Wiersze znanych
Sortuj według:
Wierzyński Kazimierz Pieśń ze środk...
O Boże, zbaw mnie ze Świętokrzyskiej,
Ze środka miasta, z potopu kamieni,
Z wilgoci murów słotnej i śliskiej,
Z posuchy skwarów, z dusznej agonii,
Z szarości życia i monotonii,
Z gwałtu, pośpiechu, który nie zmieni
Tego, do czegośmy przeznaczeni
I który w uszach, jak popłoch, dzwoni.
Zbaw mnie od wystaw z starymi książkami,
Z markami
, mapami i globusami,
Od statystyk importu, eksportu,
Od szkieletu z wykresem krążenia krwi -
Ratuj nas żywcem zamurowanych,
Na wiecznie to samo skazanych,
W każdym oknie zapatrzonych,
W każdej ulicy zgubionych,
Szalonych i obłąkanych
Od tylu dni.
Pod czaszką dachów blaszaną
Wysechł nam mózg i sypie się kurzem,
Ciężko w kamieniach budzimy się rano,
Udławieni, jak kneblem, każdym podwórzem,
I nie ma już sił, by dzwignąć te mury,
W piwnice się zaprzeć, oddychać kominem,
Kręcić windami jak wiatrakami, jak młynem,
Kołować, wirować tą panoramą
I wiedząć codziennie o tem
Od rana do nocy z powrotem
Bez krzyku, bez słowa, bez skarg,
Powtarzać to samo, to samo
I tylko w upalny wieczór niedzieli
Rykowiskiem napełniać na karuzeli
Rozkołysany luna-park.
Ratuj nas
Z konwulsji zastygłych kamieni,
Pozwól zdjąć z pleców mury,
Wyjść z tej ulicy, co pali nam stopy
Asfaltem wszystkich placów Europy,
Pozwól wyzwolić, ocalić człowieka
Z gorączki, z popłochu, z nieprzytomności.
Niech stąd uchodzi, niech stąd ucieka,
Niech wszystkich zwoła i wyprowadzi
Bezludnym, pustym wieczorem
Z miasta kamiennym tkniętego pomorem
Na emigrację wolności.
...I potem, gdy wróci zwykły przechodzień
Tą samą drogą w wąwóz ulicy,
Którą wlókł stopy kamienne co dzień,
Potem wśród pustki, bezludzia i ciszy
Zedrzyj przed nim znad miasta zasłony,
Poświeć i olśnij go ostrym błyskiem -
Niech wtedy stanie nagle zdumiony
I niech w radości wielkiej i wszystkiej
Zapach poczuję swobody słonej
I niech zobaczy, - usłysz nas, Boże! -
Morze, - morze, - morze -
Na Świętokrzyskiej!
Whitman Walt Jestem tym, któr...
Jestem tym,
który cierpi na miłość,
Czy ziemia grawituje?
i czyż wszelka materia,
cierpiąc, nie przyciąga
wszelkiej materii?
Podobnie moje ciało lgnie do wszystkich,
których zna i spotyka.
który cierpi na miłość,
Czy ziemia grawituje?
i czyż wszelka materia,
cierpiąc, nie przyciąga
wszelkiej materii?
Podobnie moje ciało lgnie do wszystkich,
których zna i spotyka.
Whitman Walt Czy nigdy na cieb...
Czy nigdy na ciebie nie przyszła godzina
Boski promień spadający nagle, aż pękają te bańki mydlane, woda,
, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , bogactwo,
Te gorliwe cele działania - książki, polityka, sztuka, amory,
I nie zostaje zupełnie nic?
Boski promień spadający nagle, aż pękają te bańki mydlane, woda,
, , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , , bogactwo,
Te gorliwe cele działania - książki, polityka, sztuka, amory,
I nie zostaje zupełnie nic?
Waligórski Andrzej Upiór
Kiedyś kneź Dreptak jeszcze w łożnicy
Leżał przed pójściem do łaźni,
Aż tu przychodzą doń wojownicy,
Hej, wojownicy odważni.
Zdumiał się Dreptak, koszulę spuścił,
Co ją chciał ściągnąć przez głowę
A was zapytał kto tutaj wpuścił
na te komnaty kneziowe?
Pod nimi zasię drżą aż kolana,
Cali ze strachu się pocą...
Myśmy rzekł jeden przyszli do pana,
bo w zamku coś straszy nocą.
Oj, straszy, straszy, i całkiem nieźle
Chowa się w różne framugi,
Chodzi po zamku w jedwabnym gieźle,
A pysk ma, o... taaaaki długi!
Uszy ma takie wielkie jak kapcie,
A oczki całkiem maciupcie,
Więc, mości książę, wy to coś złapcie,
Albo w ogóle coś zróbcie.
Tu kneź okazał męstwo i władzę
I rzekł: Nie martwcie się, goście,
Już ja z tą zgagą sobie poradzę,
A teraz pa! Się wynoście!
A kiedy wyszli, bijąc pokłony,
Książę wyskoczył spod koca
I krzyknął, wpadłszy do izby żony:
Ty, gdzie się włóczysz po nocach?
Leżał przed pójściem do łaźni,
Aż tu przychodzą doń wojownicy,
Hej, wojownicy odważni.
Zdumiał się Dreptak, koszulę spuścił,
Co ją chciał ściągnąć przez głowę
A was zapytał kto tutaj wpuścił
na te komnaty kneziowe?
Pod nimi zasię drżą aż kolana,
Cali ze strachu się pocą...
Myśmy rzekł jeden przyszli do pana,
bo w zamku coś straszy nocą.
Oj, straszy, straszy, i całkiem nieźle
Chowa się w różne framugi,
Chodzi po zamku w jedwabnym gieźle,
A pysk ma, o... taaaaki długi!
Uszy ma takie wielkie jak kapcie,
A oczki całkiem maciupcie,
Więc, mości książę, wy to coś złapcie,
Albo w ogóle coś zróbcie.
Tu kneź okazał męstwo i władzę
I rzekł: Nie martwcie się, goście,
Już ja z tą zgagą sobie poradzę,
A teraz pa! Się wynoście!
A kiedy wyszli, bijąc pokłony,
Książę wyskoczył spod koca
I krzyknął, wpadłszy do izby żony:
Ty, gdzie się włóczysz po nocach?