
Józef
Czechowicz
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Czechowicz Józef Koniec rewolucji
Marszczyła się ceglasta woda
przygnębiały ją domy ceglaste
żeglowała czarna lodź niepogoda
nad miastem
Dudnił deszcz o deseczki i deszozulhi
na dziedzińcach tartaków zaśmieconych wilgotną trociną
na niebie było ciemno chmurno jak w zaułku
za niebem było sino
Mokro biły pomokłe sztandary
dymy zataczały się na bruku
spitym mglastorudawym pożarem
gIędaH z parkanów gruby druk
Z dalekiej drogi mlask btota
salwy drą zmierzch koło koszar
a przedmieściem
przesuwało się już w piosence gawrosza
w nieustannych mitraliez terkotach
przygnębiały ją domy ceglaste
żeglowała czarna lodź niepogoda
nad miastem
Dudnił deszcz o deseczki i deszozulhi
na dziedzińcach tartaków zaśmieconych wilgotną trociną
na niebie było ciemno chmurno jak w zaułku
za niebem było sino
Mokro biły pomokłe sztandary
dymy zataczały się na bruku
spitym mglastorudawym pożarem
gIędaH z parkanów gruby druk
Z dalekiej drogi mlask btota
salwy drą zmierzch koło koszar
a przedmieściem
przesuwało się już w piosence gawrosza
w nieustannych mitraliez terkotach
Czechowicz Józef Kościół Świę...
Jeszcze po dniu gorącym wr&tbi mur nie ostygł;
blanki ten blady wieczór bodą jak osty,
a za wieżą zamkową, w kościoła oknie na płask,
błysnął wodą stojącą księzyca błahk.
W ciemnym wnętrzu jest smugą białawego szkliwa.
Nie wiadomo, jak taka barwa się nazywa.
Chodzi, chodzi w ciemnościach
ruchomy światła korytarz,
jakby noc palcom srebrnym wodziła niebieska
po gotyckich luków smuklosoi,
po freskach.
Dziecko tak palcem wodzi po książce, gdy czyta.
Tu skały malowane są tronem Dziewicy,
gdzie indziej zaś podwójny Chrystus ciemnolicy
w dwa kielichy odmierza wino.
Święci z pustelni, Mario surowa,
kwiaty kapiące z wnęk odrzwi, nisz,
archaniele, pancerzem jasny - o czym w promieniu śnisz?
Jakie apokalipsy śnią się smokom, orłom?
żadna trąba nie woła.
Księżyc palce swe cofa w mroku kościoła.
Za szybą migoce Orion.
blanki ten blady wieczór bodą jak osty,
a za wieżą zamkową, w kościoła oknie na płask,
błysnął wodą stojącą księzyca błahk.
W ciemnym wnętrzu jest smugą białawego szkliwa.
Nie wiadomo, jak taka barwa się nazywa.
Chodzi, chodzi w ciemnościach
ruchomy światła korytarz,
jakby noc palcom srebrnym wodziła niebieska
po gotyckich luków smuklosoi,
po freskach.
Dziecko tak palcem wodzi po książce, gdy czyta.
Tu skały malowane są tronem Dziewicy,
gdzie indziej zaś podwójny Chrystus ciemnolicy
w dwa kielichy odmierza wino.
Święci z pustelni, Mario surowa,
kwiaty kapiące z wnęk odrzwi, nisz,
archaniele, pancerzem jasny - o czym w promieniu śnisz?
Jakie apokalipsy śnią się smokom, orłom?
żadna trąba nie woła.
Księżyc palce swe cofa w mroku kościoła.
Za szybą migoce Orion.
Czechowicz Józef Modlitwa żałobn...
że pod kwiatami nie ma dna
to wiemy wiemy
gdy spłynie zórz ogniowa kra
wszyscy uśniemy
będzie się toczył wielki grom
z niebiańskich lewad
na młodość pól na cichy dom
w mosiężnych gniewach
świat nieistnienia skryje nas
wodnistą chustą
zamilknie czas potłucze czas
owale luster
Póki się sączy trwania mus
przez godzin upływ
niech się nie stanie by ból rósł
wiążąc nas w supły
chcemy śpiewania gwiazd i raf
lasów pachnących bukiem
świergotu rybitw tnących staw
i dzwonów co jak bukiet
chcemy światłości muzyk twych
dźwięków topieli
jeść da nam takt pić da nam rytm
i da się uweselić
którego wzywam tak rzadko Panie bolesny
skryty w firmamentu konchach
nim przyjdzie noc ostatnia
od żywota pustego bez muzyki bez pieśni
chroń nas.
to wiemy wiemy
gdy spłynie zórz ogniowa kra
wszyscy uśniemy
będzie się toczył wielki grom
z niebiańskich lewad
na młodość pól na cichy dom
w mosiężnych gniewach
świat nieistnienia skryje nas
wodnistą chustą
zamilknie czas potłucze czas
owale luster
Póki się sączy trwania mus
przez godzin upływ
niech się nie stanie by ból rósł
wiążąc nas w supły
chcemy śpiewania gwiazd i raf
lasów pachnących bukiem
świergotu rybitw tnących staw
i dzwonów co jak bukiet
chcemy światłości muzyk twych
dźwięków topieli
jeść da nam takt pić da nam rytm
i da się uweselić
którego wzywam tak rzadko Panie bolesny
skryty w firmamentu konchach
nim przyjdzie noc ostatnia
od żywota pustego bez muzyki bez pieśni
chroń nas.
Czechowicz Józef moje zaduszki
wyprowadzam królów szeregi
mają szaty zorzanozłote
ja nad falą ładogi oniegi
zluite szaty fałduję młotem
przeznaczenie to moje umarli
wam krokami pożarów grać
aiunie wzywać na grobów darni
słów muzyką ku wam je gnać
a w tym kraju inaczej świta
łuski wodne u kryp się łamią
gwiazdę bladą przez kraty widać
glosy fabryk ramią i kłamią
o piwiarnio w której się budzę
obnażane konary lip
ci pijani ubodzy ludzie
dorożkarska szkapa u szyb
wolno kładę na kartach rękę
trudno śpiewać śpiewaniem pisać
zziębli z torów zbierają węgiel
węgiel brudzi listopad liszaj
lepię tęcze na rudej darni
królów gonię na złoty bieg
to co stworzę wesprzyjcie zmarli
może przetrwa i nas i brzeg
mają szaty zorzanozłote
ja nad falą ładogi oniegi
zluite szaty fałduję młotem
przeznaczenie to moje umarli
wam krokami pożarów grać
aiunie wzywać na grobów darni
słów muzyką ku wam je gnać
a w tym kraju inaczej świta
łuski wodne u kryp się łamią
gwiazdę bladą przez kraty widać
glosy fabryk ramią i kłamią
o piwiarnio w której się budzę
obnażane konary lip
ci pijani ubodzy ludzie
dorożkarska szkapa u szyb
wolno kładę na kartach rękę
trudno śpiewać śpiewaniem pisać
zziębli z torów zbierają węgiel
węgiel brudzi listopad liszaj
lepię tęcze na rudej darni
królów gonię na złoty bieg
to co stworzę wesprzyjcie zmarli
może przetrwa i nas i brzeg