Wiersze znanych
Sortuj według:
Tuwim Julian Z wierszy o Małg...
1
"Za górami" to co? "Za lasami" to jak?
że to góry, myślicie, że lasy?
Za górami - to dzwon,
Zaśpiew pieśni i ton -
Zaraz zagra zagóramizalasmi,
Hołubcami, podkutymi obcasami
W ziemię wyrżnie step-topot żelazny.
"Tańcowała" to co? Tańcowała, no tak...
Ale tańce cygańcami gędą,
Wywijała od Tater, od Beskid ku Węgrom,
Zapadał w ramiona tańcującym łazęgom,
Przefruwała cyganiącym od siebie do siebie,
Gwiazdowała ogniem oczu po łące, po niebie,
Za morawą, za madziarą tańcowała
Małgorzatka gorejąca, zagorzała.
Trawą-łęgiem węgrowała kołokregiem
Po murawach, po dolinach gnała cięgiem,
Cięgiem-kołem, górą-dołem, za górami,
Za lasami Morawianka z Cyganami.
Wichrowały gwiazdy w głowie i gorzałka,
Aż huknęła, ogłosiła Małgorzatka:
2
"ja w góry ja od gór
na hory na wierhy
hornym jarem w czarny bór
z boru ja na czehry
na czehry na urhy
na hongry na huzary
na wichry na wędry
na żebry na hungary -
na wędry na udry
na hory na hongrowiany
a ganiaj do d'oganiago
naj smiga da na cygany!
w bĂĄłgary w bĂĄłkany
w istambuł w pustynie
w araby w mazuwary
da na hindackie stepynie
ste-pynie stepia-ny
prastare istukany
na gangi na gandziary
gań d'ganiaj go na cygany!
step-zastep
step-topot
step-potop kopytary
top stepem
top trawami
trawy kopcem za mazuwary!"
3
Pracował najpierw w KIPie
W Katowicach,
Niezbyt długo była w KIPie
W Katowicach;
Zamiast kwity KIPu
Rejestrować w biurze
"...Zakwitały pęki białych róż"
W rejestraturze
I na ulicach,
I na księżycach -
Wszędzie róże,
W całych na świecie Katowicach.
W KIPie robiono takie rzeczy:
L. Dz. 2813/BP/36 Katowice dnia
w związku z
powołując się na
z wys. poważ.
i pieczęć.
Albo takie w KIPie mieli troski:
L. Dz. 4702/MK/77-a
Katowice dnia
w odpowiedzi na
mamy zaszczyt za---
Nacz. Wydz. (-)ściskowski.
I dlatego
wielki był KIP
ważny był KIP
groźny był KIP
dom-blok
nikiel i szkło
99
lustrzanych szyb -
a było - STO!
Lecz pewnego dnia,
(Katowice dnia,
jerum, jerum!
Katowice dnia -
i bez numeru!!!)
miała zaszczyt za-
śpiewać nagle przed dygnitarzem:
"Siedziała na lipie
pracował w KIPie"
i w szybę KIPu kałamarzem!
I więcej nic.
Wyrzucona za
(-)Nacz. Wydz.
4
Taki jest początek opowieści
O Indyjskim Jarmarku
Który się odbył w mieście... w mieście:
Cieszynie, Kieżmarku,
Bagdadzie, Nowym Targu,
W Rzymie, Jerusalimie,
Pod Bieszczadem, gdzie nie Bieszczad, nie Beskid,
Ale polski Hindukusz niebieski,
W onej Persji, gwiazdami dzierganej,
Gdzie Śpiewanie i gdzie Cygany,
I gdzie Ona - zamaszysta, kraciasta, kwiaciasta -
Cyganeczka, naczynie żądz,
Idzie szybko
ulicami pstrokatego miasta,
Papirosku, papirosku ćmiąc...
5
"Czego ty u Cyganów szukasz?
Ĺšle ci to w domu?
Kocha się w tobie dependent, pan Łukasz,
I pan Jan z PKO,
I pan Paweł, perukarz,
A ojciec w rynku ma sklep z galanterią,
A matka z domu Różniecka,
A wuj Różniecki był uczestnikiem,
A stryj Kościński jest kanonikiem,
A uczyłam cię przecież od dziecka:
Dajże ty pokój tym breweriom,
życie trzeba na serio,
Wuj uczestnik przewróci się w grobie,
Stryj kanonik pozbawi cię spadku!
Zmiłuj się, przestań, zaszkodzisz sobie!
Chodź do domu, chodź do domu, Małgorzatko!"
6
Pijanemu targ, pijanemu jarmark,
Kaszkiecik na bakier, a biczysko kamrat,
Jak z bicza wystrzeli, to jak z piąci armat.
Targ na rynku,
W rynku szynk,
A w tym szynku
Ciosek dzyng,
A w tym szynku dymno, piwno,
Nic nie mówił, tylko kiwnął.
Znaczy: śpyrt.
Szklanka, dwie,
Tylko kiwnąć, żyd już wie.
Na czterdziestkę toby mrugnął,
Ale co czterdziestka? G...
Dzisiaj - śpryt.
Zagryzł trzecią korniszonem.
Zamknął oczy. Czeka. Już.
Już mu gra, już pnie się wzgórz
Ulubione, upragnione.
Ciągnie z brzucha aż po kark
I w gorących wzbiera wargach
I:
"Pi-ja-nemu targ,
Pijanemu jarmark!"
Aż po oczy wypuczone,
Aż po czub! A w czubie - fyrt!
Niesie szumne i spiętrzone...
Znaczy: śpyrt.
7
A ten jej tancerz, Dżuli imieniem,
Twardy w ramionach, pierś - łuk,
KĂĄmienie, kĂĄmienie, o-oj kĂĄmienie,
KĂĄmienie, kĂĄmienie, nĂĄ szosie tłukł.
Patrzy dziewczyna:
wrząca smołą czupryna,
oczy - arabia,
tors - brąz,
pot
z torsu
miedzią
spływa,
oczy - arabia, smolista oliwa,
a każdy cios - wstrząs,
a każdy cios: tors - brąz.
"Cygan, Cygan, gdzieś ty bywał?
Ze mną tańcował, ze mną śpiwał.
Czegoś uciekł? Kamienie tłuczesz.
Widzisz? Ręka. Włosy nią uczesz,
Uczesz włosy żywym grzebieniem,
żebyś był ładny - i chodź w pląs!
KĂĄmienie, kĂĄmienie, tors-brąz!
A na mnie - dotknij - tylko ta kiecka,
Cieniuśka - czujesz - nie!!! grzech!
A moja mama z domu Różniecka,
A ojciec..." - prysła, i w śmiech, w śmiech!
KĂĄmienie, kĂĄmienie, o-oj kamienie,
A w lesie mięciutki mech... mech...
I zerwała kłos jęczmienia wąsaty,
Niedaleko stanęła - o kłos,
I łaskocze go kłosem włochatym,
Kłośnym włosem łaskoce mu nos...
"Cygan, Cygan, gdzie masz wąs?"
I chichoce chutliwie, tkliwie,
Aż - rozbłysło pełganiem w hebanowej oliwie
I pod brązem wystąpił - pąs,
Ale jeszcze wali uporczywie:
Tors - brąz, tors - brąz,
A ta bliżej, bliżej, o włos,
Coraz chytrzej, coraz urodziwiej...
. . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . .
Wiesz, jak pachną w upał pokrzywy?
Tak pachniała.
I jeszcze mlekiem gorącym,
I macierzanką, gdy nieomal
Ogniem liliowym pełga, palona
Przepiorunowym słońcem.
I nie myrrhą, ambrą i nardem,
Ale łożem żarkim i twardym
Z tłuczonego kamienia,
I nie górnym cedrem libańskim,
Ale sinym dymem cygańskim,
Pachnącym jak sama ziemia
8
Popatrzyła. Uśmiechnęła się,
"Daj się sztachnąć" ..Zaciągnęła się.
Dymek puściła mu w twarz:
"Cygan, Cygan, co mi dasz?"
Inni, o! nie żałowaliby,
Jak nic pięćset złotych daliby.
W Katowicach jeden szwab
To mi tysiąc złotych kładł.
Nawet ładny, nawet młody,
Ja w cukierni jadłam lody:
Malinowe, ananasowe
(Bo ja lubię owocowe).
On pochodzi, grzecznie wita się,
Ja go nie znam, a on pyta się:
"Ist der Platz - powiada - frei?"
(Jeszcze raz się sztachnąć daj.)
Zaciągnęła się. Uśmiechnęła się.
Jak kot w miękki kłąb zwinęła się.
Mówię: "Frei". Bo czemu nie?
Siadł i zaczął kusić mnie.
że on dobry, że ożeni się,
że on stały, nie odmieni się,
że on w banku
krocie ma
I w Cieszynie ciocię ma.
A ta ciocia... No jednym słowem
Dwie piećsetki seledynowe
Kładł mi na stół, żebym w holu
Dziś czekała w "Metropolu".
Ja go słucham, bo on miły,
A mnie lody się roztopiły:
Malinowe, ananasowe
(Bo ja lubię owocowe).
Roztopiły się w mleczko chłodne,
Seledynowo-złoto-miodne
Z pasemkami różowymi
Mali-mali-malinowymi.
Czasem tak na niebie bywa.
Kiedy obłok w obłok wpływa:
Różowieńki, malinowy
W złoty, złoty, ananasowy...
Uśmiechnęła się. Popatrzyła.
Spał jak ciemna w polu mogiła.
Wstała, śliczna i nieszczęśliwa,
Idzie ścieżką i chabry zrywa.
Idzie - naga i sprawiedliwa.
Pamiętajcie: SPRAWIEDLIWA.
"Za górami" to co? "Za lasami" to jak?
że to góry, myślicie, że lasy?
Za górami - to dzwon,
Zaśpiew pieśni i ton -
Zaraz zagra zagóramizalasmi,
Hołubcami, podkutymi obcasami
W ziemię wyrżnie step-topot żelazny.
"Tańcowała" to co? Tańcowała, no tak...
Ale tańce cygańcami gędą,
Wywijała od Tater, od Beskid ku Węgrom,
Zapadał w ramiona tańcującym łazęgom,
Przefruwała cyganiącym od siebie do siebie,
Gwiazdowała ogniem oczu po łące, po niebie,
Za morawą, za madziarą tańcowała
Małgorzatka gorejąca, zagorzała.
Trawą-łęgiem węgrowała kołokregiem
Po murawach, po dolinach gnała cięgiem,
Cięgiem-kołem, górą-dołem, za górami,
Za lasami Morawianka z Cyganami.
Wichrowały gwiazdy w głowie i gorzałka,
Aż huknęła, ogłosiła Małgorzatka:
2
"ja w góry ja od gór
na hory na wierhy
hornym jarem w czarny bór
z boru ja na czehry
na czehry na urhy
na hongry na huzary
na wichry na wędry
na żebry na hungary -
na wędry na udry
na hory na hongrowiany
a ganiaj do d'oganiago
naj smiga da na cygany!
w bĂĄłgary w bĂĄłkany
w istambuł w pustynie
w araby w mazuwary
da na hindackie stepynie
ste-pynie stepia-ny
prastare istukany
na gangi na gandziary
gań d'ganiaj go na cygany!
step-zastep
step-topot
step-potop kopytary
top stepem
top trawami
trawy kopcem za mazuwary!"
3
Pracował najpierw w KIPie
W Katowicach,
Niezbyt długo była w KIPie
W Katowicach;
Zamiast kwity KIPu
Rejestrować w biurze
"...Zakwitały pęki białych róż"
W rejestraturze
I na ulicach,
I na księżycach -
Wszędzie róże,
W całych na świecie Katowicach.
W KIPie robiono takie rzeczy:
L. Dz. 2813/BP/36 Katowice dnia
w związku z
powołując się na
z wys. poważ.
i pieczęć.
Albo takie w KIPie mieli troski:
L. Dz. 4702/MK/77-a
Katowice dnia
w odpowiedzi na
mamy zaszczyt za---
Nacz. Wydz. (-)ściskowski.
I dlatego
wielki był KIP
ważny był KIP
groźny był KIP
dom-blok
nikiel i szkło
99
lustrzanych szyb -
a było - STO!
Lecz pewnego dnia,
(Katowice dnia,
jerum, jerum!
Katowice dnia -
i bez numeru!!!)
miała zaszczyt za-
śpiewać nagle przed dygnitarzem:
"Siedziała na lipie
pracował w KIPie"
i w szybę KIPu kałamarzem!
I więcej nic.
Wyrzucona za
(-)Nacz. Wydz.
4
Taki jest początek opowieści
O Indyjskim Jarmarku
Który się odbył w mieście... w mieście:
Cieszynie, Kieżmarku,
Bagdadzie, Nowym Targu,
W Rzymie, Jerusalimie,
Pod Bieszczadem, gdzie nie Bieszczad, nie Beskid,
Ale polski Hindukusz niebieski,
W onej Persji, gwiazdami dzierganej,
Gdzie Śpiewanie i gdzie Cygany,
I gdzie Ona - zamaszysta, kraciasta, kwiaciasta -
Cyganeczka, naczynie żądz,
Idzie szybko
ulicami pstrokatego miasta,
Papirosku, papirosku ćmiąc...
5
"Czego ty u Cyganów szukasz?
Ĺšle ci to w domu?
Kocha się w tobie dependent, pan Łukasz,
I pan Jan z PKO,
I pan Paweł, perukarz,
A ojciec w rynku ma sklep z galanterią,
A matka z domu Różniecka,
A wuj Różniecki był uczestnikiem,
A stryj Kościński jest kanonikiem,
A uczyłam cię przecież od dziecka:
Dajże ty pokój tym breweriom,
życie trzeba na serio,
Wuj uczestnik przewróci się w grobie,
Stryj kanonik pozbawi cię spadku!
Zmiłuj się, przestań, zaszkodzisz sobie!
Chodź do domu, chodź do domu, Małgorzatko!"
6
Pijanemu targ, pijanemu jarmark,
Kaszkiecik na bakier, a biczysko kamrat,
Jak z bicza wystrzeli, to jak z piąci armat.
Targ na rynku,
W rynku szynk,
A w tym szynku
Ciosek dzyng,
A w tym szynku dymno, piwno,
Nic nie mówił, tylko kiwnął.
Znaczy: śpyrt.
Szklanka, dwie,
Tylko kiwnąć, żyd już wie.
Na czterdziestkę toby mrugnął,
Ale co czterdziestka? G...
Dzisiaj - śpryt.
Zagryzł trzecią korniszonem.
Zamknął oczy. Czeka. Już.
Już mu gra, już pnie się wzgórz
Ulubione, upragnione.
Ciągnie z brzucha aż po kark
I w gorących wzbiera wargach
I:
"Pi-ja-nemu targ,
Pijanemu jarmark!"
Aż po oczy wypuczone,
Aż po czub! A w czubie - fyrt!
Niesie szumne i spiętrzone...
Znaczy: śpyrt.
7
A ten jej tancerz, Dżuli imieniem,
Twardy w ramionach, pierś - łuk,
KĂĄmienie, kĂĄmienie, o-oj kĂĄmienie,
KĂĄmienie, kĂĄmienie, nĂĄ szosie tłukł.
Patrzy dziewczyna:
wrząca smołą czupryna,
oczy - arabia,
tors - brąz,
pot
z torsu
miedzią
spływa,
oczy - arabia, smolista oliwa,
a każdy cios - wstrząs,
a każdy cios: tors - brąz.
"Cygan, Cygan, gdzieś ty bywał?
Ze mną tańcował, ze mną śpiwał.
Czegoś uciekł? Kamienie tłuczesz.
Widzisz? Ręka. Włosy nią uczesz,
Uczesz włosy żywym grzebieniem,
żebyś był ładny - i chodź w pląs!
KĂĄmienie, kĂĄmienie, tors-brąz!
A na mnie - dotknij - tylko ta kiecka,
Cieniuśka - czujesz - nie!!! grzech!
A moja mama z domu Różniecka,
A ojciec..." - prysła, i w śmiech, w śmiech!
KĂĄmienie, kĂĄmienie, o-oj kamienie,
A w lesie mięciutki mech... mech...
I zerwała kłos jęczmienia wąsaty,
Niedaleko stanęła - o kłos,
I łaskocze go kłosem włochatym,
Kłośnym włosem łaskoce mu nos...
"Cygan, Cygan, gdzie masz wąs?"
I chichoce chutliwie, tkliwie,
Aż - rozbłysło pełganiem w hebanowej oliwie
I pod brązem wystąpił - pąs,
Ale jeszcze wali uporczywie:
Tors - brąz, tors - brąz,
A ta bliżej, bliżej, o włos,
Coraz chytrzej, coraz urodziwiej...
. . . . . . . . . . .
. . . . . . . . . . .
Wiesz, jak pachną w upał pokrzywy?
Tak pachniała.
I jeszcze mlekiem gorącym,
I macierzanką, gdy nieomal
Ogniem liliowym pełga, palona
Przepiorunowym słońcem.
I nie myrrhą, ambrą i nardem,
Ale łożem żarkim i twardym
Z tłuczonego kamienia,
I nie górnym cedrem libańskim,
Ale sinym dymem cygańskim,
Pachnącym jak sama ziemia
8
Popatrzyła. Uśmiechnęła się,
"Daj się sztachnąć" ..Zaciągnęła się.
Dymek puściła mu w twarz:
"Cygan, Cygan, co mi dasz?"
Inni, o! nie żałowaliby,
Jak nic pięćset złotych daliby.
W Katowicach jeden szwab
To mi tysiąc złotych kładł.
Nawet ładny, nawet młody,
Ja w cukierni jadłam lody:
Malinowe, ananasowe
(Bo ja lubię owocowe).
On pochodzi, grzecznie wita się,
Ja go nie znam, a on pyta się:
"Ist der Platz - powiada - frei?"
(Jeszcze raz się sztachnąć daj.)
Zaciągnęła się. Uśmiechnęła się.
Jak kot w miękki kłąb zwinęła się.
Mówię: "Frei". Bo czemu nie?
Siadł i zaczął kusić mnie.
że on dobry, że ożeni się,
że on stały, nie odmieni się,
że on w banku
krocie ma
I w Cieszynie ciocię ma.
A ta ciocia... No jednym słowem
Dwie piećsetki seledynowe
Kładł mi na stół, żebym w holu
Dziś czekała w "Metropolu".
Ja go słucham, bo on miły,
A mnie lody się roztopiły:
Malinowe, ananasowe
(Bo ja lubię owocowe).
Roztopiły się w mleczko chłodne,
Seledynowo-złoto-miodne
Z pasemkami różowymi
Mali-mali-malinowymi.
Czasem tak na niebie bywa.
Kiedy obłok w obłok wpływa:
Różowieńki, malinowy
W złoty, złoty, ananasowy...
Uśmiechnęła się. Popatrzyła.
Spał jak ciemna w polu mogiła.
Wstała, śliczna i nieszczęśliwa,
Idzie ścieżką i chabry zrywa.
Idzie - naga i sprawiedliwa.
Pamiętajcie: SPRAWIEDLIWA.
Tuwim Julian O Gazecie warszaw...
Dość dużo rozumiem i wiem jak na "wieszcza",
Lecz jedno wyjaśnić mi proszę:
Dlaczego "Gazeta Warszawska" zamieszcza
Tak dużo żydowskich ogłoszeń?
Dlaczego na wszystkich stronicach "Gazety"
Są żydzi złodzieje i dranie,
A na osiemnastej - już mają zalety
I w miłej gazetce mieszkanie?
I jaka jest tego ukryta przyczyna,
I co z tego faktu wynika,
że pismo ogłasza Gelbfisza, Fajncyna
I nawet Szynllera-Szklonika?
Gelbfisza, Fajncyna, Szyllera-Szkolnika,
Bursztyna, Cajtlina i Katza,
I (żyd!) Dobrzyńskiego, Zyberta, Grosglika -
- To pewno się dobrze opłaca.
I Muszkatblit jest, gdy ktoś chce Muszkatblita,
I Edelman - gdy Edelmana,
Gazetka nie pyta, kto swój, kto zrajlita,
Bo forsa to forsa, prosz' pana.
Wiadomo: non olet, więc olens i volens,
W żydowskiej niewoli cierpiąca,
Gazetka złączyła żydowską niewolę z
Gudłajską miłością pieniądza.
Więc miesza się w głowie: Kozicki z Dobrzyńskim,
A Grosglik i Stroński z Zybertem,
I Gelbfisz z Rybarskim, i Katz z Rembielińskim,
A Szkolnik po prostu z Neuwetem.
Heil Adolf! Pod twoją aryjską opiekę
Oddaję kochanych gelbfiszów,
Neuwert erwache! Juda verrecke!
A giten cześć! Pisz na Berdyczów.
Tuwim Julian Mój dzionek
Ledwo słoneczko uderzy
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży
Z antypaństwowym okrzykiem.
Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyźnie.
Komunizuję godzinkę,
Zatruwam ducha, a później
Albo szkaluję troszeczkę,
Albo, gdy święto jest, bluźnię
Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam bolszewickie
I sączę jad w młode dusze.
Czasem mnie wujcio odwiedza,
Miły, niechlujny staruszek,
Czytamy sobie, czytamy
Talmudzik, Szulchan-Aruszek.
Z wujciem, jewrejem brodatym,
Emisariuszem sowietów,
Śpiewamy pierwszą brygadę,
Chodzimy do kabaretów.
Od oficerów znajomych
Wyłudzam w czasie kolacji
Sekrecik jakiś sztabowy
Lub planik mobilizacji.
Często mam misje specjalne
To w Druskiennikach, to w Kielcach
I wywrotowców werbuję
Na rozkaz Moskwy do Strzelca.
Do domu wracam pogodny,
Lekki jak mała ptaszyna,
W cichym mieszkaniu na Chłodnej,
Czeka drukarska maszyna.
Odbijam sobie, odbijam
Zielone dolarki śliczne,
Komunistyczną bibułę,
Broszurki pornograficzne.
A potem mała orgijka
W ramionach płomiennej Chajki!
(Mam w domu taką sadystkę
Z odsskiej czerezwyczajki.)
I choć mam milion rozkoszy
Od Chajki krwawej i ryżej,
To ciężko mi! Nie na sercu,
Lecz wprost przeciwnie i niżej.
Niech się ciężarem tym ze mną
Podzieli któryś z rodaków!
Mój Boże ile tam siedzi
Głupich endeckich pismaków.
W okno złocistym promykiem,
Budzę się hoży i świeży
Z antypaństwowym okrzykiem.
Zanurzam się aż po uszy
W miłej moralnej zgniliźnie
I najserdeczniej uwłaczam
Bogu, ludzkości, ojczyźnie.
Komunizuję godzinkę,
Zatruwam ducha, a później
Albo szkaluję troszeczkę,
Albo, gdy święto jest, bluźnię
Zaśmiecam język z lubością,
Znieprawiam, do złego kuszę,
Zakusy mam bolszewickie
I sączę jad w młode dusze.
Czasem mnie wujcio odwiedza,
Miły, niechlujny staruszek,
Czytamy sobie, czytamy
Talmudzik, Szulchan-Aruszek.
Z wujciem, jewrejem brodatym,
Emisariuszem sowietów,
Śpiewamy pierwszą brygadę,
Chodzimy do kabaretów.
Od oficerów znajomych
Wyłudzam w czasie kolacji
Sekrecik jakiś sztabowy
Lub planik mobilizacji.
Często mam misje specjalne
To w Druskiennikach, to w Kielcach
I wywrotowców werbuję
Na rozkaz Moskwy do Strzelca.
Do domu wracam pogodny,
Lekki jak mała ptaszyna,
W cichym mieszkaniu na Chłodnej,
Czeka drukarska maszyna.
Odbijam sobie, odbijam
Zielone dolarki śliczne,
Komunistyczną bibułę,
Broszurki pornograficzne.
A potem mała orgijka
W ramionach płomiennej Chajki!
(Mam w domu taką sadystkę
Z odsskiej czerezwyczajki.)
I choć mam milion rozkoszy
Od Chajki krwawej i ryżej,
To ciężko mi! Nie na sercu,
Lecz wprost przeciwnie i niżej.
Niech się ciężarem tym ze mną
Podzieli któryś z rodaków!
Mój Boże ile tam siedzi
Głupich endeckich pismaków.
Twardowski Jan Aniele Boży
Aniele Boży Stróżu mój
Ty właśnie nie stój przy mnie
jak malowana lala
ale ruszaj w te pędy
niczym zając po zachodzie słońca
skoro wygania nas
dziesięć po dziesiątej
ostatni autobus
jamnik skaczący na smycz
smutek jak akwarium z jedną złotą rybką
hałas
cisza
trumna jak pałacyk
ładne rzeczy gdybyśmy stanęli
jak dwa świstaki
i zapomnieli
że trzeba stąd odejść
Ty właśnie nie stój przy mnie
jak malowana lala
ale ruszaj w te pędy
niczym zając po zachodzie słońca
skoro wygania nas
dziesięć po dziesiątej
ostatni autobus
jamnik skaczący na smycz
smutek jak akwarium z jedną złotą rybką
hałas
cisza
trumna jak pałacyk
ładne rzeczy gdybyśmy stanęli
jak dwa świstaki
i zapomnieli
że trzeba stąd odejść