Wiersze znanych
Sortuj według:
Staszewski Stanisław Knajpa morderców
Nie szukaj drogi, znajdziesz ja w sercu...
Smutna jest knajpa byłych morderców.
Niech Cię nie trwożą, gdy do niej wkroczysz,
Płonące w mroku morderców oczy.
Nieważny groźny grymas na gębie,
Mordercy mają serca gołębie.
Band, armii, gangów i czarnych sotni,
Wczoraj - rycerze, dziś - bezrobotni.
Pustką i chłodem wieje po kątach,
Stary morderca z baru szkło sprząta,
Szafa wygrywa rzewne kawałki,
Siedzą mordercy, łamią zapałki.
Czasem twarz obca mignie - i znika,
Zaraz się dźwignie ktoś od stolika,
Wróci nazajutrz z miną nijaką,
Bluźnie na życie, postawi flakon.
Każdy do niego zaraz się tłoczy,
Wkrąg nad szklankami błyskają oczy
I zaraz każdy lepiej się czuje:
Jeszcze morderców ktoś potrzebuje!
Może nareszcie któregoś ranka
Znowu się zacznie wielka kocanka
I wrócą chwile godne zazdrości,
Znów płacić będą za przyjemności.
Znów w dłoni, zamiast płaskiej butelki,
Znany kształt kolby od parabelki.
A w końcu palca wibruje skrycie,
Jak łaskotanie: tu śmierć, tu życie...
Wracajcie, słodkie chwały godziny,
Sławne gonitwy i strzelaniny.
Tak tylko można znowu być młodym -
Zabić - i z dumą czekać nagrody.
W knajpie morderców gryziemy palce,
żądze nas dręczą i sny o walce.
Ale któż dzisiaj mordercom ufa? -
Więc srebrne kule śpią w czarnych lufach.
Zmazując barwy lasom i polom
Mknie balon nocy z knajpy gondolą.
Kiedyś tak jasno, a dziś tak ciemno -
Wroga nie widzę, wroga przede mną.
Rwie łeb od tortur alkoholowych,
Lecz wśród porcelan i rur niklowych
Człowiek się znowu czuje półbogiem,
Bo oto stoi twarzą w twarz z wrogiem.
Kula jak srebrna żmija wyskoczy,
W lustrze nad kranem zagasną oczy,
Ciała morderców skry potu zroszą,
Gdy milcząc ciało za drzwi wynoszą...
Gdy bije północ!
Smutna jest knajpa byłych morderców.
Niech Cię nie trwożą, gdy do niej wkroczysz,
Płonące w mroku morderców oczy.
Nieważny groźny grymas na gębie,
Mordercy mają serca gołębie.
Band, armii, gangów i czarnych sotni,
Wczoraj - rycerze, dziś - bezrobotni.
Pustką i chłodem wieje po kątach,
Stary morderca z baru szkło sprząta,
Szafa wygrywa rzewne kawałki,
Siedzą mordercy, łamią zapałki.
Czasem twarz obca mignie - i znika,
Zaraz się dźwignie ktoś od stolika,
Wróci nazajutrz z miną nijaką,
Bluźnie na życie, postawi flakon.
Każdy do niego zaraz się tłoczy,
Wkrąg nad szklankami błyskają oczy
I zaraz każdy lepiej się czuje:
Jeszcze morderców ktoś potrzebuje!
Może nareszcie któregoś ranka
Znowu się zacznie wielka kocanka
I wrócą chwile godne zazdrości,
Znów płacić będą za przyjemności.
Znów w dłoni, zamiast płaskiej butelki,
Znany kształt kolby od parabelki.
A w końcu palca wibruje skrycie,
Jak łaskotanie: tu śmierć, tu życie...
Wracajcie, słodkie chwały godziny,
Sławne gonitwy i strzelaniny.
Tak tylko można znowu być młodym -
Zabić - i z dumą czekać nagrody.
W knajpie morderców gryziemy palce,
żądze nas dręczą i sny o walce.
Ale któż dzisiaj mordercom ufa? -
Więc srebrne kule śpią w czarnych lufach.
Zmazując barwy lasom i polom
Mknie balon nocy z knajpy gondolą.
Kiedyś tak jasno, a dziś tak ciemno -
Wroga nie widzę, wroga przede mną.
Rwie łeb od tortur alkoholowych,
Lecz wśród porcelan i rur niklowych
Człowiek się znowu czuje półbogiem,
Bo oto stoi twarzą w twarz z wrogiem.
Kula jak srebrna żmija wyskoczy,
W lustrze nad kranem zagasną oczy,
Ciała morderców skry potu zroszą,
Gdy milcząc ciało za drzwi wynoszą...
Gdy bije północ!
Staszewski Stanisław Gwiazda szeryfa
Zabłysła gwiazda, szeryfa znak.
W zaroślach szmer, to banda zbirów czai się tak,
Ĺšrenicą czarną patrzą w siebie lufy dwie,
Papierowe miasto pali się!
U wrót czterema kopytami zarył się koń.
Zarobił kulkę Bill, gdy Bessie śmiała się doń.
Ten western przecież dobrze z życia każdy zna,
Gdy szczęście blisko - to zza węgła pada strzał.
O szeryf, szeryf - o le, le, le,
Do olster sięgnij i pokonaj moce złe!
Bo dobro trwalsze jest od skał,
A wszystko zło przepada, gdy twój zagrzmi strzał.
Do świtu jeszcze wiele godzin, wiele snów,
A w domu tyle niepotrzebnych, drętwych mów.
Przyzywa zimnym blaskiem neonowych łun,
Na rogu Ofiar i Obrońców - bar saloon.
To banda pije, wszak ich znasz -
Patrz, jak fałszywie się uśmiecha każda twarz.
Ty razem z nimi brzęknij w szkło,
Czekając na szeryfa, co wypleni zło.
Gdzie jesteś szeryf, gdzie, gdzie, gdzie?
Nie pozwól nam do końca rozczarować się.
To przecież dobro trwalsze miało być od zła,
A nocy mrok miał krócej trwać od świateł dnia.
Szeryfów nie ma, nie, nie, nie, nie, nie,
Nie zagrzmią złote kolby, banda naprzód prze.
Cierpliwa kropla drąży skały złom,
Tornado wyje ciemną nocą, chwieje się dom.
Kup bilet i na western spiesz,
Gdy się nie cieszysz życiem - to się śmiercią ciesz.
A kiedy błysną światła, zmilknie kamer
szum,
Spójrz na ulicę - to szeryfów stąpa tłum.
Obejmij dłonią kolbę, palcem zmacaj spust,
Bądź czujny i nic nie mów, ani pary z ust.
Choć nawet zegar dziejów bije smutny ton,
To twoje serce prawdę mówi - a nie on.
O szeryf, szeryf, trzymaj się!
Tak bardzo dobrze nie jest, ale nie jest źle.
Pamiętaj bez zbytecznych słów -
Dopóki żyjesz, możesz walić z obu luf.
W zaroślach szmer, to banda zbirów czai się tak,
Ĺšrenicą czarną patrzą w siebie lufy dwie,
Papierowe miasto pali się!
U wrót czterema kopytami zarył się koń.
Zarobił kulkę Bill, gdy Bessie śmiała się doń.
Ten western przecież dobrze z życia każdy zna,
Gdy szczęście blisko - to zza węgła pada strzał.
O szeryf, szeryf - o le, le, le,
Do olster sięgnij i pokonaj moce złe!
Bo dobro trwalsze jest od skał,
A wszystko zło przepada, gdy twój zagrzmi strzał.
Do świtu jeszcze wiele godzin, wiele snów,
A w domu tyle niepotrzebnych, drętwych mów.
Przyzywa zimnym blaskiem neonowych łun,
Na rogu Ofiar i Obrońców - bar saloon.
To banda pije, wszak ich znasz -
Patrz, jak fałszywie się uśmiecha każda twarz.
Ty razem z nimi brzęknij w szkło,
Czekając na szeryfa, co wypleni zło.
Gdzie jesteś szeryf, gdzie, gdzie, gdzie?
Nie pozwól nam do końca rozczarować się.
To przecież dobro trwalsze miało być od zła,
A nocy mrok miał krócej trwać od świateł dnia.
Szeryfów nie ma, nie, nie, nie, nie, nie,
Nie zagrzmią złote kolby, banda naprzód prze.
Cierpliwa kropla drąży skały złom,
Tornado wyje ciemną nocą, chwieje się dom.
Kup bilet i na western spiesz,
Gdy się nie cieszysz życiem - to się śmiercią ciesz.
A kiedy błysną światła, zmilknie kamer
szum,
Spójrz na ulicę - to szeryfów stąpa tłum.
Obejmij dłonią kolbę, palcem zmacaj spust,
Bądź czujny i nic nie mów, ani pary z ust.
Choć nawet zegar dziejów bije smutny ton,
To twoje serce prawdę mówi - a nie on.
O szeryf, szeryf, trzymaj się!
Tak bardzo dobrze nie jest, ale nie jest źle.
Pamiętaj bez zbytecznych słów -
Dopóki żyjesz, możesz walić z obu luf.
Staszewski Stanisław Kołysanka stalin...
Rosną w Polsce domy z czerwoniutkiej cegły,
Domy wznosi piekarz, bo w tej pracy biegły.
Handel zagraniczny rozwijają zduni -
Znają koniunktury z gawędzeń babuni.
Domy, mosty, szkoły - to domena szewców,
A z krawców się robi zwycięstwa
ich piewców.
Piekarz, szewcy, zduni - każdy sercu bliski,
Wspólnie zapracują na moją Scotch Whisky.
A zembski zaś whisky aby spijać mógł
Rządzić musi ślusarz,
Rządzić musi ślusarz
I musi ten ślusarz spokojnie spać bez trwóg
Więc każdego ranka na "Armii Kennedy"
Pilnie referuję Europy biedy,
Jak się Zachód plącze w pętach kapitału
I jak do ruiny zbliża się pomału.
Potem do lodówki zaglądam ciekawie,
Oto "Johnnie Walker" - zaraz się zaprawię.
Każdego zaś co by mnie zaprawić chciał
Wydam ślusarzowi,
Wydam ślusarzowi,
Wydam ślusarzowi - aby za swoje miał.
Domy wznosi piekarz, bo w tej pracy biegły.
Handel zagraniczny rozwijają zduni -
Znają koniunktury z gawędzeń babuni.
Domy, mosty, szkoły - to domena szewców,
A z krawców się robi zwycięstwa
ich piewców.
Piekarz, szewcy, zduni - każdy sercu bliski,
Wspólnie zapracują na moją Scotch Whisky.
A zembski zaś whisky aby spijać mógł
Rządzić musi ślusarz,
Rządzić musi ślusarz
I musi ten ślusarz spokojnie spać bez trwóg
Więc każdego ranka na "Armii Kennedy"
Pilnie referuję Europy biedy,
Jak się Zachód plącze w pętach kapitału
I jak do ruiny zbliża się pomału.
Potem do lodówki zaglądam ciekawie,
Oto "Johnnie Walker" - zaraz się zaprawię.
Każdego zaś co by mnie zaprawić chciał
Wydam ślusarzowi,
Wydam ślusarzowi,
Wydam ślusarzowi - aby za swoje miał.
Staszewski Stanisław Inżynierowie z P...
Nie pękaj koleś, nie łam się, przecie
To o nas wczoraj stało w gazecie:
Pisała sama "Trybuna Ludu",
że nas ogarnia romantyzm budów.
W takim pisaniu nie ma usterek...
Postaw literek, niech brzękną szkła!
Przed nami naród odkrywa głowy:
Inżynierowie z Petrobudowy!
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Pić życia rozkosz, a cóż nam to szkodzi?
Nawet PKS do nas dochodzi,
A w zeszłe święto miałem kobitę,
Co miała obie nogi umyte.
W Warszawie Ptaszyn niech zdziera płuca,
Niech tańczy Gruca, Holoubek gra
.
My tutaj mamy program gotowy,
Inżynierowie z Petrobudowy.
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Ciężko się żyje o suchym chlebie,
Za to nikt grobów nam nie rozgrzebie.
Szatkuj dwie zmiany zimą i latem,
Wyśpisz się w piachu pod kombinatem.
Rąk trzeba wiele, pomników mało,
Kogoś złamało, lecz życie trwa.
Więc niechaj zabrzmi slogan bojowy:
Inżynierowie z Petrobudowy!
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Choć nie ma w kabzie srebra ni złota
Przyda się przecież nasza robota.
Dopchamy wreszcie, w którymś tam roku,
Do wojny, co to ma być o pokój.
Co oszczędzimy, to ktoś ukradnie,
Idzie składnie, jakoś się pcha.
Więc wykonajmy plan narodowy,
Inżynierowie z Petrobudowy,
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
To o nas wczoraj stało w gazecie:
Pisała sama "Trybuna Ludu",
że nas ogarnia romantyzm budów.
W takim pisaniu nie ma usterek...
Postaw literek, niech brzękną szkła!
Przed nami naród odkrywa głowy:
Inżynierowie z Petrobudowy!
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Pić życia rozkosz, a cóż nam to szkodzi?
Nawet PKS do nas dochodzi,
A w zeszłe święto miałem kobitę,
Co miała obie nogi umyte.
W Warszawie Ptaszyn niech zdziera płuca,
Niech tańczy Gruca, Holoubek gra
.
My tutaj mamy program gotowy,
Inżynierowie z Petrobudowy.
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Ciężko się żyje o suchym chlebie,
Za to nikt grobów nam nie rozgrzebie.
Szatkuj dwie zmiany zimą i latem,
Wyśpisz się w piachu pod kombinatem.
Rąk trzeba wiele, pomników mało,
Kogoś złamało, lecz życie trwa.
Więc niechaj zabrzmi slogan bojowy:
Inżynierowie z Petrobudowy!
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!
Choć nie ma w kabzie srebra ni złota
Przyda się przecież nasza robota.
Dopchamy wreszcie, w którymś tam roku,
Do wojny, co to ma być o pokój.
Co oszczędzimy, to ktoś ukradnie,
Idzie składnie, jakoś się pcha.
Więc wykonajmy plan narodowy,
Inżynierowie z Petrobudowy,
Kładziemy lachę, niech brzękną szkła,
Budowniczowie na 102!