Wiersze znanych
Sortuj według:
Sexton Anne Poeta ignorancji
Być może ziemia płynie,
nie wiem.
Być może gwiazdy to małe papierowe strzępki
wycięte przez jakieś gigantyczne nożyczki,
nie wiem.
Być może księżyc jest zamarzniętą łzą,
nie wiem.
Być może Bóg jest tylko głębokim głosem
słyszanym przez głuchych,
nie wiem.
Być może jestem nikim.
To prawda, mam ciało
i nie potrafię od niego uciec.
Chciałabym ulecieć z mojej głowy,
lecz to wykluczone.
Na tabliczce przeznaczenia napisano,
że będę wklejona tutaj, w ten ludzki kształt.
Traktując to jako szczególny przypadek,
chciałabym zwrócić uwagę na mój problem.
Wewnątrz mnie jest zwierzę,
co mocno wczepia się w moje serce,
ogromny krab.
Bostońscy lekarze
rozłożyli ręce.
Próbowali skalpeli,
igieł, trujących gazów i tak dalej.
Krab trwa nadal.
To wielki ciężar.
Staram się o nim zapomnieć, zająć się swymi sprawami,
gotować brokuły, otwierać i zamykać książki,
myć zęby i sznurować buty.
Próbowałam modlitwy,
lecz gdy się modlę, krab trzyma mocniej
i ból rośnie.
Miałam kiedyś sen,
być może był to sen,
że ten krab to moja nieznajomość Boga.
Lecz kimże jestem, by wierzyć w sny?
nie wiem.
Być może gwiazdy to małe papierowe strzępki
wycięte przez jakieś gigantyczne nożyczki,
nie wiem.
Być może księżyc jest zamarzniętą łzą,
nie wiem.
Być może Bóg jest tylko głębokim głosem
słyszanym przez głuchych,
nie wiem.
Być może jestem nikim.
To prawda, mam ciało
i nie potrafię od niego uciec.
Chciałabym ulecieć z mojej głowy,
lecz to wykluczone.
Na tabliczce przeznaczenia napisano,
że będę wklejona tutaj, w ten ludzki kształt.
Traktując to jako szczególny przypadek,
chciałabym zwrócić uwagę na mój problem.
Wewnątrz mnie jest zwierzę,
co mocno wczepia się w moje serce,
ogromny krab.
Bostońscy lekarze
rozłożyli ręce.
Próbowali skalpeli,
igieł, trujących gazów i tak dalej.
Krab trwa nadal.
To wielki ciężar.
Staram się o nim zapomnieć, zająć się swymi sprawami,
gotować brokuły, otwierać i zamykać książki,
myć zęby i sznurować buty.
Próbowałam modlitwy,
lecz gdy się modlę, krab trzyma mocniej
i ból rośnie.
Miałam kiedyś sen,
być może był to sen,
że ten krab to moja nieznajomość Boga.
Lecz kimże jestem, by wierzyć w sny?
Stachura Edward Zobaczysz
Ach, kiedy ona cie kochac przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz noc w srodku dnia,
Czarne niebo zamiast gwiazd;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.
A ziemia zobaczysz,
Ziemia to nie bedzie ziemia:
Nie bedzie cie nosic.
A ogien, zobaczysz,
Ogien to nie bedzie ogien:
Nie bedziesz w nim brodzic.
A woda, zobaczysz,
Woda to nie bedzie woda:
Nie bedzie cie chlodzic.
A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie bedzie wiatr:
Nie bedzie cie koic.
Ach, kiedy ona cie kochac przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz obca wlasna twarz,
Jakie wielkie oczy ma strach;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.
A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie bedzie ziemia:
Nie bedzie cie nosic.
A ogien zobaczysz,
Ogien to nie bedzie ogien:
Nie bedziesz w nim brodzic.
A woda, zobaczysz,
Woda to nie bedzie woda:
Nie bedzie cie chlodzic.
A wiatr zobaczysz,
Wiatr to nie bedzie wiatr:
Nie bedzie cie koic.
I wszystkie zywioly,
Wszystkie beda ci zlozeczyc:
Lepiej bys przepadl bez wiesci!
Zobaczysz!
Zobaczysz noc w srodku dnia,
Czarne niebo zamiast gwiazd;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.
A ziemia zobaczysz,
Ziemia to nie bedzie ziemia:
Nie bedzie cie nosic.
A ogien, zobaczysz,
Ogien to nie bedzie ogien:
Nie bedziesz w nim brodzic.
A woda, zobaczysz,
Woda to nie bedzie woda:
Nie bedzie cie chlodzic.
A wiatr, zobaczysz,
Wiatr to nie bedzie wiatr:
Nie bedzie cie koic.
Ach, kiedy ona cie kochac przestanie:
Zobaczysz!
Zobaczysz obca wlasna twarz,
Jakie wielkie oczy ma strach;
Zobaczysz wszystko to samo,
Co ja.
A ziemia, zobaczysz,
Ziemia to nie bedzie ziemia:
Nie bedzie cie nosic.
A ogien zobaczysz,
Ogien to nie bedzie ogien:
Nie bedziesz w nim brodzic.
A woda, zobaczysz,
Woda to nie bedzie woda:
Nie bedzie cie chlodzic.
A wiatr zobaczysz,
Wiatr to nie bedzie wiatr:
Nie bedzie cie koic.
I wszystkie zywioly,
Wszystkie beda ci zlozeczyc:
Lepiej bys przepadl bez wiesci!
Słonimski Antoni Notes
Znalazłem w starym notesie
Numery telefonów
Umarłych przyjaciół,
Adresy spalonych domów.
Cyfry nakręcam. Czekam.
Telefon dzwoni.
Ktoś podnosi słuchawkę.
Cisza. Oddech słyszę.
A może szept ognia.
Numery telefonów
Umarłych przyjaciół,
Adresy spalonych domów.
Cyfry nakręcam. Czekam.
Telefon dzwoni.
Ktoś podnosi słuchawkę.
Cisza. Oddech słyszę.
A może szept ognia.
Szekspir William Sonet
Jakże podobna zimie jest rozłąka
Z tobą, radości przelotnego roku!
Jakiż chłód czułem, w jakich żyłem mrokach!
Jaka grudniowa pustka była wokół!
A przecież właśnie przechodziło lato
I jesień płodna, cała w drogich plonach,
Niosąca wiosny urodzaj bogaty
Jak owdowiała i brzemienna żona.
Lecz dla mnie były te plony dojrzałe
Gorzkim owocem mego smutku tylko,
Bo czym bez ciebie jest lato wspaniałe?
Gdy ciebie nie ma, nawet ptaki milkną
Lub taki smutek rozbrzmiewa w ich śpiewie,
że, drżąc przed zimą, liść blednie na drzewie.
Z tobą, radości przelotnego roku!
Jakiż chłód czułem, w jakich żyłem mrokach!
Jaka grudniowa pustka była wokół!
A przecież właśnie przechodziło lato
I jesień płodna, cała w drogich plonach,
Niosąca wiosny urodzaj bogaty
Jak owdowiała i brzemienna żona.
Lecz dla mnie były te plony dojrzałe
Gorzkim owocem mego smutku tylko,
Bo czym bez ciebie jest lato wspaniałe?
Gdy ciebie nie ma, nawet ptaki milkną
Lub taki smutek rozbrzmiewa w ich śpiewie,
że, drżąc przed zimą, liść blednie na drzewie.