
Józef
Czechowicz
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Czechowicz Józef Wieniawa
Ciemniej
Pagóry, zagaje, podłęża
nie sypią się wiankami na oczy.
Ciemniej
Z nieb czeluści otwartej na ścieżaj
bieg na ciche niedźwiedzie nocy.
Nad ulicami, rzędem,
czarne, kosmate,
będą się tarzać po domach do chwili,
gdy księżyc wybuchnie zza chmur, jak krater,
świat ku światłu przechyli.
Blachy dachów dudnią bębnom.
W dół, w górę, nierówno się kładzie
perłowy lampas:
w prostopadłej gromadzie
przedmieścia lampy.
Przeciw niedźwiedziom to mało!
Gną się, kucają domki, zajazdy, bóżnice
pod mroku cichego łapą.
Ach, trzasnęłyby niskie pułapy -
ale już zajaśniało.
Pejzaż. Wieniiawa z księżycem.
Pagóry, zagaje, podłęża
nie sypią się wiankami na oczy.
Ciemniej
Z nieb czeluści otwartej na ścieżaj
bieg na ciche niedźwiedzie nocy.
Nad ulicami, rzędem,
czarne, kosmate,
będą się tarzać po domach do chwili,
gdy księżyc wybuchnie zza chmur, jak krater,
świat ku światłu przechyli.
Blachy dachów dudnią bębnom.
W dół, w górę, nierówno się kładzie
perłowy lampas:
w prostopadłej gromadzie
przedmieścia lampy.
Przeciw niedźwiedziom to mało!
Gną się, kucają domki, zajazdy, bóżnice
pod mroku cichego łapą.
Ach, trzasnęłyby niskie pułapy -
ale już zajaśniało.
Pejzaż. Wieniiawa z księżycem.
Czechowicz Józef wigilia
czarujesz a łowisz jak niewód
a rośruBsz jed liczny a żywiczny bór
jak nadaiśmy cackom i świeczkom i drzewu
co z gęstwin przybyło w zieleni piór
lulajże Jezuniu lulajże lulaj
a ty go Matuniu w płaczu utulaj
królowie i święci w kamiennych portalach
czuwają noc każe natężyć słuch
muzyką syknęło z wysoka i z dala
zachrzęścil jak perły pierwszy ruch
lulajże Jezuniu
widziadło śnieżycy wyszydza to świszczę
dłoń trędowatą raniące o głóg
Wiesz w łunie wigilii śpiewają chórmistrzc
krzewino zaiste zrodait się bóg
lulajże Jezuniu lulajże lulaj
ty nigdy nie będziesz chodził o kulach
ach ślepi ach głodni nakryci gu/etą
po bramach śpią ludzlie centurie chór
im sianem stajenki jest asfalt i beton
z ciał niożna ułożyć piękny wzór
lulajże człowieku lulajże lulaj
ulubione pieścidełko samotności
a rośruBsz jed liczny a żywiczny bór
jak nadaiśmy cackom i świeczkom i drzewu
co z gęstwin przybyło w zieleni piór
lulajże Jezuniu lulajże lulaj
a ty go Matuniu w płaczu utulaj
królowie i święci w kamiennych portalach
czuwają noc każe natężyć słuch
muzyką syknęło z wysoka i z dala
zachrzęścil jak perły pierwszy ruch
lulajże Jezuniu
widziadło śnieżycy wyszydza to świszczę
dłoń trędowatą raniące o głóg
Wiesz w łunie wigilii śpiewają chórmistrzc
krzewino zaiste zrodait się bóg
lulajże Jezuniu lulajże lulaj
ty nigdy nie będziesz chodził o kulach
ach ślepi ach głodni nakryci gu/etą
po bramach śpią ludzlie centurie chór
im sianem stajenki jest asfalt i beton
z ciał niożna ułożyć piękny wzór
lulajże człowieku lulajże lulaj
ulubione pieścidełko samotności
Czechowicz Józef ze wsi
tych kijanek tych praczek u potoczka
kujawiak kujawiaozok
siwe oczko śpij
bura burza od boru
i jak bór dudni piorun
rzucili na wodę zlocisty kij
pogryzł deazicz widnofcręgi niedobry pies
w glinie zburzył krople rude
mokra wże& wieczna wSe§
tafcie dno zielonego świata
znad wisien ozeresien zmyło blękit
spij dziecko niazabudok
no śpij
w okno patrzysz a po cóż
to znasz
niepogoda na uwroaiu opłakała trawkę
mam ja za obrazom grający kij
mam ja ligawkę
kujawiak kujawiaczuk
w muzyce śpij
Czechowicz Józef żal
głowę która siwieje a świeci jak swiecznik
kiedy srebrne pasemka wiatrów przefruwają
niosę po dnach uliczek
jaskółki nadrzeczne
świergocą to mało idźże
tak chodzie tak oglądać sceny sny festyny
roztrzaskane szybki synagog
płomień połyskujący grube statków liny
płomień miłości
nagość
tak wysłuchiwać ryku głodnych ludów
a to jest inny glos niż ludzi głodnych płacz
zniża slię wieczór Świata teR'o
nozdrza wietrzą czerwony udój
z potopu gorącego
zapytamy się wzajem ktoś zacz
rozmnnożony cudownie na wszystkich nas
będę strzelał do siebie i marł wielokrotnie
ja gdym z pługiem do bruzdy przywarł
ja przy foliałach jurysta
zakrztuszony wołaniem gaz
ja śpiąca pośród jaskrów
i dziecko w żywej pochodni
i bombą trafiony w stallach
i powieszony podpalacz
ja czarny krzyżyk na listach
o żniwa żniwa huku i blasków
czy zdąży kręta rzeka z braterskiej krwi odrdzdwiec
nim się kolumny stolic znów podźwigną nudę mną
nadleci wtedy jaskółek zamieć
swiśnie u głowy skrzydło poprzez ptasią ciemność
idźże idź dalej
kiedy srebrne pasemka wiatrów przefruwają
niosę po dnach uliczek
jaskółki nadrzeczne
świergocą to mało idźże
tak chodzie tak oglądać sceny sny festyny
roztrzaskane szybki synagog
płomień połyskujący grube statków liny
płomień miłości
nagość
tak wysłuchiwać ryku głodnych ludów
a to jest inny glos niż ludzi głodnych płacz
zniża slię wieczór Świata teR'o
nozdrza wietrzą czerwony udój
z potopu gorącego
zapytamy się wzajem ktoś zacz
rozmnnożony cudownie na wszystkich nas
będę strzelał do siebie i marł wielokrotnie
ja gdym z pługiem do bruzdy przywarł
ja przy foliałach jurysta
zakrztuszony wołaniem gaz
ja śpiąca pośród jaskrów
i dziecko w żywej pochodni
i bombą trafiony w stallach
i powieszony podpalacz
ja czarny krzyżyk na listach
o żniwa żniwa huku i blasków
czy zdąży kręta rzeka z braterskiej krwi odrdzdwiec
nim się kolumny stolic znów podźwigną nudę mną
nadleci wtedy jaskółek zamieć
swiśnie u głowy skrzydło poprzez ptasią ciemność
idźże idź dalej