Adam Jerzy
Czartoryski
1970-01-01 - 1970-01-01
Czartoryski Adam Jerzy
Cisza
Powoli, co dnia, mnie cisza pochłania.
Nie jest na pewno to cisza przed burzą.
Gdy myślę o niej, oznaki jej wróżą
to jedno dla mnie. Koniec przemijania.
Jako przechodzień, co bez zatrzymania
kroczy wciąż dalej, dojść muszę do celu,
gdzie dojdą wszyscy, gdzie już doszło wielu ...
Do miejsca, w którym nie ma nic do brania.
Nic nie ma w tamtym miejscu, nawet żalu.
W tym jednym miejscu, gdzie każdy zagości,
nic w nim nie znajdzie: śladu po miłości
opadłym kwieciu czy rozpaczy szalu ...
I tylko cisza, coraz cichsza co dnia,
mnie w bezszelestną wchłania z wolna niszę ...
Jak pożegnanie, którego nie słyszę,
mówi o końcu wędrówki przechodnia.
Jest takie miejsce, na dnie samym ciszy,
gdzie nie ma wrażeń, ni żadnego dźwięku,
nie ma miłości, zdrady ani lęku ...
Gdzie ja nikogo, nikt mnie nie usłyszy.
Nie jest na pewno to cisza przed burzą.
Gdy myślę o niej, oznaki jej wróżą
to jedno dla mnie. Koniec przemijania.
Jako przechodzień, co bez zatrzymania
kroczy wciąż dalej, dojść muszę do celu,
gdzie dojdą wszyscy, gdzie już doszło wielu ...
Do miejsca, w którym nie ma nic do brania.
Nic nie ma w tamtym miejscu, nawet żalu.
W tym jednym miejscu, gdzie każdy zagości,
nic w nim nie znajdzie: śladu po miłości
opadłym kwieciu czy rozpaczy szalu ...
I tylko cisza, coraz cichsza co dnia,
mnie w bezszelestną wchłania z wolna niszę ...
Jak pożegnanie, którego nie słyszę,
mówi o końcu wędrówki przechodnia.
Jest takie miejsce, na dnie samym ciszy,
gdzie nie ma wrażeń, ni żadnego dźwięku,
nie ma miłości, zdrady ani lęku ...
Gdzie ja nikogo, nikt mnie nie usłyszy.