił szpaerać, szukać,
Znajdować, tracić, znów zyskiwać?
I czemu nie szła w las nauka,
I czemu kwitła co rok iwa?
A jeśli czasem coś porzucił,
O czymś zapomniał, coś utracił,
Jak chętnie po to bym powrócił,
Jak chętnie o to się wzbogacił.
Kochałem kwiaty, lalki, dzieci,
Marki
i grzyby, wsi i miasta,
Gwiazdy, zwierzęta, nawet chwasty.
Kochałem książki zapylone,
Usta wilgotne morza słone,
Bursztyny złote jak dziewczyny,
Dziewczyny złote jak bursztyny.
Kochałem żabie, glupie chóry,
I niewysokie, ciche góry.
Kochałem mury wpół zwalone,
Patyną wieków uskrzydlone.
Kochałem biednych, prostych. Stroje
Ludowe, piękne. Gdy przekroję
Serce, jak rześki miąższ cytryny,
Znajdę kącików pęk wciąż inny.
A w każdym jakieś ukochanie,
Umiłowanie, zadumanie,
Nie tyle miodu w leśnym plastrze,
Ile me serce wciąż bogatsze,
Ukochań pełnych słodkiej treści,
W sobie ukrywa, w sobie mieści.
Kto mnie tak bardzo umiłował
I tyle serca dał mojemu?
żem nic nie strwonił, wszystko schował
Jak ziarno w łono czarnoziemu.
Kto mi pozwolił szpaerać, szukać,
Znajdować, tracić, znów zyskiwać?
I czemu nie szła w las nauka,
I czemu kwitła co rok iwa?
A jeśli czasem coś porzucił,
O czymś zapomniał, coś utracił,
Jak chętnie po to bym powrócił,
Jak chętnie o to się wzbogacił.