Zbigniew
Morsztyn
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Morsztyn Zbigniew Miłość bez zaz...
Kocham w obudwu i kocham uprzejmie:
W matce dla córki, a w córce dla matki,
A wiem, że żadnej z nich zazdrość nie zejmie,
Choć obie mają mych chęci zadatki,
Matka dlatego, że córkę zrodziła,
Córka, żeby mię ojcem uczyniła.
W matce dla córki, a w córce dla matki,
A wiem, że żadnej z nich zazdrość nie zejmie,
Choć obie mają mych chęci zadatki,
Matka dlatego, że córkę zrodziła,
Córka, żeby mię ojcem uczyniła.
Morsztyn Zbigniew Na dwie grzeczne ...
Zgoła trudno wybierać między tymi dwiema,
Obiedwie grzeczna, nie masz przygany obiema:
Ta ładna - ta nadobna, ta nader bystrego
Dowcipu - rozsądku zaś ta doskonałego.
Pono by sam Parys, choć boginie sądził,
Patrząc na te śmiertelne w obieraniu błądził,
Lecz ja przecie to rozumiem, że ta będzie miała
Me serce, co ode mnie wziąć go będzie chciała.
Obiedwie grzeczna, nie masz przygany obiema:
Ta ładna - ta nadobna, ta nader bystrego
Dowcipu - rozsądku zaś ta doskonałego.
Pono by sam Parys, choć boginie sądził,
Patrząc na te śmiertelne w obieraniu błądził,
Lecz ja przecie to rozumiem, że ta będzie miała
Me serce, co ode mnie wziąć go będzie chciała.
Morsztyn Zbigniew Na Maryjannę
Wczoraś chwalił, i słusznie, piękną Maryjannę,
że gładkością i samę przechodzi Dyjannę.
Ja przyznam, że ją każdy dobrze przyrownywa
Do Dyjanny, bo także jak ona myśliwa;
Obie jednej natury i tak ta, jak i ta
Mają młodego, co go lubią, faworyta.
W tym rozne, że Dyjanna nna swej głowie stawa
Księżyc z rogami; ta je mężowi przyprawia.
że gładkością i samę przechodzi Dyjannę.
Ja przyznam, że ją każdy dobrze przyrownywa
Do Dyjanny, bo także jak ona myśliwa;
Obie jednej natury i tak ta, jak i ta
Mają młodego, co go lubią, faworyta.
W tym rozne, że Dyjanna nna swej głowie stawa
Księżyc z rogami; ta je mężowi przyprawia.
Morsztyn Zbigniew Na spółzalotnik...
Ja się niewinnie suszę,
Ja ciężkie wzdychania
Wylewać zawsze muszę,
Nędzny, bez przestania.
A podobno nie ułapię
Tego, o co się trapię.
Ja się ciągnę, ja tracę,
A pono do tego
Przyjdzie, że choć przypłacę,
Nie dokażę swego.
I widzę, że ten wszytek
Stąd odnosę pożytek.
Co się zgryzę, sfrasuję,
A wszytko daremnie,
Bo czy tegoż nie czuję,
że polują ze mnie?
Czasem mię nie znają,
A już kochać mają.
Sam sobie dać nie umiem
Rady, lecz inaczej
Już teraz nie rozumiem,
że ktoś drugi raczej
Przypadł z drugiego boku
I tak na pilnym oku
Me chęci, me usługi,
Me szczyre starania,
Którem przez czas długi
czynił bez przestania
I wszytkie moje rzeczy
Miał na swej pilnej pieczy.
Ale ja Ktosia tego,
Choćby mi umierać,
Zsadzę z nadziei jego,
Bo ja chcę zawierać
I krwią moje kochanie,
Choćby i zginąć za nie.
Ja ciężkie wzdychania
Wylewać zawsze muszę,
Nędzny, bez przestania.
A podobno nie ułapię
Tego, o co się trapię.
Ja się ciągnę, ja tracę,
A pono do tego
Przyjdzie, że choć przypłacę,
Nie dokażę swego.
I widzę, że ten wszytek
Stąd odnosę pożytek.
Co się zgryzę, sfrasuję,
A wszytko daremnie,
Bo czy tegoż nie czuję,
że polują ze mnie?
Czasem mię nie znają,
A już kochać mają.
Sam sobie dać nie umiem
Rady, lecz inaczej
Już teraz nie rozumiem,
że ktoś drugi raczej
Przypadł z drugiego boku
I tak na pilnym oku
Me chęci, me usługi,
Me szczyre starania,
Którem przez czas długi
czynił bez przestania
I wszytkie moje rzeczy
Miał na swej pilnej pieczy.
Ale ja Ktosia tego,
Choćby mi umierać,
Zsadzę z nadziei jego,
Bo ja chcę zawierać
I krwią moje kochanie,
Choćby i zginąć za nie.