Adam Jerzy
Czartoryski
1970-01-01 - 1970-01-01
Czartoryski Adam Jerzy
Sen miewam
Sen miewam taki. Tak realny,
tak sceną jedną powtarzalny,
że-m zawsze z niego umknąć chciała.
Wtedy się budzę, drżąca cała.
Sen pośród nocnej jest scenerii.
Księżyc, wodopój, koń na prerii.
To biały koń i grzywa biała
i ogon... A poświata cała,
jak gdyby srebrem przetykana.
Wiem, że jest północ, a do rana
bezdrożem brzegu wzdłuż ruczaju
mam jechać do innego kraju.
Zlękniona wsiadam, me kolana
ściskają konia. żebrowana
skóra bokami konia wstrząsa.
Koń na początku jakby pląsa,
potem ze stępa do galopu...
Lecę, nie widząc zgoła wokół
niczego, tylko strach prawdziwy
wciska mnie całą w srebro grzywy,
jakby nie było grawitacji.
Me ciało pełne jest wibracji,
pędu i światła nocy srebrnej
w jeździe szalonej i podniebnej,
jak gdybym wieczność przywołała...
Wtedy się budzę, drżąca cała.
I tylko noc się wokół ścieli...
Wśród bałaganu mej pościeli
poduszkę tulą moje ręce...
Noc tylko wokół... I nic więcej.
tak sceną jedną powtarzalny,
że-m zawsze z niego umknąć chciała.
Wtedy się budzę, drżąca cała.
Sen pośród nocnej jest scenerii.
Księżyc, wodopój, koń na prerii.
To biały koń i grzywa biała
i ogon... A poświata cała,
jak gdyby srebrem przetykana.
Wiem, że jest północ, a do rana
bezdrożem brzegu wzdłuż ruczaju
mam jechać do innego kraju.
Zlękniona wsiadam, me kolana
ściskają konia. żebrowana
skóra bokami konia wstrząsa.
Koń na początku jakby pląsa,
potem ze stępa do galopu...
Lecę, nie widząc zgoła wokół
niczego, tylko strach prawdziwy
wciska mnie całą w srebro grzywy,
jakby nie było grawitacji.
Me ciało pełne jest wibracji,
pędu i światła nocy srebrnej
w jeździe szalonej i podniebnej,
jak gdybym wieczność przywołała...
Wtedy się budzę, drżąca cała.
I tylko noc się wokół ścieli...
Wśród bałaganu mej pościeli
poduszkę tulą moje ręce...
Noc tylko wokół... I nic więcej.