
Konstanty Ildefons
Gałczyński
1970-01-01 - 1970-01-01
Gałczyński Konstanty Ildefons
Po brukseli chodzę pijany
Po Brukseli chodzę pijany
nie wódką, ale dziewczyną,
kupuję kwiaty, jak kretyn: mimozy i tulipany;
po tych ulicach długich,
po tych bezkresnych bulwarach
szukamy pewnego domu,
gdzie okno jest i gitara;
ono takie wąziutkie
wysokie, aż pod chmurami,
ze światłem i z tą gitarą
co spada na nas strunami;
w struny wkręcam dziewczynę,
sam do niej jakby do śniegu
przytulam się i wędrujemy
daleko, daleko, daleko.
Ach, dni są takie śieżne,
a noce takie czerwcowe
i źle mi, chociaż położę
na jej kolanach głowę,
gdy ją uścisnę najmocniej
gdy pocałuję najczulej,
gdy pocałuniki zabrzęczą
tysiącopszczelim ulem.
Bo ciągle czegoś za mało,
bo ciągle czegoś m szkoda.
Bo ciągle mi ta dziewczyna
przepływa przez palce jak owoda.
I co? Ślad jakiś na palcach,
na włosach, na biodrachm, wszędy
i zapach okrążający
tataraku i lawendy.
Tylko cóż z tego, że upał,
że zapach, choć wokół zima?
Ta dziewczyna to strumień.
Jakże strumień zatrzymam?
nie wódką, ale dziewczyną,
kupuję kwiaty, jak kretyn: mimozy i tulipany;
po tych ulicach długich,
po tych bezkresnych bulwarach
szukamy pewnego domu,
gdzie okno jest i gitara;
ono takie wąziutkie
wysokie, aż pod chmurami,
ze światłem i z tą gitarą
co spada na nas strunami;
w struny wkręcam dziewczynę,
sam do niej jakby do śniegu
przytulam się i wędrujemy
daleko, daleko, daleko.
Ach, dni są takie śieżne,
a noce takie czerwcowe
i źle mi, chociaż położę
na jej kolanach głowę,
gdy ją uścisnę najmocniej
gdy pocałuję najczulej,
gdy pocałuniki zabrzęczą
tysiącopszczelim ulem.
Bo ciągle czegoś za mało,
bo ciągle czegoś m szkoda.
Bo ciągle mi ta dziewczyna
przepływa przez palce jak owoda.
I co? Ślad jakiś na palcach,
na włosach, na biodrachm, wszędy
i zapach okrążający
tataraku i lawendy.
Tylko cóż z tego, że upał,
że zapach, choć wokół zima?
Ta dziewczyna to strumień.
Jakże strumień zatrzymam?