Władysław
Broniewski
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Broniewski Władysław
Nasz stół wielkanocny
haftowany w kwiaty.
W borówkowej zieleni
czków skrzydlatych
lukrowana baba
rozpycha się na nim,
a przy babie-
mazurek w owoce przybrany.
Palmy- pachną jak łąka
w samym środku lata.
Siada mama przy stole,
a przy mamie tata.
I my.
Wiosna na nas
zza firanek zerka,
a pstrokate pisanki
chcą tańczyć oberka.
Wpuśćmy wiosnę.
Niech słońcem
zabłyśnie nad stołem
w wielkanocne świętowanie
jak wiosna wesołe !
haftowany w kwiaty.
W borówkowej zieleni
czków skrzydlatych
lukrowana baba
rozpycha się na nim,
a przy babie-
mazurek w owoce przybrany.
Palmy- pachną jak łąka
w samym środku lata.
Siada mama przy stole,
a przy mamie tata.
I my.
Wiosna na nas
zza firanek zerka,
a pstrokate pisanki
chcą tańczyć oberka.
Wpuśćmy wiosnę.
Niech słońcem
zabłyśnie nad stołem
w wielkanocne świętowanie
jak wiosna wesołe !
Broniewski Władysław Jaskółka
Napłynęła na mnie fala miłosna,
jak powódź, co lody znosi.
Ty nie jesteś już taka młoda, ale jak wiosna,
i kto ciebie o to prosił?
Może moje serce prosiło na klęczkach
w rozmaitych rozpaczach i klęskach,
całując z rozpaczą na spółkę
ciebie - jaskółkę?
A może te jaskółki w niebie,
podobne do ciebie,
latały, kwiliły i wylatały,
żebym był radosny i śmiały?
jak powódź, co lody znosi.
Ty nie jesteś już taka młoda, ale jak wiosna,
i kto ciebie o to prosił?
Może moje serce prosiło na klęczkach
w rozmaitych rozpaczach i klęskach,
całując z rozpaczą na spółkę
ciebie - jaskółkę?
A może te jaskółki w niebie,
podobne do ciebie,
latały, kwiliły i wylatały,
żebym był radosny i śmiały?
Broniewski Władysław Kabała
Ten walet schnie z miłości, a ty go dręczysz wzgardą,
dwa serca wyrwał z piersi i przekuł halabardą.
żołędny król go wezwał. W karecie z dzwonków pędzi.
Ach!... Czeka go w podróży nieszczęście od żołędzi.
Już wjechać ma w dąbrowę, a jeszcze się ogląda,
on nie wie, że przy tobie dzwonkowy, jasny blondyn.
Nie ufaj blondynowi, choć list czerwienny wyśle,
spal złoty włos nad świecą, a poznasz jego myśli.
On brzęczy dzwonnym złotem
, do ucha pięknie szepce,
uśmiecha się do ciebie, a serce dał brunetce.
Brunetka jest zazdrosna i ciebie źle wspomina.
Wystrzegaj się tej damy. Ach, nie pij tego wina!
To wino jest zatrute miłosnej łzy diamentem,
z dziesięciu serc czerwiennych okrutnie wyciśnięte.
Pijany czarnym winem, twój walet w snach się błąka,
z rozpaczą szuka serce - w żołędziach, w winie, w dzwonkach.
dwa serca wyrwał z piersi i przekuł halabardą.
żołędny król go wezwał. W karecie z dzwonków pędzi.
Ach!... Czeka go w podróży nieszczęście od żołędzi.
Już wjechać ma w dąbrowę, a jeszcze się ogląda,
on nie wie, że przy tobie dzwonkowy, jasny blondyn.
Nie ufaj blondynowi, choć list czerwienny wyśle,
spal złoty włos nad świecą, a poznasz jego myśli.
On brzęczy dzwonnym złotem
, do ucha pięknie szepce,
uśmiecha się do ciebie, a serce dał brunetce.
Brunetka jest zazdrosna i ciebie źle wspomina.
Wystrzegaj się tej damy. Ach, nie pij tego wina!
To wino jest zatrute miłosnej łzy diamentem,
z dziesięciu serc czerwiennych okrutnie wyciśnięte.
Pijany czarnym winem, twój walet w snach się błąka,
z rozpaczą szuka serce - w żołędziach, w winie, w dzwonkach.
Broniewski Władysław Moja miła
Ja już nie chcę poetycko łgać,
ja chcę widzieć to, na co patrzę,
a przy tobie -- śmiać się i łkać,
i tak na zawsze.
Spojrzyj, miła, jaki biały śnieg,
nad nim błękit sklepiony jak kościół.
Chodź na nartach na tamten brzeg
radości.
W tym pokoju, pełnym słońca, bez krat,
dobrze sercu, ale za ciasno...
Wiesz, nie spałem tysiąc lat,
teraz chcę zasnąć.
Rozpalimy na szczytach gór
ogromne ognie,
będzie głód, pożoga i mór --
ty pomyśl o mnie.
Ja tak kocham, jak pada śnieg,
jak świeci Orion.
Nie ma drutów. Jest tamten brzeg --
krematorium.
ja chcę widzieć to, na co patrzę,
a przy tobie -- śmiać się i łkać,
i tak na zawsze.
Spojrzyj, miła, jaki biały śnieg,
nad nim błękit sklepiony jak kościół.
Chodź na nartach na tamten brzeg
radości.
W tym pokoju, pełnym słońca, bez krat,
dobrze sercu, ale za ciasno...
Wiesz, nie spałem tysiąc lat,
teraz chcę zasnąć.
Rozpalimy na szczytach gór
ogromne ognie,
będzie głód, pożoga i mór --
ty pomyśl o mnie.
Ja tak kocham, jak pada śnieg,
jak świeci Orion.
Nie ma drutów. Jest tamten brzeg --
krematorium.