Stanislaw
Wyspianski
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Wyspianski Stanislaw Czy uważacie - w...
Czy uważacie - w mgieł zawłoczy,
ze im głębszy mrok nas mroczy,
tym więcej światła świeca żywe
by gwiazd niebieskich skry prawdziwe.
W Jeziora zwierciadlanej toni
odzwierciedlone ognie drgają,
w oblocznej ziół palonych woni
jakoby stałe gwiazdy trwają.
Nas mroki kryją ciemnia nocy,
a one żyją światłem mocy.
Noc, co zatraca nas cmentarnie,
nie sięże ku nim, ich nie zgarnie;
gdy wokół wszystko mrę ginące,
nad noc powstają panujące.
To znać nie ciała tam się pala,
ale to dusze ludzkie płoną,
więc się po nocy skrami trwała,
bo nieśmiertelność w nich zogniono.
ze im głębszy mrok nas mroczy,
tym więcej światła świeca żywe
by gwiazd niebieskich skry prawdziwe.
W Jeziora zwierciadlanej toni
odzwierciedlone ognie drgają,
w oblocznej ziół palonych woni
jakoby stałe gwiazdy trwają.
Nas mroki kryją ciemnia nocy,
a one żyją światłem mocy.
Noc, co zatraca nas cmentarnie,
nie sięże ku nim, ich nie zgarnie;
gdy wokół wszystko mrę ginące,
nad noc powstają panujące.
To znać nie ciała tam się pala,
ale to dusze ludzkie płoną,
więc się po nocy skrami trwała,
bo nieśmiertelność w nich zogniono.
Wyspianski Stanislaw Do Kazimierza Rak...
Rozbieżeli się gońcy w różne świata strony,
najwięcej ich pobiegło w morze na południe,
Wyczółkowski w Hiszpanii jest, toście sąsiedzi,
Pan w Ligurii, a znany (Panu) Lack w Wenecji siedzi
na Giudecce i (mówi), że tam słońce zachodzi tak cudnie,
jakby się kończył świat w barwnej spowiedzi,
- zaś w Barcelonie tyle jest piękności,
że Wyczółkowski w Kraków się nie spieszy
i chce mieć "urlop" dłuższy, to dłużej zagości.
- Ja tu siedzę i wcale dni nie spędzam nudnie.
najwięcej ich pobiegło w morze na południe,
Wyczółkowski w Hiszpanii jest, toście sąsiedzi,
Pan w Ligurii, a znany (Panu) Lack w Wenecji siedzi
na Giudecce i (mówi), że tam słońce zachodzi tak cudnie,
jakby się kończył świat w barwnej spowiedzi,
- zaś w Barcelonie tyle jest piękności,
że Wyczółkowski w Kraków się nie spieszy
i chce mieć "urlop" dłuższy, to dłużej zagości.
- Ja tu siedzę i wcale dni nie spędzam nudnie.
Wyspianski Stanislaw Do Lucjana Rydla
Chciałbym ci najbujniejszy kwiat złożyć na piersi,
chciałbym cię w najjaskrawsze ubierać kolory,
koło twych myśli rzucić przez najpierwsze wzory,
na czole upleść wieniec woniejących ziół,
co czarodziejską upoiwszy siłą
fantazję... w świetlne koła by cię wyrzuciło.
Błądziłbyś...
Nie znając granic dla swego kształtu,
nie widząc końca swemu objęciu,
a czując wszechbyt swego pojęcia
i znając przetwór swego poczęcia,
płynąłbyś falą w przestrzeni,
żyłbyś życiem wszystkich tworów,
tchnąłbyś życie w wszelki kształt,
miałbyś światło meteorów,
jaśniałbyś jak gwiazda,
nie wieki na jednym świecie,
ale wieki we wszechświecie,
i już byś nie zaznał płaczu
ani śmiechu, ani bólu,
ale znałbyś przeznaczenia
potęgę.
Lecz ty nie śpisz jeszcze snem
czarodziejskich sił,
ani pierś ci zakwitnęła
najbujniejszym kwiatem,
ani tobie tęcza siostrą,
ani tobie czucie swatem. -
Rzuć pojęcia, co cię wiążą,
zerwij więzy - choć do strun
duszy przydziergnione,
nie zlęknij się muzyki burz,
nie zlęknij się jaskrawych łun,
fantazję sobie weź za żonę,
leć za nią. -
Bo mi cię żal, gdy ciebie widzę
jak roślinę (na tym samym zginie łanie,
gdzie urosła).
Wyssają łodygę słodką,
oberwią kwiatuszki,
aże zwiędną listki żywe,
łodyga i kwiatuszki
innych chwilowym szczęściem
nieszczęśliwe.
Czekam na cię, bo mi smutno
samemu,
bo nie mogę dojść do celu,
ale póty błądzić muszę,
aże drugą znajdę duszę.
Bo za dumne, za wieczne podwoje,
gdzie strażą uczucie i siła,
gdzie śmierć i sława czekają,
samotnika zaduszą,
zadławią, a nie puszczają.
Dwu idących wpuścić muszą.
Za dumne, za wieczne podwoje
wchodzi się tylko po dwoje,
by siłę przemóc siłą,
uczucie zwalczyć uczuciem,
śmierć - własną śmiercią przerazić,
a sławę cieniem postawy
i przejść wrota
nieśmiertelne bez trwogi.
Tam dopiero myśl leci
bez granicy,
tam dopiero się świeci
ogień miłości.
Nam trzeba za cenę życia
po ogień jasny iść,
przejść siedem czarnych pól,
minąć siedem czarnych bram,
aż się zhartuje ból...
do samego dotrzeć ołtarza,
porwać ogień strzeżony,
zanieść w ojczyste strony.
To cel...
Przez litość - tam
nie pójdę sam,
ani ja śmierć przemogę,
ani dosięgnę sławy -
choć znałbym i wiedział drogę,
błądzę.
chciałbym cię w najjaskrawsze ubierać kolory,
koło twych myśli rzucić przez najpierwsze wzory,
na czole upleść wieniec woniejących ziół,
co czarodziejską upoiwszy siłą
fantazję... w świetlne koła by cię wyrzuciło.
Błądziłbyś...
Nie znając granic dla swego kształtu,
nie widząc końca swemu objęciu,
a czując wszechbyt swego pojęcia
i znając przetwór swego poczęcia,
płynąłbyś falą w przestrzeni,
żyłbyś życiem wszystkich tworów,
tchnąłbyś życie w wszelki kształt,
miałbyś światło meteorów,
jaśniałbyś jak gwiazda,
nie wieki na jednym świecie,
ale wieki we wszechświecie,
i już byś nie zaznał płaczu
ani śmiechu, ani bólu,
ale znałbyś przeznaczenia
potęgę.
Lecz ty nie śpisz jeszcze snem
czarodziejskich sił,
ani pierś ci zakwitnęła
najbujniejszym kwiatem,
ani tobie tęcza siostrą,
ani tobie czucie swatem. -
Rzuć pojęcia, co cię wiążą,
zerwij więzy - choć do strun
duszy przydziergnione,
nie zlęknij się muzyki burz,
nie zlęknij się jaskrawych łun,
fantazję sobie weź za żonę,
leć za nią. -
Bo mi cię żal, gdy ciebie widzę
jak roślinę (na tym samym zginie łanie,
gdzie urosła).
Wyssają łodygę słodką,
oberwią kwiatuszki,
aże zwiędną listki żywe,
łodyga i kwiatuszki
innych chwilowym szczęściem
nieszczęśliwe.
Czekam na cię, bo mi smutno
samemu,
bo nie mogę dojść do celu,
ale póty błądzić muszę,
aże drugą znajdę duszę.
Bo za dumne, za wieczne podwoje,
gdzie strażą uczucie i siła,
gdzie śmierć i sława czekają,
samotnika zaduszą,
zadławią, a nie puszczają.
Dwu idących wpuścić muszą.
Za dumne, za wieczne podwoje
wchodzi się tylko po dwoje,
by siłę przemóc siłą,
uczucie zwalczyć uczuciem,
śmierć - własną śmiercią przerazić,
a sławę cieniem postawy
i przejść wrota
nieśmiertelne bez trwogi.
Tam dopiero myśl leci
bez granicy,
tam dopiero się świeci
ogień miłości.
Nam trzeba za cenę życia
po ogień jasny iść,
przejść siedem czarnych pól,
minąć siedem czarnych bram,
aż się zhartuje ból...
do samego dotrzeć ołtarza,
porwać ogień strzeżony,
zanieść w ojczyste strony.
To cel...
Przez litość - tam
nie pójdę sam,
ani ja śmierć przemogę,
ani dosięgnę sławy -
choć znałbym i wiedział drogę,
błądzę.
Wyspianski Stanislaw Do Tadeusza Estre...
Nad Morskim Okiem! - jakże ci zazdroszczę,
ze tam stoicie w zimnie, ostrym wichrze,
w powietrzu świeżych barw - gdy ja tu poszczę
patrząc na kurhan w sinej mgle - za szyba.
I dnie przechodzą ciche - coraz cichsze,
chyba że myśl, jak wichr, przeleci nad sadybą,
napełni pokój szum - i naraz zgłuchnie -
a potem cisza znów - i pióro skrzypi
(gdyż niepoprawnie gęsim piszę piórem),
pap;er zaczernia się - rękopis puchnie...
Ty masz tam jasność Zórz! i skaty murem!!
Tu ledwo chmurki przemkną ubożuchnie
ponad bielański las ku Bronowicom...
Ty masz tam przestwór Słońc - i wiew ku licom
i patrzysz, jak tam śnieg się wgryza sznurem
w szczeliny, wręby skał w głazów ogromie. -
Ja tu nad moim schylony stolikiem,
ja mam tu także słońca promień w domie
na stół rzucony na sukno czerwone,
i błękit ciemny ten nad tym promykiem,
namalowany (metr cztery korony)...
A ty masz prawdziwy nad głową rzucony.
Patrz się! - nie będziesz widział tego potem!
Patrz się! - opowiesz mi to - za powrotem...
ze tam stoicie w zimnie, ostrym wichrze,
w powietrzu świeżych barw - gdy ja tu poszczę
patrząc na kurhan w sinej mgle - za szyba.
I dnie przechodzą ciche - coraz cichsze,
chyba że myśl, jak wichr, przeleci nad sadybą,
napełni pokój szum - i naraz zgłuchnie -
a potem cisza znów - i pióro skrzypi
(gdyż niepoprawnie gęsim piszę piórem),
pap;er zaczernia się - rękopis puchnie...
Ty masz tam jasność Zórz! i skaty murem!!
Tu ledwo chmurki przemkną ubożuchnie
ponad bielański las ku Bronowicom...
Ty masz tam przestwór Słońc - i wiew ku licom
i patrzysz, jak tam śnieg się wgryza sznurem
w szczeliny, wręby skał w głazów ogromie. -
Ja tu nad moim schylony stolikiem,
ja mam tu także słońca promień w domie
na stół rzucony na sukno czerwone,
i błękit ciemny ten nad tym promykiem,
namalowany (metr cztery korony)...
A ty masz prawdziwy nad głową rzucony.
Patrz się! - nie będziesz widział tego potem!
Patrz się! - opowiesz mi to - za powrotem...