Wiersze znanych
Sortuj według:
Zawistowska Kazimiera Kleopatra
Piła dusze, jak perły w rubinowej czarze -
Antonia i Cezara dusze piorunowe -
A zdjęte im ze skroni przepaski laurowe
Przy heleńskiej, złocistej, wieszała cytarze.
Z orłów Romy służalcze poczyniwszy straże,
W szept peanów stroiła ich surmy bojowe -
Na zwycięskich sztandarów zwoje purpurowe
Kładła stopy, twą wargą pieszczone Cezarze?...
Wszystką rozkosz wyssawszy, wszystką słodycz ziemi,
Jak kwiat słońcem przesycon w dzień lata upalny,
Kleopatra oczyma śledzi znużonemi
Śmierć Antonia i tryumf Oktawia brutalny...
A jej piersi królewskie, głośne wieszczów pieniem
Szmaragdowym, śmiertelnym, oplótł gad pierścieniem.
Antonia i Cezara dusze piorunowe -
A zdjęte im ze skroni przepaski laurowe
Przy heleńskiej, złocistej, wieszała cytarze.
Z orłów Romy służalcze poczyniwszy straże,
W szept peanów stroiła ich surmy bojowe -
Na zwycięskich sztandarów zwoje purpurowe
Kładła stopy, twą wargą pieszczone Cezarze?...
Wszystką rozkosz wyssawszy, wszystką słodycz ziemi,
Jak kwiat słońcem przesycon w dzień lata upalny,
Kleopatra oczyma śledzi znużonemi
Śmierć Antonia i tryumf Oktawia brutalny...
A jej piersi królewskie, głośne wieszczów pieniem
Szmaragdowym, śmiertelnym, oplótł gad pierścieniem.
Zawistowska Kazimiera Lato
Jak stół biesiadny żeńcom podany
Ziemia w przededniu wielkiego żniwa,
Złotą symfonię sionce dogrywa,
Strun mu tysiącem rozchwiane lany,
Wian zbóż, szafirem chabrów dziergany,
Zwichrzonych kłosów złocista grzywa,
Struną mu miodna hreczana niwa,
Mleczy gościniec skrzydłem pszczół tkany.
A po ugorach stoją dziewanny,
Cicho wpatrzone w szmat nieba siny.
Niby kapłanka białej Marzanny,
Kwiatem wyrosłe z gruzów gontyny,
W pieśń zasłuchane ona przedwieczną -
Polną i zbożną - kwietną - słoneczną...
Ziemia w przededniu wielkiego żniwa,
Złotą symfonię sionce dogrywa,
Strun mu tysiącem rozchwiane lany,
Wian zbóż, szafirem chabrów dziergany,
Zwichrzonych kłosów złocista grzywa,
Struną mu miodna hreczana niwa,
Mleczy gościniec skrzydłem pszczół tkany.
A po ugorach stoją dziewanny,
Cicho wpatrzone w szmat nieba siny.
Niby kapłanka białej Marzanny,
Kwiatem wyrosłe z gruzów gontyny,
W pieśń zasłuchane ona przedwieczną -
Polną i zbożną - kwietną - słoneczną...
Zawistowska Kazimiera Przed burzą
W chmur wilgotnych szarudze szmat krwawej purpury
Niby witraż w stok piekieł pożarnych wtłoczony.
Szkielet suchej topoli kurczowo skręcony
Czarnych ptaków upiorne obsiadają sznury.
Ptaki - widma psalmują swe pokutne chóry,
Jakby piekieł dantejskich słał ich krąg czerwony,
By w rozdartą pierś drzewa utopiły szpony
I w chmur poszły szarugą, w szmat krwawej purpury.
Idzie Groza posępna szlaki wichrowemi,
W wężowatych błyskawic okręcona wstęgi,
Idzie żagwie płomienne cisnąć w widnokręgi
I swą stopą okrutną tak ugnieść pierś ziemi,
By jak zwierzę zwalczone legła w głuchej trwodze
Pod błękitem złowieszczym w łunach i pożodze.
Niby witraż w stok piekieł pożarnych wtłoczony.
Szkielet suchej topoli kurczowo skręcony
Czarnych ptaków upiorne obsiadają sznury.
Ptaki - widma psalmują swe pokutne chóry,
Jakby piekieł dantejskich słał ich krąg czerwony,
By w rozdartą pierś drzewa utopiły szpony
I w chmur poszły szarugą, w szmat krwawej purpury.
Idzie Groza posępna szlaki wichrowemi,
W wężowatych błyskawic okręcona wstęgi,
Idzie żagwie płomienne cisnąć w widnokręgi
I swą stopą okrutną tak ugnieść pierś ziemi,
By jak zwierzę zwalczone legła w głuchej trwodze
Pod błękitem złowieszczym w łunach i pożodze.
Ziemianin Adam stacja V
Wracasz uparty z rannej zmiany
Pociągiem z natury podmiejskim
Liczysz po cichu drobne rany
W kieszeni resztka tysięcy
Zakład upada - mówisz do sąsiada -
Ale moja żona jeszcze o tym nie wie
Z pewnością znajdzie się jakaś rada
Na razie sam jestem w potrzebie
I cisza taka że muchę usłyszysz
W pociągu z natury podmiejskim
A że charakter jego robotniczy
Twardo bierze wszystkie zakręty
Lecz nagle z kąta wstaje ktoś
Kto krzyż chce dźwigać z tobą
Nim zrozumiałeś co się stało
On poszedł cicho swoją drogą
Pociągiem z natury podmiejskim
Liczysz po cichu drobne rany
W kieszeni resztka tysięcy
Zakład upada - mówisz do sąsiada -
Ale moja żona jeszcze o tym nie wie
Z pewnością znajdzie się jakaś rada
Na razie sam jestem w potrzebie
I cisza taka że muchę usłyszysz
W pociągu z natury podmiejskim
A że charakter jego robotniczy
Twardo bierze wszystkie zakręty
Lecz nagle z kąta wstaje ktoś
Kto krzyż chce dźwigać z tobą
Nim zrozumiałeś co się stało
On poszedł cicho swoją drogą