Stolat.pl

Ginsberg Allen

Allen
Ginsberg

1970-01-01 - 1970-01-01

Sortuj według:

Ginsberg Allen Koniec

Oto ja, Ojciec Rybooki, który zrodził ocean, robaka w swym uchu, węża
owiniętego wokół drzewa,

Tkwię w duszy dębu i ukrywam się w róży, wiem kiedy kto się budzi, nikt
prócz mej śmierci,

do mnie ciała, do mnie proroctwa, wszelkie przeczucia, duchy i wizje,

Przyjmuję wszystko, umrę na raka, wchodzę w trumnę na zawsze,
zamykam swe oko, znikam,

Opadam na siebie w zimowym śniegu, w wielkim kole toczę się przez
deszcz, oglądam konwulsje jebaków,

pisk aut, basowe jęki megier, pamięć gasnącą w mózgu, ludzi udających
psy,

Zachwycam się kobiecym brzuchem, podlotkiem co nadstawia miłości swe
piersi i uda, wpuszczaniem chuja, który składa

nasienie na ustach Yin, zwierzęta tańczą w Syjamie, śpiewają w operze w
Moskwie,

moi chłopcy tęsknią w mroku na werandach, odwiedzam Nowy Jork, gram
swój jazz na klawesynie w Chicago,

Tę Miłość, która mnie zrodziła, odsyłam nienaruszoną do mego Początku,
płynę nad rzygami

przerażony własną nieśmiertelnością, przerażony tą nieskończonością, o
którą gram w kości i którą puszczam w niepamięć,

przyjdź Poeto zamilknij zjedz moje słowo a moje usta wypróbuj w swoim
uchu.
więcej

Ginsberg Allen LSD

To wieloraki milionooki potwór
ukryty we wszystkich swych słoniach i jaźniach
brzęczy w elektrycznej maszynie do pisania,
elektryczność do samej siebie podłączona, o ile ma druty
to ogromna Pajęczyna
zaś ja jestem na ostatniej milionowej macce pajęczej, żałobnik
przegrany, oddzielony, robak, myśl, jaźń
jeden z milionów chińskich szkieletów
jeden z poszczególnych błędów
ja allen Ginsberg świadomość oddzielona
ja który chcę być Bogiem
ja który chcę słyszeć nieskończoną najdrobniejszą wibrację wiecznej
harmonii
ja który oczekuję drżąc swego zniszczenia przez ową eteryczną muzykę w
ogniu
ja który nienawidzę Boga i nadaję mu imię
ja który robię błędy na wiekuistej maszynie do pisania
ja Potępiony

Ale na drugim końcu wszechświata milionooki Pająk bez imienia
wysnuwa się z siebie nieskończenie
potwór nie-potwór nadchodzi wśród jabłek, perfum, torów kolejowych, tele-
wizji, czaszek
wszechświat który zjada i wypija siebie
krew z czaszki mojej
monstrum tybetańskie z owłosioną piersią i zodiak na moim żołądku
ta poświęcona ofiara niezdolna do radości
Moja twarz w lustrze, rzadkie włosy, przekrwione worki pod oczami, pedał,
rozkład, gadatliwa chuć
trr, wrr, tik świadomości w bezkresie
łajdak w oczach wszelkich Wszechświatów
co usiłuje uciec od swego Istnienia, niezdolny zbliżyć się do Oka
Rzygam, jestem w transie, ciało w konwulsjach, żołądek się buntuje, woda
z ust, jestem tu w Piekle
na pajęczynie suche kości mrowia martwych nagich mumii, Duchy, ja sam
jestem Duchem
Muzyką wykrzykuję swą obecność pokojowi, każdemu w pobliżu, a ty, Czy
ty jesteś Bogiem?
Nie, czy chcesz bym był Bogiem?
Czy nie ma Odpowiedzi ?
Czy zawsze musi być odpowiedź? odpowiadasz;
czyż to ja sam mam wedle swego uznania rzec Tak lub Nie --
Dzięki Bogu Bogiem nie jestem! Dzięki Bogu Bogiem nie jestem!
Lecz tęsknię za Tak Harmonii chcę by dotarło
do każdego zakątka wszechświata, w każdych warunkach
Tak, Istnieje..., Tak, Jestem... Tak, Jesteś... My

My
i musi istnieć To, i Oni, i Rzecz Bez Odpowiedzi
to pełza, to czeka, to jest ciche, to sil zaczęło, to są Rogi Bojowe, to jest
Wieloraka Skleroza
to nie moja nadzieja
to nie moja śmierć w Wieczności
to nie moje słowo, nie poezja
strzeże mego Słowa
To Pułapka Duchów, upleciona przez kapłana w Sikkim lub Tybecie
rama na której rozpięto tysiące barwnych żyłek,
duchowa rakieta do tenisa w której widzę eteryczne fale świetlne
co promieniują ze strun świetlistą energią jak przed bilionami lat
magiczne zmiany barw na wstęgach które
przechodzą jedna w drugą jak gdyby
Pułapka Duchów
była, miniaturowym odbiciem Wszechświata
świadoma czująca część złożonej machiny
wysyłająca fale w Czas do Obserwatora
przedstawiając w miniaturze swój własny obraz raz na zawsze
powtarzany co chwilę w nieskończonych odmianach
będąc we wszystkich swych częściach jednakowa

Ten obraz lub energia samoodtwarzająca siebie w głębinach przestrzeni
od samego Początku
w tym co mogłoby być omegą lub Zaśpiewem Om
idąc śladem odmian tego samego Słowa krążącego wokół siebie wedle
tego samego wzoru co jego pierwotny Przejaw
tworząc szerszy Obraz siebie w głębiach Czasu
wirując przez wstęgi dalekich Mgławic i wielkich Astrologii
zawartych, w imię prawdy, w Mandali wymalowanej na Słoniowej skórze
albo we fotografii malunku na boku zmyślonego Słonia, który się
uśmiecha chociaż wygląd Słonia jest tu nieistotnym żartem --
mógł to być Znak który trzymał Demon Płonący lub Potwór Przemijania
albo we fotografii mojego brzucha w próżni
albo w moim oku
albo w oku zakonnika który uczynił Znak
albo w Oku samego tego czegoś, co spogląda na Siebie po raz ostatni i
umiera

i chociaż oko może umrzeć
i choć me oko może umrzeć
bilionooki potwór, Bezimienność, Brak Odpowiedzi, Ukrytość-przede-mną,
Byt bezkresny
stwór który rodzi sam siebie
drży w najdrobniejszej swej cząstce, postrzega równocześnie każdym
okiem inaczej
Jeden i nie-Jeden chodzi własnymi drogami
nie mogę iść za nim

I uczyniłem tu wizerunek monstrum
i chciałbym zrobić inny
ono odczuwa jak Kryptozoidy
ono pełza i faluje pod morzami
nadchodzi by zająć miasto
wdziera się pod każdą Świadomość
jest delikatne jak Wszechświat
sprawia że rzygam
bo boję się że umkną mi jego przejawy
zjawia się w każdym razie
zjawia się w każdym razie w lustrze
wyrywa się z lustra jak morze
jest miriadą falowań
wyrywa się z lustra i topi obserwatora
zatapia świat gdy zatapia świat
tonie w samym sobie
wypływa jak zwłoki wypełnione muzyką
zgiełk wojny w jego głowie
śmiech dziecka w jego brzuchu
jęk agonii w ciemnym morzu
uśmiech na ustach ślepej statuy
ono tam było
ono nie było moje
chciałem go użyć do swych celów
by stać się heroicznym
lecz ono nie jest na sprzedaż dla tej świadomości
ono zawsze kroczy własną drogą
ono dopełni wszystkie twory
ono będzie radiem przyszłości
ono usłyszy siebie w czasie
ono chce wypocząć
jest zmęczone słuchaniem i oglądaniem siebie
pragnie innej formy innej ofiary
pragnie mnie
daje mi powody
daje mi rację istnienia
daje mi niezliczone odpowiedzi
świadomość bycia oddzielonym świadomość oglądania
Mam możność bycia Jednym albo drugim, stwierdzenia, że jestem tym i
tym a zarazem niczym
ono i beze mnie zadba o siebie
ono jest podwójnym Brakiem Odpowiedzi (nie na to imię odpowiada)
brzęczy w elektrycznej maszynie do pisania
pisze fragmentaryczne słowo które jest
fragmentarycznym słowem,

MANDALA

Bogowie tańczą na swych własnych ciałach
Nowe kwiaty rozkwitają w zapomnieniu Śmierci
Niebiańskie oczy poza bólem złudzeń
Widzę wesołego Stwórcę
Wstęgi powstają w hymnie dla światów
Flagi i sztandary falują w transcendencji
Jeden ostatecznie obraz pozostaje, miriadooki w Wieczności
Oto jest Dzieło! Oto jest Wiedza! Oto Przeznaczenie człowieka!
więcej

Ginsberg Allen Meskalina

Gnijący Ginsberg, patrzyłem dziś w lustro nagi
ujrzałem starą czaszkę, coraz bardziej łysieję
glaca błyska mi w kuchennym świetle spod rzednących włosów
jak czaszka zakonnika w starych katakumbach oświetlanych
latarką strażnika
za którym idzie tłum turystów a więc śmierć istnieje
mój kotek miauczy i zagląda do pokoju
Boito śpiewa dziś wieczór w adapterze swą starą pieśń o aniołach
Popiersie Antinousa na brązowej fotografii spogląda wciąż ze ściany
wybuch światła z delikatnej ręki Boga zsyła drewnianego gołębia dla cichej
dziewicy
wszechświat należący do Beato Angelico
kot oszalał i miauczy na podłodze

Co będzie kiedy gang śmierci da gnijącemu ginsbergowi w łeb
w jaki wejdę wszechświat
śmierć śmierć śmierć śmierć śmierć kot śpi
czy kiedykolwiek jesteśmy od niej wolni - gnijący ginsberg
Niech więc się wszystko rozpada, dzięki Bogu, że wiem
dzięki komu
dzięki komu
Dzięki tobie, O panie, poza moim okiem
droga musi gdzieś prowadzić
droga droga
przez składowisko gnijących okrętów, przez orgie Angelico
piip, wydaj dziecię i odejdź
może to jest odpowiedź, nie wiesz póki nie masz dziecka
Nie wiem, nigdy nie miałem dziecka i miał nie będę przy tej prędkości z
jaką gnam

Tak, powinienem być porządny, powinienem się ożenić
poznać czym to wszystko jest
ale nie mogę znieść tych kobiet
czuć je Naomi
zablokował mnie ten swojski gnijący ginsberg
chłopców też już nie znoszę
nie znoszę
nie znoszę
któż tak naprawdę chce być pieprzony w zadek?
Ogromne morza przepływają
strumień czasu
i któż chce być sławny dawać autografy jak gwiazda ekranu

Ja chcę wiedzieć
Chcę chcę zabawne wiedzieć wiedzieć CO gnijący ginsberg
Chcę wiedzieć co się stanie gdy zgniję
bo właśnie gniję
włosy mi wypadają brzuch rośnie mam już dosyć seksu
wlokę tyłek przez wszechświat znany mi zbyt dobrze
i nie dość dobrze
Ghcę wiedzieć co będzie gdy umrę
no cóż, dowiem się wkrótce
czy muszę wiedzieć już teraz?
Gzy to w ogóle potrzebne potrzebne potrzebne potrzebne
śmierć śmierć śmierć śmierć śmierć
bóg bóg bóg bóg bóg bóg bóg bóg Samotny Wędrowiec
rytm maszyny do pisania
Cóż mogę uczynić Niebiosom naciskając Klawisze
Zmieniam płytę Gregory och doskonały on robi co należy
a ja jestem nazbyt świadom miliona uszu
uszu pełzających, handlujących
zbyt wielu zdjęć w gazetach
wycinków pożółkłych, wyblakłych
Odchodzę z wiersza ku kontemplacji gównianej

tandeta umysłu
tandeta świata
człowiek na wpół śmieć
cała tandeta w grobie

Co może Williams myśleć w Paterson, tak bliski śmierci
już wkrótce wkrótce
Williams czym jest śmierć?
Czy w każdej chwili stoisz teraz przed tą wielką kwestią
czy też zapominasz podczas śniadania patrząc na swą starą wstrętną
miłość
czy jesteś gotów do nowych narodzin
wypuścić ten świat wstąpić do Niebios
albo wypuścić, wypuścić
i wszystko się dokona - i całe życie się pojawi - cała wieczność - odejdzie
w nicość, figlarne pytanie, które księżyc postawił nie znającej odpowiedzi
ziemi
Nie ma Chwały dla człowieka ! Nie ma Chwały dla człowieka ! Nie ma
chwały dla mnie! Nie ma mnie!

Nie ma sensu pisać, gdy duch nie prowadzi pióra
więcej

Ginsberg Allen Na grobie Apollin...


, , , , ...voici le temps
, Ou l'on connaitra l'avenir
Sans mourir de connaissance

I


Odwiedziłem Pere Lachaise by szukać szczątków Apollinaire'a w dniu gdy
Prezydent USA przybył do Francji na wielką konferencję szefów państw
niech więc będzie lotnisko Orly w błękitach wiosenna czystość powietrza
nad Paryżem
Eisenhower frunie od swego amerykańskiego cmentarza
i nad żabimi grobami Pere Lachaise iluzoryczna mgła gęsta jak dym mari-
huany
Peter Orloyvsky i ja szliśmy powoli przez Pere Lachaise wiedzieliśmy obaj
że umrzemy
trzymaliśmy więc czule nasze doczesne ręce w miejskopodobnej miniatu-
rze wieczności
wśród ulic i znaków drogowych skał i wzgórz i nazw na każdym domu
szukając zagubionego adresu wielkiego Francuza Próżni
by opłacić naszą drobną zbrodnią hołdu jego menhir bezradny
i złożyć mój nietrwały amerykański Skowyt na szczycie jego milczącego
Kali-gramu
by czytał między wierszami wzrokiem Poety ślącym promienie Roentgena
jak cudem wyczytał z Sekwany lirykę własnej śmierci
Wierzę że jakiś dziki wariat złoży swoje wierszyki na moim grobie by Bóg
mi je czytał podczas mroźnych nocy zimowych w niebie
nasze ręce zniknęły już z tego miejsca moja dłoń pisze teraz w paryskim
po- koju na Git-le-Coeur

Och William co za żwir miałeś w mózgu czym jest śmierć
Snułem się po całym cmentarzu i nie mogłem znaleźć twego grobu
o co ci chodziło z tym fantastycznym bandażem czaszki w twych
poematach
O uroczyście cuchnąca trupia głowo co masz do powiedzenia nic i to jest
właściwa odpowiedź

Nie możesz jeździć autem po dwumetrowym grobie chociaż wszechświat
jest mauzoleum wystarczająco wielkim dla wszystkiego
wszechświat to cmentarz a ja chodzę po nim samotny
wiedząc że Apollinaire był przed pół wiekiem na tej samej ulicy
jego szaleństwo jest tuż za rogiem i Genet jest z nami kradnie książki
znów na Zachodzie wojna jego jasne samobójstwo zaprowadzi pokój
Guillaume Guillaume jakże ci zazdroszczę sławy i doniosłości dla
amerykań-skiej literatury
twoja Strefa długich zwariowanych wersów bzdur na temat śmierci
wyjdź z grobu i przemów poprzez drzwi mego umysłu
wydaj nową serię obrazów oceanicznych haikai błękitnych taksówek
Moskwy czarnych statuetek Buddy
módl się za mnie na płycie gramofonowej twego poprzedniego istnienia
długim smutnym głosem strofami głębokiej słodkiej muzyki smutnej i
skrzy-piącej jak Pierwsza Wojna Światowa
Zjadłem błękitną marchew którą wysłałeś z grobu i ucho Van Gogha i ma-
niacki peyotl Artauda
i będę chodził po ulicach Nowego Jorku w czarnej pelerynie francuskiej
poezji
improwizując naszą rozmowę w Paryżu na Pere Lachaise
i przyszły poemat inspirowany światłem sączącym się w twój grób



II


Tu w Paryżu jestem twoim gościem przyjazny cieniu
nieobecna dłoń Maxa Jacoba
młody Picasso przynosi mi śródziemnomorską paletę barw
ja w oczekiwaniu na dawny czerwony bankiet Rousseau zjadłem jego
skrzypce
wielkie party w Bateau Lavoir pominięte w podręcznikach Algierii
Tzara w Lasku Bulońskim wyjaśnia alchemię pistoletów maszynowych ku-
kułek
płacze tłumacząc mnie na szwedzki
elegancki w granatowym krawacie czarnych spodniach
miła purpurowa broda wykwita z jego twarzy niczym mech zwisający ze
ścian Anarchizmu
mówił bez końca o swoich sporach z Andre Bretonem
któremu kiedyś pomógł przyciąć złote wąsy
stary Blaise Cendrars przyjął mnie w swym gabinecie i nudził na temat
ogromu Syberii
Jacques Vache zaprosił mnie do oglądania swej okropnej kolekcji
pistoletów biedny Cocteau posmutniały obok wspaniałego kiedyś
Radigueta jego ostat-nia myśl przy której zasłabłem
Rigaut nad listem wstępu do Śmierci
i Gide sławiący telefon i inne godne uwagi wynalazki
porozumieliśmy się w zasadzie chociaż on plótł o lawendowej bieliźnie
pomimo że zaciągnął się głęboko trawą Whitmana i był zainteresowany
kochankami imieniem Colorado
książęta Ameryki nadciągają z rękoma pełnymi szrapneli i baseballu
Och Guillaume świat tak łatwy do pokonania wydawał się być łatwy
czy wiedziałeś że wielcy klasycy polityki natrą na Montparnasse
bez jednego liścia proroczego wawrzynu dla zwieńczenia swych skroni
bez jednego drgnienia zieleni w ich poduszkach żaden liść nie pozostał z
ich wojen - Majakowski przybył i poczuł odrazę



III

Wróciłem usiadłem na grobie patrząc na twój szorstki menhir
kawał cienkiego granitu jak nie dokończony fallus
krzyż niknący w skale 2 wiersze na kamieniu jeden Coeur Renverse
drugi Habituez-vous comme moi A ces prodrges que j'annonce Guillaume
Apollinaire de Kostrowicki
ktoś postawił stokrotki w słoiku po dżemie i surrealistyczną różę
ceramiczną za 5 franków 10 centimów
szczęśliwy mały grób z kwiatami i sercem które upadło
pod delikatnym omszałym drzewem gdzie siedziałem skręcony pień
letnie konary i parasol liści nad menhirem i nikogo wokół
Et quelle voix sinistre ulule Guillaume qu'es-tu devenu
jego sąsiadem jest drzewo
pod nim piszczele i być może żółta czaszka
zbiorek wierszy Alkohole w mojej kieszeni jego głos w muzeum
Ktoś w średnim wieku kroczy alejką
człowiek spogląda na napis i idzie ku krematorium
to samo niebo przetacza się przez chmury co podczas wojny w
śródziemno-morskie dni na Rivierze
pił z uwielbieniem Apolla, żuł niekiedy opium nabywał światła
To musiał być szok na St-Germain kiedy on odszedł, Jacob i Picasso
kaszlący w ciemnościach
bandaż się rozwinął czaszka pozostała w łóżku wyciągnięte kluskowate
palce odeszła tajemnica i ego
bicie dzwonu na wieży śpiew ptaków w ulicznych kasztanowcach
Famille Bremont spoczywa w pobliżu na ich grobie wisi Chrystus z dużą
piersią sexy
mój papieros kopci i wypełnia stronicę ogniem i dymem
mrówka biegnie po moich sztruksowych rękawach drzewo o które się
opieram rośnie powoli
krzewy i konary przerosły groby jedwabista pajęczyna błyska na granicie
tu mnie pogrzebano i tu siedzę pod drzewem obok swego grobu
więcej
Wykonanie: SI2.pl
Jak prawie wszystkie strony internetowe również i nasza korzysta z plików cookie. Zapoznaj się z regulaminem, aby dowiedzieć się więcej. Akceptuję