Wiersze znanych
Sortuj według:
Ważyk Adam Był chłopiec kt...
Był chłopiec który z głową na ramieniu
usnął przy stole nakrytym serwetą
Był pusty pokój kobieta w żałobie
oparła stopę o podnóżek aby
poprawić czarną kokardę pantofla
Było sukienne kłębowisko płaszczy
w prowizorycznej szatni na zabawie
porozrzucanych jakby kto ze złością
daremnie szukał czegoś po kieszeniach
Z głębi tej szatni czasem dochodziły
śmiechy kobiece i głos najpiękniejszy
Te trzy obrazy jednakowo stare
wracały chociaż nie były wspomnieniem
obsesja szatni wracała najczęściej
Wszystkie odeszły wszystkie trzy i nie wiem
czy coś znaczyła dzisiaj jestem wolny
klasyczny w sobie przejrzysty jak kryształ
czysty jak kartka czystego papieru
Nie to nieprawda one znów wracają
te trzy obrazy które znaczą znaczą
dużo lub mało nic lub bardzo dużo
Prędzej ja minę a zostanie chłopiec
śpiący przy stole a przed nim nieznane
ogromne morze czasu do przeżycia
Kobieta w czerni może była śmieszka
z natury Jedno tylko wiem na pewno
że szatnia była jak twarz bez urody
i piękny Kłos był udręką dla ucha
usnął przy stole nakrytym serwetą
Był pusty pokój kobieta w żałobie
oparła stopę o podnóżek aby
poprawić czarną kokardę pantofla
Było sukienne kłębowisko płaszczy
w prowizorycznej szatni na zabawie
porozrzucanych jakby kto ze złością
daremnie szukał czegoś po kieszeniach
Z głębi tej szatni czasem dochodziły
śmiechy kobiece i głos najpiękniejszy
Te trzy obrazy jednakowo stare
wracały chociaż nie były wspomnieniem
obsesja szatni wracała najczęściej
Wszystkie odeszły wszystkie trzy i nie wiem
czy coś znaczyła dzisiaj jestem wolny
klasyczny w sobie przejrzysty jak kryształ
czysty jak kartka czystego papieru
Nie to nieprawda one znów wracają
te trzy obrazy które znaczą znaczą
dużo lub mało nic lub bardzo dużo
Prędzej ja minę a zostanie chłopiec
śpiący przy stole a przed nim nieznane
ogromne morze czasu do przeżycia
Kobieta w czerni może była śmieszka
z natury Jedno tylko wiem na pewno
że szatnia była jak twarz bez urody
i piękny Kłos był udręką dla ucha
Ważyk Adam Czuwanie
Trzydziestokilkuletniemu wypada widzieć jasno,
jak się prą wuja pociski, jak nocą w głębokim krysztale
wirują czasy i losy, miotły ogniste gasną
nad ośnieżoną równiną, zanim ruszymy dalej.
Im bliżej kraju, tym dziwniej; w piersi niepokój się wzmaga -
jest w mieście ruin i wspomnieli uliczka, która kochałem,
tum pies odpowie jak echo, kiedy zaszczeka mój nagan,
dziewczyna wyjdzie z ukrycia okrzyknąć mnie słowem zdziczałem.
Dlatego ta biała równina w świetle pocisków, nim zgasną,
rozciąga się jak rozłąka nie ogarnięta pociskiem.
Ty, która jesteś oddechem, wejdź i przekaż mi hasło
w zawianej śniegiem ziemiance na wielkiej ziemi rosyjskiej.
jak się prą wuja pociski, jak nocą w głębokim krysztale
wirują czasy i losy, miotły ogniste gasną
nad ośnieżoną równiną, zanim ruszymy dalej.
Im bliżej kraju, tym dziwniej; w piersi niepokój się wzmaga -
jest w mieście ruin i wspomnieli uliczka, która kochałem,
tum pies odpowie jak echo, kiedy zaszczeka mój nagan,
dziewczyna wyjdzie z ukrycia okrzyknąć mnie słowem zdziczałem.
Dlatego ta biała równina w świetle pocisków, nim zgasną,
rozciąga się jak rozłąka nie ogarnięta pociskiem.
Ty, która jesteś oddechem, wejdź i przekaż mi hasło
w zawianej śniegiem ziemiance na wielkiej ziemi rosyjskiej.
Ważyk Adam Dyscyplina
Gwiazdy dyktują nam pojęcie ładu
kinematograf jest wzorem zwięzłości
przyszłość wytryska z miligrama radu
Uczmy się z gwiazd
uczmy się z kina
uczmy się z przyszłości
Znowu zmierzając się i dniejąc znowu
do ciebie tęsknię przyszłości
Przemień moją mowę w złoto mowę bogów
w jeden film dziesiątki mych odruchów mglistych
sprzęgnij mi ramiona jak dwa wiersze w dystych
kinematograf jest wzorem zwięzłości
przyszłość wytryska z miligrama radu
Uczmy się z gwiazd
uczmy się z kina
uczmy się z przyszłości
Znowu zmierzając się i dniejąc znowu
do ciebie tęsknię przyszłości
Przemień moją mowę w złoto mowę bogów
w jeden film dziesiątki mych odruchów mglistych
sprzęgnij mi ramiona jak dwa wiersze w dystych
Ważyk Adam Eliksir życia
W niejednym obcym mieście
wchodziłem do domu towarowego
jeździłem z pietra na piętro
oglądałem rzeczy które mnie nic nie obchody
wracałem na parter
kupowałem sznurowadła
Na ruchomych schodach
dzieci stały cicho uczepione poręczy
klamry połyskiwały we włosach klijentek
Ta jazda była jak monotonna recytacja
jak oratorium bez chórów
jak codziennie powtarzana pomyłka
jak daremna wyprawa nie wiadomo po co
jak wyprawa po eliksir życia
wchodziłem do domu towarowego
jeździłem z pietra na piętro
oglądałem rzeczy które mnie nic nie obchody
wracałem na parter
kupowałem sznurowadła
Na ruchomych schodach
dzieci stały cicho uczepione poręczy
klamry połyskiwały we włosach klijentek
Ta jazda była jak monotonna recytacja
jak oratorium bez chórów
jak codziennie powtarzana pomyłka
jak daremna wyprawa nie wiadomo po co
jak wyprawa po eliksir życia