Stolat.pl

Miłosz Czesław

Czesław
Miłosz

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Miłosz Czesław Rozmowa z Jeanne

Nie zajmujmy się filozofią, zostaw to, Jeanne.
Tyle słów i papieru, którz to zniesie.
Powiedziałem ci prawdę o moim oddalaniu się.
Nie tak znów bardzo mnie martwi moje koślawe życie,
Nie lepsze i nie gorsze od zwykłych ludzkich tragedii.

Lat już ponad trzydzieści toczy się nasza dysputa.
Tak jak teraz, na wyspie pod niebem tropików.
Uciekamy przed ulewą, chwila i pełne słońce,
I niemiję, olśniony szmaragdową esencją zieleni.

Zanurzamy się w piany na linii przyboju,
Płyniemy daleko, tam skąd horyzont w skłębieniu
bananowców, z pierzastymi wiatraczkami palm.
A ja pod oskarżeniem: że nie wzniosłem się na
na wysokość mego dziela,
że nie wymagam od siebie, jak mógł nauczyć mnie Jaspers,
że słabnie moja pogarda dla opinii, byle jakich, wieku.

Kołyszę się na fali i patrzę w obłoki.

Masz rację, Jeanne, nie umiem troszczyć się o zbawienie duszy,
Jedni są powołani, inni radzą sobie, jak umieją.
Przyjmuję, co mnie spotkało, było sprawiedliwe.
Nie udaję dostojeństwa rozważnej starości.
W rzeczach tego Świata, które są i dlatego cieszą:
Nagość kobiet na plaży, mosiężne stożki ich piersi,
Hibiskus, alamanda, czerwona lilia, pochłanianie
Oczami, usta, język, sok guawy, sok prune de Cynthere,
Rum z lodem i syropem, liany-orchidee
W mokrym lesie, gdzie drzewa stoją na szczudłach korzeni.
śmierć, powiadasz, moja i twoja, coraz bliżej, blisko.
I cierpieliśmy, i nie wystarczała nam biedna ziemia.

Fioletowo-czarna ziemia warzywnych ogrodów
Będzie tutaj, widziana albo nie widziana.
Morze będzie jak dzisiaj oddychać głębinowo.
Malejący znikam w ogromie, coraz bardziej wolny.
więcej

Miłosz Czesław Wiersz na koniec ...

Kiedy już było dobrze
I znikło pojęcie grzechu
I ziemia była gotowa
W powszechnym pokoju
Spoczywać i weselić się
Bez wiar i utopii,


Ja, nie wiadomo czemu,
Obłożony księgami
Proroków i teologów,
Filozofów, poetów,
Szukałem odpowiedzi
Marszcząc się, wykrzywiając, budząc się w środku nocy
Wykrzykując nad ranem.

Co mnie tak pognębiało,
Było zawstydzające.
Brak taktu i rozwagi
Byłby w mówieniu o tym,
A nawet jakby zamach
Na zdrowie ludzkości.

Niestety moja pamięć

Nie chciała mnie opuścić,
A w niej żywe istoty
Każda z jej wżasnym bólem,
Każda z jej wżasną śmiercią,
Z jej własnym przerażeniem.

I skąd by tam niewinność
Na plażach ziemskiego raju
,
Niepokalane niebo
Nad kościołem higieny?
Czy dlatego, że Tamto
Było już bardzo dawno?

Do mędrca świątobliwego
Glosi arabska przypowieść
Bóg rzekł nieco złośliwie:
"Gdybym ludziom wyjawił,
Jakim jesteś grzesznikiem,
Nie chwaliliby ciebie."

"A ja, gdybym im odkrył,
Jak jesteś miłosierny
Odparł mąż świątobliwy
Pogardzałiby Tobą."

Do kogo mam się zwrócić
z tą całkiem ciemną sprawą
Bólu i razem winy
W architekturze Świata,
Jeżeli tutaj nisko
Ni tam w górze wysoko
żadna moc nie obali
Przyczyny i skutku?

Nie myśleć, nie wspominać
O Śmierci na krzyżu,
chociaż co dzień umiera
Jedyny miłujący,
Który bez Ĺadnej potrzeby
Zgodził się i zezwolił,
żeby co jest, istniało
Razem z narzędziem tortur.

Całkiem enigmatycznie.
Niepojęcie zawiłe.
Lepiej mowy zaprzestać.
Ten język nie dla ludzi.
Błogosławiona radość.
Winobranie i żniwo.
Choćby nie na każdego
Przyszlo uspokojenie.
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję