Wiersze znanych
Sortuj według:
Tuwim Julian Skwar
Było raz bardzo gorąco. Nieruchome, nagrzane powietrze. W najsroższy
upał leżałem na słońcu, lubując się okrucieństwem żaru. Pustka.
Przybiegła do mnie zdyszana. Widziałem, jak bije serce jej pod białą
bluzką. Widziałem wspaniałą szerokość biódr, spływających półokrągłą
linią w kształtne, krzepkie nogi. Gorąca, gorąco, moja Ty młoda,
zagorzała, kochana!
- Ci się stało? - Co robisz? - Uspokój się... Słuchaj... przecież---! Och!
upalne, straszliwe pieszczoty. Obłędne, skwarne oddanie! Stepy w oczach
zamgławionych! Dyszące szybko
piersi! Niesprawiedliwa wściekłość, co
żąda nazbyt już wiele rozkoszy od naszych rozkochanych w sobie ciał w
ten upał lipcowy!
upał leżałem na słońcu, lubując się okrucieństwem żaru. Pustka.
Przybiegła do mnie zdyszana. Widziałem, jak bije serce jej pod białą
bluzką. Widziałem wspaniałą szerokość biódr, spływających półokrągłą
linią w kształtne, krzepkie nogi. Gorąca, gorąco, moja Ty młoda,
zagorzała, kochana!
- Ci się stało? - Co robisz? - Uspokój się... Słuchaj... przecież---! Och!
upalne, straszliwe pieszczoty. Obłędne, skwarne oddanie! Stepy w oczach
zamgławionych! Dyszące szybko
piersi! Niesprawiedliwa wściekłość, co
żąda nazbyt już wiele rozkoszy od naszych rozkochanych w sobie ciał w
ten upał lipcowy!
Tuwim Julian Brzózka kwietnio...
To nie liście i nie listki,
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.
Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.
Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć
Nie listeczki jeszcze nawet -
To obłoczek przezroczysty,
Pozłociście zielonawy.
Jeśli jest gdzieś leśne niebo,
On z leśnego nieba spłynął,
Śród ogrodu zdziwionego
Tuż nad ziemią się zatrzymał.
Ale żeby mógł zzielenieć,
Z brzozą się prawdziwą zmierzyć,
Ściemnieć, smugę traw ocienić -
- Nie, nie mogę w to uwierzyć
Tuwim Julian * * * [życie?]
życie?
Rozprężę szeroko ramiona,
Nabiorę w płuca porannego wiewu,
W ziemię się skłonię błękitnemu niebu
I krzyknę, radośnie krzyknę:
- Jakie to szczęście, że krew jest czerwona!
Rozprężę szeroko ramiona,
Nabiorę w płuca porannego wiewu,
W ziemię się skłonię błękitnemu niebu
I krzyknę, radośnie krzyknę:
- Jakie to szczęście, że krew jest czerwona!
Twardowski Jan Skrupuły pusteln...
Tak zająłem się sobą że czekałem aby nikt nie przyszedł
stale prosiłem o jeden tylko bilet dla siebie
nawet nic mi się nie śniło
bo śpi się dla siebie ale sny ma się dla drugich
jeśli płakałem - to niefachowo
bo do płaczu potrzebne są dwa serca
broniłem tak gorliwie Boga że trzepnąłem w mordę człowieka
myślałem że kobieta nie ma duszy a jesli ma to trzy czwarte
założyłem w sercu tajną radiostację i nadawałem tylko swój program
przygotowałem sobie kawalerkę na cmentarzu
i w ogóle zapomniałem że do nieba idzie się parami nie gęsiego
nawet dyskretny anioł nie stoi osobno
stale prosiłem o jeden tylko bilet dla siebie
nawet nic mi się nie śniło
bo śpi się dla siebie ale sny ma się dla drugich
jeśli płakałem - to niefachowo
bo do płaczu potrzebne są dwa serca
broniłem tak gorliwie Boga że trzepnąłem w mordę człowieka
myślałem że kobieta nie ma duszy a jesli ma to trzy czwarte
założyłem w sercu tajną radiostację i nadawałem tylko swój program
przygotowałem sobie kawalerkę na cmentarzu
i w ogóle zapomniałem że do nieba idzie się parami nie gęsiego
nawet dyskretny anioł nie stoi osobno