Wiersze znanych
Sortuj według:
Czechowicz Józef daleko
wiatraki kołyszą horyzont
chaty pachną stepem
chatom źle
stoją na palcach o zachodzie ślepe
wspinają się jak konie
za chwilę się pogryzą
nie step ucichłe morze
rozlewa się wieczór bez szumu
świecące szyby otoczyły kolejowy dworzac
zachód mozolnie żuje gumę
ostajcie zdrowo matuś
z wojska napiszę list
nad parowozom dym białe kwiaty
gwizd
w niedzielę pociąg odiechał
w inną niedzielę przyjdzie
pracują czerwone obłoki pchają się ku słońcu
na stacji dzień jak codzlcń tydzień jak tydzień
a szyny
szyny się nigdzie nie kończą
chaty pachną stepem
chatom źle
stoją na palcach o zachodzie ślepe
wspinają się jak konie
za chwilę się pogryzą
nie step ucichłe morze
rozlewa się wieczór bez szumu
świecące szyby otoczyły kolejowy dworzac
zachód mozolnie żuje gumę
ostajcie zdrowo matuś
z wojska napiszę list
nad parowozom dym białe kwiaty
gwizd
w niedzielę pociąg odiechał
w inną niedzielę przyjdzie
pracują czerwone obłoki pchają się ku słońcu
na stacji dzień jak codzlcń tydzień jak tydzień
a szyny
szyny się nigdzie nie kończą
Czechowicz Józef wąwozy czasu
siedemnastego maja o siódmej godzinie
złoty wieczór się kładzie na siwym lublinie
lampy na smukłych słupach biją jak wodotryski
płynące złotem szemra o zachodzie okna
ulic klingi placów regularne dyski
futra skwerów zlał blask tego ognia
tak w śródmieściu się pali dzień dogasający
inaczej tu o milę od murów
za sitowiem zapada słońce
jak ciężka szala wagi na której zmierzch urósł
czas
wieczność czasu
szare wąwozy czasu
czas
ścieka w kroplach urasta otchłanie zapełnia
wieje chaosem rzeczy co są lecz się topią
w obłokach oiapłych noc dzień przepadły zupełnie
półbrzask jedynie wisi mętny szary popiół
obrazy marcoussisa pionin sen kruk sztandar
świeca morze pociski przyjaciółki ukłon
katalog róg ulicy pieśń mej matki żandarm
wszystko hurgoce w chmurach mgieł sztywnych jak sukno
krzyczący wir wybuchem znienacka uderza
wir niepokoju powstał może z przeczytanych książek
zagmatwał strugę czasu spruł ją wskroś i przeżarł
szczelinę wydrażył
przez ręka wiru smagła uczyniony wytom
widać jak w teleskopie gwiazdę to co było
z daleka namiot cyrku z bliska transatlantyk
zasłonił nieba niebieski fajans
od ryku osypały się urwisk żółte kanty
mastodont stąpa zagniewany
rozpycha wieczór skórę tak wieczorem chłodzi
nagle zwinęły się liście paprotne po gajach
zaszumiały piana
to nic to ta chwila odchodzi
w chmurnej szczelinie inna sprzed tysiącoleci
pyłem drobnym jak petit na szpaltę nadleci
wiatr nurt zgrzebny dymem odurza
gwiezdny jakże piękny jest ognisk purpurowy żużel
za obozem kołysały się wzgórza
grzbietami wielkich wołów
drewniane niezdarne łamały szuwar koła
i tu chaos mosiężne ręce miecze karki
naszyjniki z krzemieni oczy w ogniu jarkin.
oto burza postaci w skórach i kożuchach
stosy rozbijające płomieniami łun nów
aż znowu zaszumiało w szumach pólbrzask bucha
pochłania miękka paszcza obłoku tłum hunnów
potem się w nowych światłach powoli rozchyla
) jak balon nad miastem niedawna tkwi chwila
muł w rzekach kolczastego drutu
wśród bomb ginących twarze
zluszczyl je ból jak belki łuszczy płomień w pożarze
ziemia i pułki butów
dnie stojące na płytkich okopach
mitraliez kaszle i świsty
na ogniach nocny popas
niebo ogniste
miasto mdlejące przestrzeń która rzyęi
armaty rozpalone rwące się z uwięzi
w ogniach nicość
nagle odmęt białawy zawrzał w glos zanucił
jeslesmy pod lublinem który zorzą plunie
dzień dzisiejszy powrócił
powrócił jak syn marnotrawny
ucałujmy jego skronie
bo gdaic spojrzeć jak dawniej
budynki w oddalaniu lśniące
a tu o milę od murów
za trzciną i sitowiem zagubią sic słońce
jak ciężka szala wdgi na której zmierzch uróst
czas
wieczność czasu
szare wąwozy czasu
czas
wizje nie nasycają są zawiłym haftem
czy z tego alfabetu co będzie odczytam
po cóż czytać i tak wiem chyba to jest prawdą
pytania odpowiedzą brzmią jak odpowiedzi pytań
złoty wieczór się kładzie na siwym lublinie
lampy na smukłych słupach biją jak wodotryski
płynące złotem szemra o zachodzie okna
ulic klingi placów regularne dyski
futra skwerów zlał blask tego ognia
tak w śródmieściu się pali dzień dogasający
inaczej tu o milę od murów
za sitowiem zapada słońce
jak ciężka szala wagi na której zmierzch urósł
czas
wieczność czasu
szare wąwozy czasu
czas
ścieka w kroplach urasta otchłanie zapełnia
wieje chaosem rzeczy co są lecz się topią
w obłokach oiapłych noc dzień przepadły zupełnie
półbrzask jedynie wisi mętny szary popiół
obrazy marcoussisa pionin sen kruk sztandar
świeca morze pociski przyjaciółki ukłon
katalog róg ulicy pieśń mej matki żandarm
wszystko hurgoce w chmurach mgieł sztywnych jak sukno
krzyczący wir wybuchem znienacka uderza
wir niepokoju powstał może z przeczytanych książek
zagmatwał strugę czasu spruł ją wskroś i przeżarł
szczelinę wydrażył
przez ręka wiru smagła uczyniony wytom
widać jak w teleskopie gwiazdę to co było
z daleka namiot cyrku z bliska transatlantyk
zasłonił nieba niebieski fajans
od ryku osypały się urwisk żółte kanty
mastodont stąpa zagniewany
rozpycha wieczór skórę tak wieczorem chłodzi
nagle zwinęły się liście paprotne po gajach
zaszumiały piana
to nic to ta chwila odchodzi
w chmurnej szczelinie inna sprzed tysiącoleci
pyłem drobnym jak petit na szpaltę nadleci
wiatr nurt zgrzebny dymem odurza
gwiezdny jakże piękny jest ognisk purpurowy żużel
za obozem kołysały się wzgórza
grzbietami wielkich wołów
drewniane niezdarne łamały szuwar koła
i tu chaos mosiężne ręce miecze karki
naszyjniki z krzemieni oczy w ogniu jarkin.
oto burza postaci w skórach i kożuchach
stosy rozbijające płomieniami łun nów
aż znowu zaszumiało w szumach pólbrzask bucha
pochłania miękka paszcza obłoku tłum hunnów
potem się w nowych światłach powoli rozchyla
) jak balon nad miastem niedawna tkwi chwila
muł w rzekach kolczastego drutu
wśród bomb ginących twarze
zluszczyl je ból jak belki łuszczy płomień w pożarze
ziemia i pułki butów
dnie stojące na płytkich okopach
mitraliez kaszle i świsty
na ogniach nocny popas
niebo ogniste
miasto mdlejące przestrzeń która rzyęi
armaty rozpalone rwące się z uwięzi
w ogniach nicość
nagle odmęt białawy zawrzał w glos zanucił
jeslesmy pod lublinem który zorzą plunie
dzień dzisiejszy powrócił
powrócił jak syn marnotrawny
ucałujmy jego skronie
bo gdaic spojrzeć jak dawniej
budynki w oddalaniu lśniące
a tu o milę od murów
za trzciną i sitowiem zagubią sic słońce
jak ciężka szala wdgi na której zmierzch uróst
czas
wieczność czasu
szare wąwozy czasu
czas
wizje nie nasycają są zawiłym haftem
czy z tego alfabetu co będzie odczytam
po cóż czytać i tak wiem chyba to jest prawdą
pytania odpowiedzą brzmią jak odpowiedzi pytań
Czartoryski Adam Jerzy CYKL ROTY
Być Może Rota
Ja jestem Rota. I Być Może,
że-m Weną-Muzą tego Pana,
który Mnie dostrzegł w swym wyborze,
jak gdybym była mu Wybrana.
Przedstawiam się. Ja Jestem Rota.
Ax dla mnie pisał te kuplety.
Dla niego jestem Rota Złota.
Nie zaznał mnie, jako Kobiety.
Codziennie mam z nim cztery światy.
Byłam i jestem jego Panną.
Nie zastąpiłam Małgorzaty.
Nigdy nie będę jemu Anną.
Jestem mu Weną, albo Mewą,
a może krukiem, cieniem ptaka.
Nie jestem mu łagodną Ewą.
Ja jestem Rota. Ale ... jaka?
On sam się słów składaniem para
i w rytmie rymów tworzy szyki.
Nie jestem taką, jak Barbara.
Nie jestem mu ... światem muzyki.
Ja jestem kroplą dopełnienia.
Zamykam i otwieram wrota.
Ja mu pomagam, on świat zmienia.
Tym jestem ja. Ja jestem Rota.
Wyjawię tajemnicę w końcu.
Nie mógł powrócić do Elżbiety.
Ona jest w cieniu, a ja w Słońcu.
On ze mną pisze swe sonety.
Ja mu wciąż sprzyjam, losu proszę,
by mógł odnaleźć to, czego szuka.
Natchnienia dobre mu przynoszę.
Niech mu się uda Wielka Sztuka.
Ze słów, co mogłam, dlań złapałam
w mojej, z mych myśli, pajęczynie.
Wszystkie mu dałam, nazbierałam.
Licząc, że któreś nie przeminie.
Rota Szansy
Czy szczęście ziemskie jest dla wielu?
Nie każdy żywą, pełną jaźnią
dotrzeć może pierwszego celu,
gdzie wyobraźnia ... wyobraźnią.
Lecz wyobraźni pole wdzięczne
staje się środkiem i narzędziem.
Powstają myśli, nieporęczne
z początku, stając się orędziem.
Orędziem za działaniem myślą,
z której się ciałem słowo stanie.
Im więcej asocjacyj przyślą,
tym skuteczniejsze ich działanie.
Myśli nie mogą być chaosem.
Ty ich chorągwii bądź rotmistrzem.
W Rotę je ustaw. Idź za ciosem.
Teraz masz szansę zostać Mistrzem.
Nie każdy zyska Wielką Notę,
gdy przebrnie pierwszych przeszkód płoty.
Ten, kto ustawi myśli w Rotę,
ma szansę zyskać Wielkie Noty.
Wielość jest myśli w różnych głowach.
Nie raz prowadzą w urojenia.
Chcę je ustawić w moich słowach
w szyk takiej Roty, co świat zmienia.
Niech myśli, niby drzewiec smolny,
zapłoną, iskry sypiąc wokół.
Niech każdy człowiek stanie wolny,
ze zrozumieniem w Duszy Oku.
Niech mu zostanie we zwyczaju
to rotmistrzostwo myśli Roty.
Jedyną szansą życia w Raju,
myśl, gdy przywraca nam Wiek Złoty.
Moja Rota
Niewymierzalność mojej Roty
w myśli zawarta jest Chaosie.
Chcę je posplatać w takie sploty,
by w jednym się ozwały głosie.
Gdy się to uda i gdy splotę
z nich pierwsze prawo zaistnienia,
kolejną znowu dodam Rotę.
Tak, jak się wojsko w armię zmienia.
W jej szyku każda stanie Rota,
dobre przydając przepowiednie.
W rozkładzie jakby kart tarota
da szansę na działanie przednie.
Po to, by ustrzec się Głupoty
bezmyślnej i niszczącej siły,
dodaję Rotę wciąż do Roty,
by plany moje się spełniły.
Chcę w kozi róg zagnać Głupoty
rządy, przekręty, bezeceństwa.
Niejednej użyć muszę Roty
stanowiąc Mądrość miast Szaleństwa.
Potęgę ludzkiej wyobraźni
zlekceważyła dziś Głupota.
Gra na instynktach niskiej jaźni.
Manipuluje ludźmi, mota.
Podstępem zwiodę więc Głupotę,
nim się do walki przysposobi.
Za Rotą myśli wyślę Rotę,
niech nimb człowieczą głowę zdobi.
Takim jest oręż. Myśli w szyku
służącym ludziom, a nie Bogu.
A ile szyków? Wprost bez liku,
tyle, co w Amaltei rogu.
Obnażam nicość i przekręty
dotychczasowych er Głupoty.
Niech rządzi człowiek, a nie święty.
Niech ludziom wróci znów Wiek Złoty.
Ja jestem Rota. I Być Może,
że-m Weną-Muzą tego Pana,
który Mnie dostrzegł w swym wyborze,
jak gdybym była mu Wybrana.
Przedstawiam się. Ja Jestem Rota.
Ax dla mnie pisał te kuplety.
Dla niego jestem Rota Złota.
Nie zaznał mnie, jako Kobiety.
Codziennie mam z nim cztery światy.
Byłam i jestem jego Panną.
Nie zastąpiłam Małgorzaty.
Nigdy nie będę jemu Anną.
Jestem mu Weną, albo Mewą,
a może krukiem, cieniem ptaka.
Nie jestem mu łagodną Ewą.
Ja jestem Rota. Ale ... jaka?
On sam się słów składaniem para
i w rytmie rymów tworzy szyki.
Nie jestem taką, jak Barbara.
Nie jestem mu ... światem muzyki.
Ja jestem kroplą dopełnienia.
Zamykam i otwieram wrota.
Ja mu pomagam, on świat zmienia.
Tym jestem ja. Ja jestem Rota.
Wyjawię tajemnicę w końcu.
Nie mógł powrócić do Elżbiety.
Ona jest w cieniu, a ja w Słońcu.
On ze mną pisze swe sonety.
Ja mu wciąż sprzyjam, losu proszę,
by mógł odnaleźć to, czego szuka.
Natchnienia dobre mu przynoszę.
Niech mu się uda Wielka Sztuka.
Ze słów, co mogłam, dlań złapałam
w mojej, z mych myśli, pajęczynie.
Wszystkie mu dałam, nazbierałam.
Licząc, że któreś nie przeminie.
Rota Szansy
Czy szczęście ziemskie jest dla wielu?
Nie każdy żywą, pełną jaźnią
dotrzeć może pierwszego celu,
gdzie wyobraźnia ... wyobraźnią.
Lecz wyobraźni pole wdzięczne
staje się środkiem i narzędziem.
Powstają myśli, nieporęczne
z początku, stając się orędziem.
Orędziem za działaniem myślą,
z której się ciałem słowo stanie.
Im więcej asocjacyj przyślą,
tym skuteczniejsze ich działanie.
Myśli nie mogą być chaosem.
Ty ich chorągwii bądź rotmistrzem.
W Rotę je ustaw. Idź za ciosem.
Teraz masz szansę zostać Mistrzem.
Nie każdy zyska Wielką Notę,
gdy przebrnie pierwszych przeszkód płoty.
Ten, kto ustawi myśli w Rotę,
ma szansę zyskać Wielkie Noty.
Wielość jest myśli w różnych głowach.
Nie raz prowadzą w urojenia.
Chcę je ustawić w moich słowach
w szyk takiej Roty, co świat zmienia.
Niech myśli, niby drzewiec smolny,
zapłoną, iskry sypiąc wokół.
Niech każdy człowiek stanie wolny,
ze zrozumieniem w Duszy Oku.
Niech mu zostanie we zwyczaju
to rotmistrzostwo myśli Roty.
Jedyną szansą życia w Raju,
myśl, gdy przywraca nam Wiek Złoty.
Moja Rota
Niewymierzalność mojej Roty
w myśli zawarta jest Chaosie.
Chcę je posplatać w takie sploty,
by w jednym się ozwały głosie.
Gdy się to uda i gdy splotę
z nich pierwsze prawo zaistnienia,
kolejną znowu dodam Rotę.
Tak, jak się wojsko w armię zmienia.
W jej szyku każda stanie Rota,
dobre przydając przepowiednie.
W rozkładzie jakby kart tarota
da szansę na działanie przednie.
Po to, by ustrzec się Głupoty
bezmyślnej i niszczącej siły,
dodaję Rotę wciąż do Roty,
by plany moje się spełniły.
Chcę w kozi róg zagnać Głupoty
rządy, przekręty, bezeceństwa.
Niejednej użyć muszę Roty
stanowiąc Mądrość miast Szaleństwa.
Potęgę ludzkiej wyobraźni
zlekceważyła dziś Głupota.
Gra na instynktach niskiej jaźni.
Manipuluje ludźmi, mota.
Podstępem zwiodę więc Głupotę,
nim się do walki przysposobi.
Za Rotą myśli wyślę Rotę,
niech nimb człowieczą głowę zdobi.
Takim jest oręż. Myśli w szyku
służącym ludziom, a nie Bogu.
A ile szyków? Wprost bez liku,
tyle, co w Amaltei rogu.
Obnażam nicość i przekręty
dotychczasowych er Głupoty.
Niech rządzi człowiek, a nie święty.
Niech ludziom wróci znów Wiek Złoty.
Czartoryski Adam Jerzy NIC
nic się nie stało, nic się nie zmieniło
nic nie umarło, niczego nie było
nic nie odeszło, nic nie powróciło
nic nie przybyło, i nic nie ubyło
tylko skończył się czas.
nic warte to, o czym się marzy
nic warte każde wspominanie
nic się do końca nie wydarzy
nic zatem nigdy nie powstanie,
bez pragnień to nie warte nic
bez pragnień zwykły, głupi pic.
nie zdarza nic się, gdy pragnień za mało,
nie mogło powstać, to co nie powstało
nie było słowa, które by wiązało ...
nie zawsze słowo się zamienia w ciało,
zamysł jest tylko raz .
nic warte każde wspominanie
nic warte to, o czym się marzy
nic zatem nigdy nie powstanie,
nic się do końca nie wydarzy
bez pragnień to nie warte nic
bez pragnień zwykły, głupi pic.
nie narodziło, co się nie rodziło
nie zaistniało, co nigdy nie żyło
nie było tego, czego być nie miało.
nie wydarzyło nic się i nie stało ...
tylko nie ma już nas
nic nie umarło, niczego nie było
nic nie odeszło, nic nie powróciło
nic nie przybyło, i nic nie ubyło
tylko skończył się czas.
nic warte to, o czym się marzy
nic warte każde wspominanie
nic się do końca nie wydarzy
nic zatem nigdy nie powstanie,
bez pragnień to nie warte nic
bez pragnień zwykły, głupi pic.
nie zdarza nic się, gdy pragnień za mało,
nie mogło powstać, to co nie powstało
nie było słowa, które by wiązało ...
nie zawsze słowo się zamienia w ciało,
zamysł jest tylko raz .
nic warte każde wspominanie
nic warte to, o czym się marzy
nic zatem nigdy nie powstanie,
nic się do końca nie wydarzy
bez pragnień to nie warte nic
bez pragnień zwykły, głupi pic.
nie narodziło, co się nie rodziło
nie zaistniało, co nigdy nie żyło
nie było tego, czego być nie miało.
nie wydarzyło nic się i nie stało ...
tylko nie ma już nas