Wiersze znanych
Sortuj według:
Słonimski Antoni Krew i woda
Przybiegła do mnie drżąc i pyta w niepokoju:
-Ty śpisz? Czy słyszysz? - Rzekłem: - Słyszę. -
Lampionów chińskich rząd nad wodą się kołysze
I żab ogromny chór rozlega się w pokoju.
Na chłodną biel poduszki księżyca pada światło,
Przedsennych spraw przeminął ciężar w mózgu.
W szumie bijących fal o stopy moje bluzgu,
To wszystko lekko tak, tak mi przychodzi łatwo.
Zakryj, o luba, biel twej nogi obnażonej.
Odsuwam duszność ścian, już pokój nie wystarcza.
W niewolę wzięła mnie księżyca blada tarcza
I szkocki dziki traf sukienki twej zielonej.
Nie zbliżaj do mych ust mokrego twego ciała.
Kolumne białych nóg oddechem pachną morza,
Już się to stało raz! Już kiedyś takeś stała.
O wodo zimna, przyjdź w gorąco mego łoża!
Jeszcze w podmiejskim marzyłem ogrodzie,
Białe łabędzie gdym karmił chlebem,
O roztańczonej i słonej wodzie,
Co szumi w pędzie pod czystym niebem.
W czerwcowe rano, w wonnym upale
Znów się nurzałem w cichym zamęcie,
Gdy mi twe pierwsze dało objęcie
Łzy twej smak i krwi twej fale.
Nie budź mię wcale. Nie budź, niech chlusta
Potok wezbrany. Usnę bez słowa.
Tak bardzo znowu boli mnie głowa.
Słono mi w ustach, pełne mam usta!
Bądź zdrowa!
-Ty śpisz? Czy słyszysz? - Rzekłem: - Słyszę. -
Lampionów chińskich rząd nad wodą się kołysze
I żab ogromny chór rozlega się w pokoju.
Na chłodną biel poduszki księżyca pada światło,
Przedsennych spraw przeminął ciężar w mózgu.
W szumie bijących fal o stopy moje bluzgu,
To wszystko lekko tak, tak mi przychodzi łatwo.
Zakryj, o luba, biel twej nogi obnażonej.
Odsuwam duszność ścian, już pokój nie wystarcza.
W niewolę wzięła mnie księżyca blada tarcza
I szkocki dziki traf sukienki twej zielonej.
Nie zbliżaj do mych ust mokrego twego ciała.
Kolumne białych nóg oddechem pachną morza,
Już się to stało raz! Już kiedyś takeś stała.
O wodo zimna, przyjdź w gorąco mego łoża!
Jeszcze w podmiejskim marzyłem ogrodzie,
Białe łabędzie gdym karmił chlebem,
O roztańczonej i słonej wodzie,
Co szumi w pędzie pod czystym niebem.
W czerwcowe rano, w wonnym upale
Znów się nurzałem w cichym zamęcie,
Gdy mi twe pierwsze dało objęcie
Łzy twej smak i krwi twej fale.
Nie budź mię wcale. Nie budź, niech chlusta
Potok wezbrany. Usnę bez słowa.
Tak bardzo znowu boli mnie głowa.
Słono mi w ustach, pełne mam usta!
Bądź zdrowa!
Staff Leopold Curriculum vitae
Dzieciństwa mego blady, niezaradny kwiat
Osłaniały pieszczące, cieplarniane cienie.
Nieśmiałe i lękliwe było me spojrzenie
I stawiając krok cudzych czepiałem się szat.
Młodość ma pierwsze skrzydła swe wysłała w świat,
Kiedy nad wiosnę milsze zdały się jesienie.
Więc kochałem milczenie, wspomnienie, westchnienie
I plotłem chmurom wieńce z swych kwietniowych lat.
Dopiero od posągów, od drzew i od trawy,
Z którymi żyłem długo wśród dalekich dróg,
Nauczyłem się prostej, pogodnej postawy.
I kiedym, stary smutku dom zburzywszy w gruzy,
Uczynił z siebie jeno wschodom słońca próg,
Rozumie mnie me serce i kochają Muzy.