Tadeusz
Borowski
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Borowski Tadeusz Pożegnanie z Mar...
Jeżeli żyjesz -- to pamiętaj,
że jestem. Ale do mnie nie idź.
W tej nocy czarnej, opuchniętej
śnieg się do szyb płatami klei.
I gwiżdże wiatr. I nagi kontur
drzew bije w okno. I nade mną
jak dym zagasłych miast i frontów
płynie niezmierna, głucha ciemność.
Jak strasznie cicho! Po cóż było
aż dotąd żyć? Już tylko gorycz.
Nie wracaj do mnie. Moja miłość
jest zżarta ogniem krematorium.
Stamtąd cię miałem. Twoje ciało
w świerzbie, w flegmonie tak się pięło
jak obłok wzwyż. Stamtąd cię miałem,
z niebiosów, z ognia. Przeminęło.
Nie wrócisz do mnie. Razem z tobą
nie wróci wiatr, co mgłą się opił.
Nie wstaną ludzie z wspólnych grobów
i nie ożyje kruchy popiół.
Nie chcę, nie wracaj. Wszystko było
grą naszą, złudą, czczym teatrem.
Krąży nade mną twoja miłość
jak dym człowieka ponad wiatrem.
że jestem. Ale do mnie nie idź.
W tej nocy czarnej, opuchniętej
śnieg się do szyb płatami klei.
I gwiżdże wiatr. I nagi kontur
drzew bije w okno. I nade mną
jak dym zagasłych miast i frontów
płynie niezmierna, głucha ciemność.
Jak strasznie cicho! Po cóż było
aż dotąd żyć? Już tylko gorycz.
Nie wracaj do mnie. Moja miłość
jest zżarta ogniem krematorium.
Stamtąd cię miałem. Twoje ciało
w świerzbie, w flegmonie tak się pięło
jak obłok wzwyż. Stamtąd cię miałem,
z niebiosów, z ognia. Przeminęło.
Nie wrócisz do mnie. Razem z tobą
nie wróci wiatr, co mgłą się opił.
Nie wstaną ludzie z wspólnych grobów
i nie ożyje kruchy popiół.
Nie chcę, nie wracaj. Wszystko było
grą naszą, złudą, czczym teatrem.
Krąży nade mną twoja miłość
jak dym człowieka ponad wiatrem.
Borowski Tadeusz
Tak mi się twoja twarz rozpływa
i niknie we mnie jak widnokrąg,
z którego odejść trzeba. Glos twój,
twe oczy, uśmiech jak przelotny
wiatr, gdy się o twarz ociera,
jeszcze drży we mnie i jak ptak,
który tak lekko i ostrożnie
w powietrzu waży się, jak gdyby
oddechem był -- ulata ze mnie,
rozpływa się i niknie. Próżno --
ty wiesz, że w szyby nocnej czerń
jak w życie swoje dawne patrzę,
lecz ciebie tam już nie ma.
Tylko mgła, która w górę się podnosi...
i niknie we mnie jak widnokrąg,
z którego odejść trzeba. Glos twój,
twe oczy, uśmiech jak przelotny
wiatr, gdy się o twarz ociera,
jeszcze drży we mnie i jak ptak,
który tak lekko i ostrożnie
w powietrzu waży się, jak gdyby
oddechem był -- ulata ze mnie,
rozpływa się i niknie. Próżno --
ty wiesz, że w szyby nocnej czerń
jak w życie swoje dawne patrzę,
lecz ciebie tam już nie ma.
Tylko mgła, która w górę się podnosi...
Borowski Tadeusz Korespondencja
Kartki i listy
układam, piszę,
patrzę uważnie
w białe klawisze,
patrzę w klawisze,
ostrożnie biję:
"Najmilsza, odpisz,
jeżeli żyjesz,
a jeśli zmarłaś,
to trochę trudniej,
lecz będę szukał
długo i żmudnie,
jakoś cię znajdę,
przyjdę z pomocą,
nie martw się, miła,
trzymaj się mocno."
"Słuchaj kolego,
że piszę, daruj,
nic nie wiedziałem,
że już umarłeś.
Szukam cię próżno
W całej Europie.
Zginąłeś w Bredzie?
No, popatrz, popatrz..."
"Dali mi adres,
pisać pośpieszam.
Przeżyłem. Jestem
w Monachium, w Rzeszy.
Niesprawiedliwie
na mnie wypadło,
żem nie był z wami
na barykadach,
chłopcy-poeci,
wciąż myślę o was,
jakże mi brak jest
waszego słowa,
słowa co grozą
duszę oplata,
jak straszne oczy
nie z tego świata,
słowa, co było
mrokiem i blaskiem."
Adres: grób wspólny
w Ogrodzie Saskim.
"Rzucam na ślepo
ten list jak w studnię.
Jakże tam w kraju?
Czy są już studia?
Pewnie już jesteś,
tak sobie myślę,
co najmniej dr phil.
albo magister.
Pewnie masz mnóstwo
społecznej pracy?
Jakże tam teatr?
Jakże Witkacy?
Jakże tam proza?
Ech, przyjacielu,
mógłbyś mi przysłać
jakąś nowelę.
Rzucony ślepo
jak pocisk w przestrzeń
czekam na listy,
tęsknię do wierszy,
które przyniosą
minioną młodość.
Napisz mi, Staszku,
i miej się dobrze.
Wiem, że dostanę
kartkę od ciebie
gdy tylko ciebie
z gruzów odgrzebią."
Kartki i listy
układam, piszę
patrzę uważnie
w białe klawisze,
siedzę nad nimi
z schyloną głową.
Jeszcze coś trzeba.....
Choć jedno słowo....
Siedze nad nimi
głuchym wieczorem....
Trzeba mi odejść....
Pora już, pora.....
układam, piszę,
patrzę uważnie
w białe klawisze,
patrzę w klawisze,
ostrożnie biję:
"Najmilsza, odpisz,
jeżeli żyjesz,
a jeśli zmarłaś,
to trochę trudniej,
lecz będę szukał
długo i żmudnie,
jakoś cię znajdę,
przyjdę z pomocą,
nie martw się, miła,
trzymaj się mocno."
"Słuchaj kolego,
że piszę, daruj,
nic nie wiedziałem,
że już umarłeś.
Szukam cię próżno
W całej Europie.
Zginąłeś w Bredzie?
No, popatrz, popatrz..."
"Dali mi adres,
pisać pośpieszam.
Przeżyłem. Jestem
w Monachium, w Rzeszy.
Niesprawiedliwie
na mnie wypadło,
żem nie był z wami
na barykadach,
chłopcy-poeci,
wciąż myślę o was,
jakże mi brak jest
waszego słowa,
słowa co grozą
duszę oplata,
jak straszne oczy
nie z tego świata,
słowa, co było
mrokiem i blaskiem."
Adres: grób wspólny
w Ogrodzie Saskim.
"Rzucam na ślepo
ten list jak w studnię.
Jakże tam w kraju?
Czy są już studia?
Pewnie już jesteś,
tak sobie myślę,
co najmniej dr phil.
albo magister.
Pewnie masz mnóstwo
społecznej pracy?
Jakże tam teatr?
Jakże Witkacy?
Jakże tam proza?
Ech, przyjacielu,
mógłbyś mi przysłać
jakąś nowelę.
Rzucony ślepo
jak pocisk w przestrzeń
czekam na listy,
tęsknię do wierszy,
które przyniosą
minioną młodość.
Napisz mi, Staszku,
i miej się dobrze.
Wiem, że dostanę
kartkę od ciebie
gdy tylko ciebie
z gruzów odgrzebią."
Kartki i listy
układam, piszę
patrzę uważnie
w białe klawisze,
siedzę nad nimi
z schyloną głową.
Jeszcze coś trzeba.....
Choć jedno słowo....
Siedze nad nimi
głuchym wieczorem....
Trzeba mi odejść....
Pora już, pora.....
Borowski Tadeusz * * [Ja wiem]
Ja wiem, ze w wiecznym kole przemian
zapadnie wszystko jakby w morze,
że minie czas i minie ziemia,
i to, com kochał i com tworzył.
Próżno bym, pełen wielkich tęsknot,
jak ślad na piasku wieczność tropił,
bo ludzki trud i ludzkie piękno
jest jak na wiatr rzucony popiół.
Więc dobrze okruch szczęścia dostać,
umiejąc fałsz od prawdy dzielić.
I życie szczere mieć i proste
jak uścisk dłoni przyjaciela.
zapadnie wszystko jakby w morze,
że minie czas i minie ziemia,
i to, com kochał i com tworzył.
Próżno bym, pełen wielkich tęsknot,
jak ślad na piasku wieczność tropił,
bo ludzki trud i ludzkie piękno
jest jak na wiatr rzucony popiół.
Więc dobrze okruch szczęścia dostać,
umiejąc fałsz od prawdy dzielić.
I życie szczere mieć i proste
jak uścisk dłoni przyjaciela.