Konstanty Maria
Górski
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Górski Konstanty Maria Venus victrix
Błądzę po salach sam. W galerii mrok zapada,
Pośrodku krwawych zórz umiera znowu dzień...
I krasne blaski mrą a biała bóstw gromada,
Ujęta świętym snem, zachodzi z wolna w cień.
Stanęła w progu Noc, otula białe szaty
I kładzie silny mrok na ich klasyczny fałd
A świeci jeszcze wciąż na ciemnym tle komnaty
Rysunek greckich głów i nagich bogiń kształt.
I może blisko już do upragnionej pory,
Kędy niejeden bóg opuścił cokół swój
I ambrozyjskie znów nawiąże rozhowory
A bohaterów tłum w prastary wkroczy bój.
I zda się, bogi już zaczęły uczty swoje,
Bo w ciszy świętej drga jakby stu lutni szum...
Wtem - u bogini stóp - ozwie się głosów dwoje:
Był to miłosny szept. Ocknął się niebian tłum.
I wszczął się wielki gwar. Demeter gromko pyta,
Kto się do tajni jej, kto do Eleusis wkradł...
Jedna melijska śni z uśmiechem Afrodyta,
że tych kochanków zna od trzech tysięcy lat.
Pośrodku krwawych zórz umiera znowu dzień...
I krasne blaski mrą a biała bóstw gromada,
Ujęta świętym snem, zachodzi z wolna w cień.
Stanęła w progu Noc, otula białe szaty
I kładzie silny mrok na ich klasyczny fałd
A świeci jeszcze wciąż na ciemnym tle komnaty
Rysunek greckich głów i nagich bogiń kształt.
I może blisko już do upragnionej pory,
Kędy niejeden bóg opuścił cokół swój
I ambrozyjskie znów nawiąże rozhowory
A bohaterów tłum w prastary wkroczy bój.
I zda się, bogi już zaczęły uczty swoje,
Bo w ciszy świętej drga jakby stu lutni szum...
Wtem - u bogini stóp - ozwie się głosów dwoje:
Był to miłosny szept. Ocknął się niebian tłum.
I wszczął się wielki gwar. Demeter gromko pyta,
Kto się do tajni jej, kto do Eleusis wkradł...
Jedna melijska śni z uśmiechem Afrodyta,
że tych kochanków zna od trzech tysięcy lat.
Górski Konstanty Maria W albumie A.O.
Nie czuć, nie kochać, nie ufać, nie wierzyć,
Wżyć się w to życie gnuśne, ale nie żyć.
Kiedy dzień wstaje, na oczy naciągać
Szmatę, by oczom brzask nie mógł urągać.
Nie czekać szczęścia, ale czekać końca,
Nocy bez marzeń, wieczności bez słońca.
Albo też piersi wolą opancerzyć,
Gdzie wre wir morski, zejść, co boli przeżyć,
Z żadną się ludzką nędzą nie oswoić
I sercem walczyć i sercem się koić.
Ponad gruzami ufność snuć ze siebie
I jak skowronek tonie wiosną w niebie,
Tak się w światłości i pieśni rozpłynąć,
Potem od kuli gdzieś, na wojnie zginąć,
Czuć, że przechodzień na mogile męską
Zaśpiewa strofę, prostą, a zwycięską.
Wżyć się w to życie gnuśne, ale nie żyć.
Kiedy dzień wstaje, na oczy naciągać
Szmatę, by oczom brzask nie mógł urągać.
Nie czekać szczęścia, ale czekać końca,
Nocy bez marzeń, wieczności bez słońca.
Albo też piersi wolą opancerzyć,
Gdzie wre wir morski, zejść, co boli przeżyć,
Z żadną się ludzką nędzą nie oswoić
I sercem walczyć i sercem się koić.
Ponad gruzami ufność snuć ze siebie
I jak skowronek tonie wiosną w niebie,
Tak się w światłości i pieśni rozpłynąć,
Potem od kuli gdzieś, na wojnie zginąć,
Czuć, że przechodzień na mogile męską
Zaśpiewa strofę, prostą, a zwycięską.
Górski Konstanty Maria W muzeum
Powracam tutaj po latach
Z duszą, jak gdyby nie swoją,
Gdzie bogi w faldzistych szatach Niezmienne stoją.
Pierś moją bolę i troski,
Jak pługi, stokroć zorały,
A trwa posągów sen boski, Kamiennie biały.
I naraz czuję się niczym
Z uczuć, łez, pragnień mych światem
Przed niemym bogów obliczem I majestatem.
Z duszą, jak gdyby nie swoją,
Gdzie bogi w faldzistych szatach Niezmienne stoją.
Pierś moją bolę i troski,
Jak pługi, stokroć zorały,
A trwa posągów sen boski, Kamiennie biały.
I naraz czuję się niczym
Z uczuć, łez, pragnień mych światem
Przed niemym bogów obliczem I majestatem.