Wiersze znanych
Sortuj według:
Ważyk Adam Rzeźba prekolumb...
W Muzeum Człowieka
jest twarz okrutnego boga
ukryta za twarzą zdarta z ofiary,
twarz niewidzialna,
którą można poznać
po podwójnych ustach.
Tu powinienem był zrozumieć wszystko --
rytuał maskarady
i smutek przechodnia,
smutek przechodnia odartego z twarzy.
jest twarz okrutnego boga
ukryta za twarzą zdarta z ofiary,
twarz niewidzialna,
którą można poznać
po podwójnych ustach.
Tu powinienem był zrozumieć wszystko --
rytuał maskarady
i smutek przechodnia,
smutek przechodnia odartego z twarzy.
Ważyk Adam Serce granatu
W roku trzydziestym dziewiątym, niegdyś,
odłamek muru skroń ci znieczulił,
ktoś cię pochowa! tam, gdzie poległeś,
w sercu śródmieścia, w załomie ulic.
Wiosną kiełkuje spod rumowiska
twojego domu zbłąkana trawa;
grób bez ojczyzny, proch bez nazwiska
i mury stoją rzewne - Warszawa.
Przyjdę do ciebie pod załom ulic -
drogą najkrótsza, marszem z daleka,
tam gdzie pod kamień grób twój się wtulił,
przyjdę, wstydliwy prochu człowieka.
Na to, byś w mieście żyjącym leżał
i w ziemi swojej, wiadomy światu -
i na to właśnie trzykroć uderza
w rzucie na Zachód serce granatu.
odłamek muru skroń ci znieczulił,
ktoś cię pochowa! tam, gdzie poległeś,
w sercu śródmieścia, w załomie ulic.
Wiosną kiełkuje spod rumowiska
twojego domu zbłąkana trawa;
grób bez ojczyzny, proch bez nazwiska
i mury stoją rzewne - Warszawa.
Przyjdę do ciebie pod załom ulic -
drogą najkrótsza, marszem z daleka,
tam gdzie pod kamień grób twój się wtulił,
przyjdę, wstydliwy prochu człowieka.
Na to, byś w mieście żyjącym leżał
i w ziemi swojej, wiadomy światu -
i na to właśnie trzykroć uderza
w rzucie na Zachód serce granatu.
Ważyk Adam Spotkanie
Niedługo po wojnie trzydziestoletniej
szedłeś nieludnym paryskim pasażem
kiedy młoda kobieta przecięła ci drogę
niewysoka w ciemnym kostiumie
w czarnej przejrzystej wolące na oczach
zagubiona wśród murów i papuzich szyldów
To było w dzień odjazdu w tunelu czy w hali
na dworcu po godzinie znów ją zobaczyłeś
żegnała cię zdziwionym spojrzeniem przez woalkę
Byłeś dla niej znakiem i ona dla ciebie
Zdradziłeś ją poemat o pięknych spotkaniach
zniszczyłeś w ciemnych latach i nic nic pamiętasz
Niedawno byłeś lam znowu Myślałeś o niej idąc
bulwarem Sebasto kręciło ci się w głowie
wiatr zamiatał papiery na chodniku markizy
trzepotały w powietrzu pachniało benzyną
szedłeś nieludnym paryskim pasażem
kiedy młoda kobieta przecięła ci drogę
niewysoka w ciemnym kostiumie
w czarnej przejrzystej wolące na oczach
zagubiona wśród murów i papuzich szyldów
To było w dzień odjazdu w tunelu czy w hali
na dworcu po godzinie znów ją zobaczyłeś
żegnała cię zdziwionym spojrzeniem przez woalkę
Byłeś dla niej znakiem i ona dla ciebie
Zdradziłeś ją poemat o pięknych spotkaniach
zniszczyłeś w ciemnych latach i nic nic pamiętasz
Niedawno byłeś lam znowu Myślałeś o niej idąc
bulwarem Sebasto kręciło ci się w głowie
wiatr zamiatał papiery na chodniku markizy
trzepotały w powietrzu pachniało benzyną
Ważyk Adam Syfon na Pradze
Na Pradze stoi drewniany syfon
i mówi jak beczka zachłyśnięta winem:
niech mnie spławią galarem do Gdańska
niech odpłynę odpłynę odpłynę
Mnie jak kosz owoców na grzbiecie
dobrzy ludzie poniosą po świecie
W owocach jest tlen jest żelazo
tlen i żelazo które pijecie
Na Pradze mówi niezgrabny syfon
Idziemy słuchamy go wszyscy
Idą trzy kościoły gotyckie
jak trzej królowie nubijscy
Jedzie z warzywem ogrodnik
panienka niesie swój suty warkocz
konie jak ludzie przechodzą na chodnik
i stają jak niegdyś przed arką
Nad nimi pyzate gołębie
i gwiazdy latają z bliska
sfory podmiejskich psów
gonią z liliami w pyskach
Wspominam ludzi zwierzęta
i syfon ubogi na Pradze
wspominam syfon na Pradze
wspominam syfon na Pradze
i mówi jak beczka zachłyśnięta winem:
niech mnie spławią galarem do Gdańska
niech odpłynę odpłynę odpłynę
Mnie jak kosz owoców na grzbiecie
dobrzy ludzie poniosą po świecie
W owocach jest tlen jest żelazo
tlen i żelazo które pijecie
Na Pradze mówi niezgrabny syfon
Idziemy słuchamy go wszyscy
Idą trzy kościoły gotyckie
jak trzej królowie nubijscy
Jedzie z warzywem ogrodnik
panienka niesie swój suty warkocz
konie jak ludzie przechodzą na chodnik
i stają jak niegdyś przed arką
Nad nimi pyzate gołębie
i gwiazdy latają z bliska
sfory podmiejskich psów
gonią z liliami w pyskach
Wspominam ludzi zwierzęta
i syfon ubogi na Pradze
wspominam syfon na Pradze
wspominam syfon na Pradze