Stanislaw
Wyspianski
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Wyspianski Stanislaw Pociecho moja ty,...
Pociecho moja ty, książeczko,
pociecho smutna;
nad małą siedzę schylon rzeczką
z wód igrające falą dziecko,
żal mroku skrada się zdradziecko,
nad łąkę, rzeczkę, nad mój strumień,
w duszącej mgle nieporozumień
zapada noc okrutna.
Pociecho moja, straszna nocy,
pociecho smutna;
nad wielką siedzę schylon rzeką,
wód pędem chyżym fale cieką,
wiary potęga rośnie w mocy,
nad rzeką, łąką, nad polami,
nad borów rzeszą, nad mrokami
noc gaśnie w zorzach,
świtach, błyskach,
i słońce wstaje na przestworzach,
słoneczna moc okrutna.
Pociecho moja, dniu słoneczny,
pociecho smutna;
nad morza siedzę fal roztoczą,
wiara nade mna w niebios kręgu,
widze te fale wód, jak biegą
we sprzęgu wałów, w brył rozprzęgu
w górę się piętrzą, w doły lęgą,
jak nowe fale z nagła kroczą,
a jedna dola im okrutna.
Pociecho moja, ksiegi moje,
schylony w karty księgi patrzę,
od kart tych patrzę w wód rozwoje,
z ksiąg karty rzucam w fale twoje,
o morze, morze, wód olbrzymie,
a tylko fal powrotne rzuty,
w czas wód rozgwaru, w wód sklebieniu,
na brzeg rzucają, kędy siedzę,
z ksiąg, co przepadły w zapomnieniu,
wydarte z kart tych moje imię,
nic więcej, tylko własne imię.
Znikąd okrętu, znikąd łodzi,
a rośnie fala powodzi,
ha! tam! -- jest łódź! -- tam -- ktoś -- przewodzi,
tam, na dalekim kresie,
o, bliżej, bliżej, już -- fala go niesie,
to nie powódź -- to przypływ -- wał bije,
jęk skargi -- ha! mordują -- orkan wyje -- -- --
Gdzie łódź?! czy fala schłonie ją okrutna --?
o księgo -- -- oczy patrzą -- w wód roztoczy,
o księgo -- serce -- oczy,
pociecho smutna.
pociecho smutna;
nad małą siedzę schylon rzeczką
z wód igrające falą dziecko,
żal mroku skrada się zdradziecko,
nad łąkę, rzeczkę, nad mój strumień,
w duszącej mgle nieporozumień
zapada noc okrutna.
Pociecho moja, straszna nocy,
pociecho smutna;
nad wielką siedzę schylon rzeką,
wód pędem chyżym fale cieką,
wiary potęga rośnie w mocy,
nad rzeką, łąką, nad polami,
nad borów rzeszą, nad mrokami
noc gaśnie w zorzach,
świtach, błyskach,
i słońce wstaje na przestworzach,
słoneczna moc okrutna.
Pociecho moja, dniu słoneczny,
pociecho smutna;
nad morza siedzę fal roztoczą,
wiara nade mna w niebios kręgu,
widze te fale wód, jak biegą
we sprzęgu wałów, w brył rozprzęgu
w górę się piętrzą, w doły lęgą,
jak nowe fale z nagła kroczą,
a jedna dola im okrutna.
Pociecho moja, ksiegi moje,
schylony w karty księgi patrzę,
od kart tych patrzę w wód rozwoje,
z ksiąg karty rzucam w fale twoje,
o morze, morze, wód olbrzymie,
a tylko fal powrotne rzuty,
w czas wód rozgwaru, w wód sklebieniu,
na brzeg rzucają, kędy siedzę,
z ksiąg, co przepadły w zapomnieniu,
wydarte z kart tych moje imię,
nic więcej, tylko własne imię.
Znikąd okrętu, znikąd łodzi,
a rośnie fala powodzi,
ha! tam! -- jest łódź! -- tam -- ktoś -- przewodzi,
tam, na dalekim kresie,
o, bliżej, bliżej, już -- fala go niesie,
to nie powódź -- to przypływ -- wał bije,
jęk skargi -- ha! mordują -- orkan wyje -- -- --
Gdzie łódź?! czy fala schłonie ją okrutna --?
o księgo -- -- oczy patrzą -- w wód roztoczy,
o księgo -- serce -- oczy,
pociecho smutna.
Wyspianski Stanislaw Rzecz dostrzeżon...
Rzecz dostrzeżona z dorożki - przelotem,
namalowana z pamięci już potem;
powrócę do niej kiedyś znów z powrotem,
by z natury malując cos więcej rzec o tem;
nie mogę nic na razie więcej dopowiedzieć,
gdyż lekarz mi przykazał zima w domu siedzieć.
namalowana z pamięci już potem;
powrócę do niej kiedyś znów z powrotem,
by z natury malując cos więcej rzec o tem;
nie mogę nic na razie więcej dopowiedzieć,
gdyż lekarz mi przykazał zima w domu siedzieć.
Wyspianski Stanislaw Sam już na wielk...
Sam już na wielkiej pustej scenie.
Na proch się moja myśl skruszyła.
Wstyd mię i rozpacz precz stad żenie. -
Na Świętym Krzyżu północ biła.
Kędyż się zwrócę? Wszędy nicość,
wszędy pustkowie, pustość, głusza.
Tęskni samotna moja dusza
I nad ma dolą plącze litość.
Z czym pójdę do dom, smutny, biedny?
Na proch się moja myśl skruszyła:
niewolnik wielkiej myśli jednej,
w niej moja niemoc, moja siła.
Czy jesteś, Polsko - tylko ze mną?
Sztuka mię czarów siecią wiąże:
w Świątynię wszedłem wielką, ciemną,
dążyłem - nie wiem, dokąd dążę.
Pogasły światła, co świeciły,
rzucone w płócien wielkie luki,
łachmany, co światynią były.
Jak wyjdę z kręgu czarów Sztuki?
Sam jestem w wielkiej scenie pustej,
głucho odbija podłóg echo.
O, lęku - tyżeś mi pociechą...
Noc rozwiesiła czarne chusty.
Jak straszno! Tam, w tych ścian oddali
zda się, że nocy przestrzeń ciemna. -
Sam jestem; - wstyd me czoło pali:
jedyna siła moc tajemna.
Przekleństwo łzom! Krew pali skroń -
Przekleństwo łzom! - Krwi!!
Na proch się moja myśl skruszyła.
Wstyd mię i rozpacz precz stad żenie. -
Na Świętym Krzyżu północ biła.
Kędyż się zwrócę? Wszędy nicość,
wszędy pustkowie, pustość, głusza.
Tęskni samotna moja dusza
I nad ma dolą plącze litość.
Z czym pójdę do dom, smutny, biedny?
Na proch się moja myśl skruszyła:
niewolnik wielkiej myśli jednej,
w niej moja niemoc, moja siła.
Czy jesteś, Polsko - tylko ze mną?
Sztuka mię czarów siecią wiąże:
w Świątynię wszedłem wielką, ciemną,
dążyłem - nie wiem, dokąd dążę.
Pogasły światła, co świeciły,
rzucone w płócien wielkie luki,
łachmany, co światynią były.
Jak wyjdę z kręgu czarów Sztuki?
Sam jestem w wielkiej scenie pustej,
głucho odbija podłóg echo.
O, lęku - tyżeś mi pociechą...
Noc rozwiesiła czarne chusty.
Jak straszno! Tam, w tych ścian oddali
zda się, że nocy przestrzeń ciemna. -
Sam jestem; - wstyd me czoło pali:
jedyna siła moc tajemna.
Przekleństwo łzom! Krew pali skroń -
Przekleństwo łzom! - Krwi!!
Wyspianski Stanislaw Satyra literacka
"Wiszary"? znany wyraz, powszechnie zużyty,
Artur Górski, Miciński karmią się nim co dzień.
"Królewna"? - Walewskiego pomysł znakomity
albo Friedberga - i każdy przechodzień,
co dwa dni ledwo w Zakopanem bawił,
już nad dolą "królewny" oczu dwoje łzawił.
"Okiść", ach, znam tę okiść z śpiewu Tetmajera
Kazimierza - gdy w BĂL ją serdeczny ubiera,
i znam, jak potem poszła w usługi podlotków,
od cyzelerów cierpiąc i cierpiąc od młotków
temuż cyzelunkowi służących. - W okiście
Pan Pietrzycki też stroił się i w czarne liście
zadumy. Wszystko poza bardzo szczera.
Widzę, jak się ta okiść w sztuce poniewiera.
Ach, "rycerz skamieniały"! sam kiedyś szukałem
w Tatrach tego rycerza, bo wrócić mu chciałem
życie - i klątwę zdjąć. - Wróciłem żywy,
zostawiłem za sobą Tatry i skał grzywy.
"Szklanna góra"!!?? Przez Boga, Sarnecki się zdziwi,
że tak wrósł w pierś narodu - że myśl czyją krzywi
jego koncept o szklannej górze, i mgłach z waty,
które szły ku Królewnie z wosku - jako swaty
od Sarneckiego - i przyniosły wtedy
tantiemy teatralne, plon dosyć bogaty.
"Szklannej góry" użyłeś chyba tylko z biedy,
również "Czarnoksiężnika", za złe ci to biorę,
to są niezdrowe myśli, dziwaczne i chore.
Pan Spasowicz mnie za to zburczał i zwymyślał,
com w poemacie pisał - o zaklętym w skały
Bolesławowym śnie - rzekł, że nieudały
ten wiersz, i kazał, bym tak już nie myślał.
Najwięcej jeszcze drżenia [?] i oddźwięku duszy
ma ten wiersz, gdzie o "limbie" mówisz i kosówce:
przyznaję, że czterowiersz ten kogo poruszy,
choć przypomina rytmem Pana Tadeusza
i lepiej by pasował do czasów kontusza
niż dzisiejszych - czterowiersz ten zdaje się dobry
lecz znikła w nim "królewna", "szklanna góra", "Chrobry",
a pozostał Tetmajer. - Znamy Tetmajera,
jak Ból po górach nosi i w dźwięk słów przybiera.
Czterowiersz ten wspomina Pana Tadeusza,
co mię do powiedzenia niniejszym [?] przymusza:
w tym sensie pisze Laskowski "ciąg dalszy",
gdzie będzie Pan Tadeusz lepszy, okazalszy,
co Mickiewicz przeoczył, napisze Laskowski,
te same wiążąc słowa i rymy, i zgłoski.
Gdzie Mickiewicz jednego użył porównania,
on da porównań dziesięć dla łatwości pióra,
której nie miał Mickiewicz - stąd wzięła się dziura
w pomyśle Tadeusza - w Laskowskiego głowie,
aż krzyknął: To poemat zaledwo w połowie.
I gdy Hosick ogłosił w "Kraju", że ja szyję
[. . . . . . . . . . . . . . . . . . . .]