Adam Jerzy
Czartoryski
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Czartoryski Adam Jerzy Czy
Czy starczy życia, by się spełnić w parze.
Czy starczy serca, by głęboko kochać.
Czy starczy czasu, to już czas pokaże,
stanąć czas nie umie, a mężczyzna szlochać.
Czy starczy wiary, że dobrą nadzieja,
czystą intencja, a nie tylna furtka.
Wiatr żagiel wypełnia, kołysze się reja.
Czy miłość głęboka, czy to tylko kurtka ...
Czy starczę tobie, czy nie starczę może?
Te same wiatry nam obojgu wieją ...
Odbić od przystani i popłynąć w morze ...
Zostać i poczekać ... jeszcze ... wraz z nadzieją.
Czy warto zmieniać to, co ustalone
pozostając nadal tu, gdzie jestem teraz,
czy mam drzwi otworzyć i zerwać zasłonę,
czy też zamknąć szczelnie, jak robiłem nieraz.
Ty nie odpowiesz, to jest moja kwestia,
chociaż dziś trudno ja z nią sobie radzę.
Ona patrzy na mnie, niby dziwna bestia
z przymrużeniem oka, jakby miała władzę ...
Samotność-bestia, wie o moich chęciach,
nie obojętna, pewnie ją to złości,
bo na całym świecie nikt nie ma pojęcia,
że pragnę być z tobą w tej samej miłości.
Czy starczy serca, by głęboko kochać.
Czy starczy czasu, to już czas pokaże,
stanąć czas nie umie, a mężczyzna szlochać.
Czy starczy wiary, że dobrą nadzieja,
czystą intencja, a nie tylna furtka.
Wiatr żagiel wypełnia, kołysze się reja.
Czy miłość głęboka, czy to tylko kurtka ...
Czy starczę tobie, czy nie starczę może?
Te same wiatry nam obojgu wieją ...
Odbić od przystani i popłynąć w morze ...
Zostać i poczekać ... jeszcze ... wraz z nadzieją.
Czy warto zmieniać to, co ustalone
pozostając nadal tu, gdzie jestem teraz,
czy mam drzwi otworzyć i zerwać zasłonę,
czy też zamknąć szczelnie, jak robiłem nieraz.
Ty nie odpowiesz, to jest moja kwestia,
chociaż dziś trudno ja z nią sobie radzę.
Ona patrzy na mnie, niby dziwna bestia
z przymrużeniem oka, jakby miała władzę ...
Samotność-bestia, wie o moich chęciach,
nie obojętna, pewnie ją to złości,
bo na całym świecie nikt nie ma pojęcia,
że pragnę być z tobą w tej samej miłości.
Czartoryski Adam Jerzy Czy byłem
Bezkresna otchłań wszechkosmosu.
Układy gwiezdne nieskończone.
Drobina, pył, planetą losu ...
Tego, co będzie ... Co minione.
Ziemia, na której podróż swoją
i ty, i ja zacząłem wtedy,
gdy dzieci się ciemności boją
i strachów ... Głodu, bólu, biedy.
Gdy nikt nie pytał nas o zgodę,
nie dostrzegamy dni swych końca,
beztroskę mając i pogodę
w radosnym cieple swego Słońca.
Młodość to czas poszukiwania,
rozwiązywanie tajemnicy.
Entuzjazm bez opamiętania,
walka bez maski, bez przyłbicy.
To świeżość uczuć, doznań pierwszych.
Gorący płomień pożądania ...
To czas miłości, wyznań, wierszy
i bliskość szczęścia osiągania.
Wszystko jest wówczas do zdobycia
- fantazja, plany i marzenia.
Młodość, to ufność bez pokrycia,
co praw odwiecznych nie pozmienia.
Lecz pierwsza zmarszczka ci odkrywa
prawdę, co gorsza jest od złudy,
że trwasz, lecz czegoś ci ubywa ...
Na nic uniki, trening, trudy.
I pierwszy smak rozczarowania,
gdy drugą zmarszczkę ujrzysz w twarzy.
Już wiesz, co, zamiast wiecznotrwania,
prędzej czy później ci się zdarzy ...
Najpierw się zdziwisz, potem wściekasz,
złorzeczysz na okrutne życie,
ale już wiesz, i wiesz, że czekasz,
ku czemu zmierza serca bicie.
Nie zrobisz przeciw temu kroku,
choć nie chcesz wierzyć, wiesz już o tem.
Przekupić nie możesz wyroku
modlitwą, pracą ani złotem.
Co miałeś zdobyć, już zdobyłeś.
Straciły barwę twe marzenia.
Co miałeś przeżyć, już przeżyłeś,
a coraz bliżej smuga cienia.
I nie uchwycisz, w obrachunku
momentu, kiedy to się stało.
I wiesz, że nie ma już ratunku,
że cię zawiodło własne ciało.
Szukałeś przecież przez lat tyle
swej złotej czary do wypicia,
lecz twoje dni, to dni motyle ...
Stałością ... Bylejakość życia.
Oszustwem były wszystkie lata,
gdyś niby miał wyboru prawo.
Dziś sam masz siebie za wariata,
kiedy zawrócić chcesz swą nawą.
Skazanyś wszak bez prawa głosu
na koniec dni, od urodzenia.
I na bezsilność wobec losu
w podróży swej, do smugi cienia.
Ziemską, nieznaną, podróż swoją
i ty, i ja, zakończę wtedy,
gdy zimne cienie mnie ukoją ...
Nie wiem, czy: byłem? Gdzie? I ... Kiedy?
Układy gwiezdne nieskończone.
Drobina, pył, planetą losu ...
Tego, co będzie ... Co minione.
Ziemia, na której podróż swoją
i ty, i ja zacząłem wtedy,
gdy dzieci się ciemności boją
i strachów ... Głodu, bólu, biedy.
Gdy nikt nie pytał nas o zgodę,
nie dostrzegamy dni swych końca,
beztroskę mając i pogodę
w radosnym cieple swego Słońca.
Młodość to czas poszukiwania,
rozwiązywanie tajemnicy.
Entuzjazm bez opamiętania,
walka bez maski, bez przyłbicy.
To świeżość uczuć, doznań pierwszych.
Gorący płomień pożądania ...
To czas miłości, wyznań, wierszy
i bliskość szczęścia osiągania.
Wszystko jest wówczas do zdobycia
- fantazja, plany i marzenia.
Młodość, to ufność bez pokrycia,
co praw odwiecznych nie pozmienia.
Lecz pierwsza zmarszczka ci odkrywa
prawdę, co gorsza jest od złudy,
że trwasz, lecz czegoś ci ubywa ...
Na nic uniki, trening, trudy.
I pierwszy smak rozczarowania,
gdy drugą zmarszczkę ujrzysz w twarzy.
Już wiesz, co, zamiast wiecznotrwania,
prędzej czy później ci się zdarzy ...
Najpierw się zdziwisz, potem wściekasz,
złorzeczysz na okrutne życie,
ale już wiesz, i wiesz, że czekasz,
ku czemu zmierza serca bicie.
Nie zrobisz przeciw temu kroku,
choć nie chcesz wierzyć, wiesz już o tem.
Przekupić nie możesz wyroku
modlitwą, pracą ani złotem.
Co miałeś zdobyć, już zdobyłeś.
Straciły barwę twe marzenia.
Co miałeś przeżyć, już przeżyłeś,
a coraz bliżej smuga cienia.
I nie uchwycisz, w obrachunku
momentu, kiedy to się stało.
I wiesz, że nie ma już ratunku,
że cię zawiodło własne ciało.
Szukałeś przecież przez lat tyle
swej złotej czary do wypicia,
lecz twoje dni, to dni motyle ...
Stałością ... Bylejakość życia.
Oszustwem były wszystkie lata,
gdyś niby miał wyboru prawo.
Dziś sam masz siebie za wariata,
kiedy zawrócić chcesz swą nawą.
Skazanyś wszak bez prawa głosu
na koniec dni, od urodzenia.
I na bezsilność wobec losu
w podróży swej, do smugi cienia.
Ziemską, nieznaną, podróż swoją
i ty, i ja, zakończę wtedy,
gdy zimne cienie mnie ukoją ...
Nie wiem, czy: byłem? Gdzie? I ... Kiedy?
Czartoryski Adam Jerzy Czy pozwolisz
Czy pozwolisz mi kiedy ...
czy mi też nie pozwolisz?
Myślę jednak, że wtedy ...
także zrobisz, jak wolisz.
Kiedyś wszak to się stanie ...
że Twe oczy błyszczące
jak miłości wyznanie ...
tak mi obiecujące
zwilgotnieją w oddechu ...
widzę łzę w ich kąciku,
serca biją w pośpiechu ...
tyle wzruszeń, bez liku.
Pewnie dobrze rozumiem ...
że Ty także chcesz do mnie.
Czy ja kochać Cię umiem ...
i czy żyję przytomnie?
czy mi też nie pozwolisz?
Myślę jednak, że wtedy ...
także zrobisz, jak wolisz.
Kiedyś wszak to się stanie ...
że Twe oczy błyszczące
jak miłości wyznanie ...
tak mi obiecujące
zwilgotnieją w oddechu ...
widzę łzę w ich kąciku,
serca biją w pośpiechu ...
tyle wzruszeń, bez liku.
Pewnie dobrze rozumiem ...
że Ty także chcesz do mnie.
Czy ja kochać Cię umiem ...
i czy żyję przytomnie?
Czartoryski Adam Jerzy Czytam miłość
Czytam twe wiersze. Przez wzruszenia
łzy w moich oczach ... Nie przestaję,
bo w sercu dziwne poruszenia
i nowych uczuć wciąż doznaję.
Zwrócona jestem w twoją stronę,
a oczy moje cię szukają ...
W nieznaną przedtem wkraczam zonę,
w tę, gdzie się serca spotykają.
Noc się bezsenna zapowiada,
miejsca na sen znaleźć nie mogę,
słucham mej duszy, co mi gada:
po prostu kochaj! Odrzuć trwogę!
Nieważne nocne markowanie,
nieważne strachy, przywidzenia.
Wiedz, że nic złego się nie stanie,
póki gorące w sercu drgnienia.
I tak ma dusza do mnie gada:
nie szukaj czasu, gdy jest z tobą.
A potem jeszcze dopowiada:
kochaj, wierz sercu i ... bądź sobą !
Czytam twe wiersze, a wzruszenia,
jak szal zdobiony klejnotami,
w którym rozbłyski, to pragnienia
nadejścia chwil, gdyśmy nie sami ...
Czy ja to znałam, czy poznaję,
że miłość, dusza, to nie drama?
I za to właśnie ci oddaję
siebie, bo już nie jestem sama.
Myśl mi o tobie towarzyszy
i nie ma żadnej w tym przykrości,
bo ... ja ją słyszę ... serce słyszy,
a dusza pełna tej miłości.
łzy w moich oczach ... Nie przestaję,
bo w sercu dziwne poruszenia
i nowych uczuć wciąż doznaję.
Zwrócona jestem w twoją stronę,
a oczy moje cię szukają ...
W nieznaną przedtem wkraczam zonę,
w tę, gdzie się serca spotykają.
Noc się bezsenna zapowiada,
miejsca na sen znaleźć nie mogę,
słucham mej duszy, co mi gada:
po prostu kochaj! Odrzuć trwogę!
Nieważne nocne markowanie,
nieważne strachy, przywidzenia.
Wiedz, że nic złego się nie stanie,
póki gorące w sercu drgnienia.
I tak ma dusza do mnie gada:
nie szukaj czasu, gdy jest z tobą.
A potem jeszcze dopowiada:
kochaj, wierz sercu i ... bądź sobą !
Czytam twe wiersze, a wzruszenia,
jak szal zdobiony klejnotami,
w którym rozbłyski, to pragnienia
nadejścia chwil, gdyśmy nie sami ...
Czy ja to znałam, czy poznaję,
że miłość, dusza, to nie drama?
I za to właśnie ci oddaję
siebie, bo już nie jestem sama.
Myśl mi o tobie towarzyszy
i nie ma żadnej w tym przykrości,
bo ... ja ją słyszę ... serce słyszy,
a dusza pełna tej miłości.