
Józef
Czechowicz
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Czechowicz Józef daleko
wiatraki kołyszą horyzont
chaty pachną stepem
chatom źle
stoją na palcach o zachodzie ślepe
wspinają się jak konie
za chwilę się pogryzą
nie step ucichłe morze
rozlewa się wieczór bez szumu
świecące szyby otoczyły kolejowy dworzac
zachód mozolnie żuje gumę
ostajcie zdrowo matuś
z wojska napiszę list
nad parowozom dym białe kwiaty
gwizd
w niedzielę pociąg odiechał
w inną niedzielę przyjdzie
pracują czerwone obłoki pchają się ku słońcu
na stacji dzień jak codzlcń tydzień jak tydzień
a szyny
szyny się nigdzie nie kończą
chaty pachną stepem
chatom źle
stoją na palcach o zachodzie ślepe
wspinają się jak konie
za chwilę się pogryzą
nie step ucichłe morze
rozlewa się wieczór bez szumu
świecące szyby otoczyły kolejowy dworzac
zachód mozolnie żuje gumę
ostajcie zdrowo matuś
z wojska napiszę list
nad parowozom dym białe kwiaty
gwizd
w niedzielę pociąg odiechał
w inną niedzielę przyjdzie
pracują czerwone obłoki pchają się ku słońcu
na stacji dzień jak codzlcń tydzień jak tydzień
a szyny
szyny się nigdzie nie kończą
Czechowicz Józef dawniej
szły lipy
gubiły kwiat
mały byłam żaglem łez nakryty
ale to się chyba nie zmieści
w rymami szytej
opowieści
szły liipy
gubiły kwiat
uśnij nuciły sprzętów skrzypy
bębenek mój drewniany koń
w globusie zaklęty świat
nocą bezsenną naprzeciw łóżka
poruszało się duże okno wędrowało
zapadała się w otchłań poduszka
wichr porywał leżące olało
wszyscy spali nie spały lęhi
z lustra wynurzały się suche jak patyk
hyczały maleńki rnaleńfci
będziesz jak ojciec w KiZputalu wariatów
nic można było budzić mamy
żeby powiedzieć to straszne
dobre lipy chodzą pod domom
sypia kwiatami
jeśli zasypią przerażenie zasnę
tak z głowa żaglem łez nakryta
płynąłem ciężko do świtu
a świt otwierał mi oczy
kwitł świat
cóż mi globus konik bębenek malowany
oto słońce świeci na tapczany
świeci matka siostra i brat
gubiły kwiat
mały byłam żaglem łez nakryty
ale to się chyba nie zmieści
w rymami szytej
opowieści
szły liipy
gubiły kwiat
uśnij nuciły sprzętów skrzypy
bębenek mój drewniany koń
w globusie zaklęty świat
nocą bezsenną naprzeciw łóżka
poruszało się duże okno wędrowało
zapadała się w otchłań poduszka
wichr porywał leżące olało
wszyscy spali nie spały lęhi
z lustra wynurzały się suche jak patyk
hyczały maleńki rnaleńfci
będziesz jak ojciec w KiZputalu wariatów
nic można było budzić mamy
żeby powiedzieć to straszne
dobre lipy chodzą pod domom
sypia kwiatami
jeśli zasypią przerażenie zasnę
tak z głowa żaglem łez nakryta
płynąłem ciężko do świtu
a świt otwierał mi oczy
kwitł świat
cóż mi globus konik bębenek malowany
oto słońce świeci na tapczany
świeci matka siostra i brat
Czechowicz Józef
Dawno już ucichł
złoty kogucik
i królik biały kwiatów nie depcze.
Ogromna Wisła
pod niebo wyszła,
z gwiazdami szepcze...
Gliniany konik
wszedl na wazonik,
by się spokojnie zdrzemnąć do świtu.
Synku maluśki,
do twej poduszki
i ty się przytul...
złoty kogucik
i królik biały kwiatów nie depcze.
Ogromna Wisła
pod niebo wyszła,
z gwiazdami szepcze...
Gliniany konik
wszedl na wazonik,
by się spokojnie zdrzemnąć do świtu.
Synku maluśki,
do twej poduszki
i ty się przytul...
Czechowicz Józef Dno
żelazny świat tej łodzi
Dotknięty kometą granatu
Toną odchodził
Pionowo w słoje wody burej
Chmurą
Na dno na dół.
Wewnątrz biega na przestrzał
Krótkich spiąć pożar
Drży rży moc w grubych nitach
Jęczą miażdżone morzem
Blachy pancerne trzeszczą
Akumulatory zalane po wręby
We mgle ryżej kwasów manometru nie odczytać
I tak wiadomo wciąż głębiej
Dotknięty kometą granatu
Toną odchodził
Pionowo w słoje wody burej
Chmurą
Na dno na dół.
Wewnątrz biega na przestrzał
Krótkich spiąć pożar
Drży rży moc w grubych nitach
Jęczą miażdżone morzem
Blachy pancerne trzeszczą
Akumulatory zalane po wręby
We mgle ryżej kwasów manometru nie odczytać
I tak wiadomo wciąż głębiej