Wiersze znanych
Sortuj według:
Kniaźnin Franciszek Dionizy Próżny usiłek
Darmo Pafnucy siedząc na pustyni
Świętych na rozum używa omamień:
Nieczułym siebie nigdy nie uczyni;
Człowiek nie drewno, a serce nie kamień.
Trudno to nazbyt, by skłonność natury
Cudownym hartem miała się zatwardzić;
By pośrzod czarnej trując wiek klauzury,
Mogła gwałtowną natarczywość wzgardzić.
I oczy zamruż, i zatul swe uszy;
W serce z tym wszystkim ułomność ubodzie:
Ta ci przekona dzielność słabej duszy,
I rozum w tchliwej pomiesza przygodzie.
Ty się w zbawienne uzbrajasz puklerze,
Akty strzeliste, mocne przedsięwzięcia;
A wtem Kupidyn lichą strzałkę bierze,
Słabniesz natychmiast od jednego cięcia.
Chytre to dziecko; tego naprzód siecze,
Kto, niby stroniąc, jego broń pomiata.
I w grubym worze, i w kniei dociecze,
Nic nie zważając na stan i na lata.
Czyliź być może, by człowiek człowieka
Naturę stradać mógł jakim sposobem?
W jaką się kolwiek postawę obleka,
Natura jest mu kolebką i grobem.
Świętych na rozum używa omamień:
Nieczułym siebie nigdy nie uczyni;
Człowiek nie drewno, a serce nie kamień.
Trudno to nazbyt, by skłonność natury
Cudownym hartem miała się zatwardzić;
By pośrzod czarnej trując wiek klauzury,
Mogła gwałtowną natarczywość wzgardzić.
I oczy zamruż, i zatul swe uszy;
W serce z tym wszystkim ułomność ubodzie:
Ta ci przekona dzielność słabej duszy,
I rozum w tchliwej pomiesza przygodzie.
Ty się w zbawienne uzbrajasz puklerze,
Akty strzeliste, mocne przedsięwzięcia;
A wtem Kupidyn lichą strzałkę bierze,
Słabniesz natychmiast od jednego cięcia.
Chytre to dziecko; tego naprzód siecze,
Kto, niby stroniąc, jego broń pomiata.
I w grubym worze, i w kniei dociecze,
Nic nie zważając na stan i na lata.
Czyliź być może, by człowiek człowieka
Naturę stradać mógł jakim sposobem?
W jaką się kolwiek postawę obleka,
Natura jest mu kolebką i grobem.
Kniaźnin Franciszek Dionizy Przybycie
Pomimo wiatry i marcowe wrzawy,
Mgliste szarugi, niepewne przeprawy,
Pomimo bezdróż, topniejące śniegi,
Przykre noclegi;
Przez rowy, pola, wertcby, topiele,
Przez niebezpieczne po rzekach kąpiele,
Do ciebie, Dafne, oto pospieszyłem
I zdrów przybyłem.
Miło mi było znieść wszystkie kłopoty,
Niebezpieczeństwa i burze, i słoty;
Bym radość moje przy tobie pozyskał,
Bym cię uściskał.
Za nic mi były wszystkie niewygody,
Nieznośna podróż, kra, wilgoć i brody:
Nie masz, o Dafne! jak mówią, zlej drogi
Do swej niebogi.
Mgliste szarugi, niepewne przeprawy,
Pomimo bezdróż, topniejące śniegi,
Przykre noclegi;
Przez rowy, pola, wertcby, topiele,
Przez niebezpieczne po rzekach kąpiele,
Do ciebie, Dafne, oto pospieszyłem
I zdrów przybyłem.
Miło mi było znieść wszystkie kłopoty,
Niebezpieczeństwa i burze, i słoty;
Bym radość moje przy tobie pozyskał,
Bym cię uściskał.
Za nic mi były wszystkie niewygody,
Nieznośna podróż, kra, wilgoć i brody:
Nie masz, o Dafne! jak mówią, zlej drogi
Do swej niebogi.
Kniaźnin Franciszek Dionizy Samotność
Po cóż niepewne rozważam koleje?
Fortuna łudzi,
Zła dola nudzi;
Uwodzą nadzieje
żegnam was, miłe Cyprydy rozkosze;
Wdzięczne ochoty,
Wabne pieszczoty
Darujcie mi, proszę
Przeszły młodego wieku krotofile:
Śliczne uśmiechy,
Słodkie umiechy!
Wspominam was mile.
Nieraz mię lubych tknęłyście zapałem;
Pragnąłem czując,
Czułem smakując
Lecz was nie doznałem.
Skrzydlaty bożku, zaniechaj postrzały:
Porzucam jęki,
Omijam wdzięki,
Filozof niedbaly.
Samotnej ciszy poświęciłem życie.
Myśli przyjemne,
Czucia daremne,
Na cóż mię drażnicie?
Co już nie będzie, ani myślmy o tem.
Niech innych ludzi
Chęć płocha budzi
Ponętą i złotem.
Przy tym strumyku ja raczej usiędę
I przy tym kwiatku;
A przy ostataku
życia nucić będę:
Jak róża niknie, a strumyk ucieka,
Tak lecąc właśnie,
Namiętność gaśnie
I życie człowieka.
Fortuna łudzi,
Zła dola nudzi;
Uwodzą nadzieje
żegnam was, miłe Cyprydy rozkosze;
Wdzięczne ochoty,
Wabne pieszczoty
Darujcie mi, proszę
Przeszły młodego wieku krotofile:
Śliczne uśmiechy,
Słodkie umiechy!
Wspominam was mile.
Nieraz mię lubych tknęłyście zapałem;
Pragnąłem czując,
Czułem smakując
Lecz was nie doznałem.
Skrzydlaty bożku, zaniechaj postrzały:
Porzucam jęki,
Omijam wdzięki,
Filozof niedbaly.
Samotnej ciszy poświęciłem życie.
Myśli przyjemne,
Czucia daremne,
Na cóż mię drażnicie?
Co już nie będzie, ani myślmy o tem.
Niech innych ludzi
Chęć płocha budzi
Ponętą i złotem.
Przy tym strumyku ja raczej usiędę
I przy tym kwiatku;
A przy ostataku
życia nucić będę:
Jak róża niknie, a strumyk ucieka,
Tak lecąc właśnie,
Namiętność gaśnie
I życie człowieka.
Kniaźnin Franciszek Dionizy Sarneczka
Płocha Sarneczko stroskana,
Trwożliwe nazbyt stworzenie!
Gdzież to lecisz obłąkana,
Przez knieje, góry, strumienie?
Sama zostawszy, bez matki,
Rzucasz się tylko po lesie:
Drżącą na smutne przypadki
Lada szmer trąca i niesie.
Szukasz dla siebie ochrony:
O, niebezpieczne w tej kniei!
Strzelec niejeden ze strony
Czeka cię w srogiej nadziei.
Ej! do tej umknij ustroni,
Jeżeli pragniesz być cała.
Tu cię zła napaść nie zgoni
Ani doścignie jej strzała.
Przytuliłaś aię z popłochu,
Gdzie ci życzliwa chęć radzi.
Śmielsza ty nieco w tym lochu:
Ale ostrożność nie wadzi.
Oto i u mnie skwapliwa
Broń, co uranić cię życzy...
Nie bój sie! litość prawdziwa
Okrutnej nie chce zdobyczy.