
Jan
Brzechwa
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Brzechwa Jan Taktowne umierani...
Umierać trzeba z taktem. A więc, dajmy na to,
Nie wtedy, kiedy właśnie zaczyna się lato!
Pomyślcie: każdy człowiek o wakacjach
marzy
W górach czy na Mazurach, na słonecznej plaży
I nagle ja umieram. Jest mój pogrzeb. Jak tu
Nie nazwać takiej śmierci wprost szczytem nietaktu?
Umierać trzeba z taktem. Ci, co innych cenią,
Nie sprawiają pogrzebów zbyt późną jesienią.
Ja nie chciałbym, na przykład, by ludzie zmoknięci
Klęli i uwłaczali mnie lub mej pamięci,
By katar czy też grypę ściągali na siebie
Dlatego, że bawili na moim pogrzebie.
Umierać trzeba z taktem. Wymaga obliczeń
Taka śmierć, żeby pogrzeb nie przypadł na styczeń.
Lub, powiedzmy, na luty, gdy mrozy siarczyste
Mogą całkiem zniechęcić żałobną asystę.
Ja nie chciałbym, by ludzie, których śmierć ma wzruszy,
Mieli z tego powodu poodmrażać uszy.
Wiosna to co innego! Nie ma lepszej pory,
Aby umarł taktownie człowiek ciężko chory.
Na cmentarzu wesoło zielenią się drzewa,
żałoba na wiosennym wietrze się rozwiewa,
I śmierć zda się błahostką, gdy wiosna upaja...
Postaram się pociągnąć do połowy maja.
Nie wtedy, kiedy właśnie zaczyna się lato!
Pomyślcie: każdy człowiek o wakacjach
marzy
W górach czy na Mazurach, na słonecznej plaży
I nagle ja umieram. Jest mój pogrzeb. Jak tu
Nie nazwać takiej śmierci wprost szczytem nietaktu?
Umierać trzeba z taktem. Ci, co innych cenią,
Nie sprawiają pogrzebów zbyt późną jesienią.
Ja nie chciałbym, na przykład, by ludzie zmoknięci
Klęli i uwłaczali mnie lub mej pamięci,
By katar czy też grypę ściągali na siebie
Dlatego, że bawili na moim pogrzebie.
Umierać trzeba z taktem. Wymaga obliczeń
Taka śmierć, żeby pogrzeb nie przypadł na styczeń.
Lub, powiedzmy, na luty, gdy mrozy siarczyste
Mogą całkiem zniechęcić żałobną asystę.
Ja nie chciałbym, by ludzie, których śmierć ma wzruszy,
Mieli z tego powodu poodmrażać uszy.
Wiosna to co innego! Nie ma lepszej pory,
Aby umarł taktownie człowiek ciężko chory.
Na cmentarzu wesoło zielenią się drzewa,
żałoba na wiosennym wietrze się rozwiewa,
I śmierć zda się błahostką, gdy wiosna upaja...
Postaram się pociągnąć do połowy maja.
Brzechwa Jan Mgła
Kiedy burza, kiedy klęska w progi życia mego szła,
Na powiekach mych się kładła dobroczynna, ciemna mgła.
Tak się stało niewidzenie rzeczywistych moich dni:
Co się nie śni - zamglonemu niech się zdaje, że się śni!
Nie dostrzegłem lat minionych ani nawet innych lat,
Świat mój kłębił się poza mną i to wcale nie był świat.
Dobrze było na obłokach załamanym dłoniom dwóm,
Szum był we mnie i nade mną - spadających liści szum.
Dłońmi niebem pachnącymi odpędzałem cienie z lic,
I w tych dłoniach załamanych nie zostało więcej nic.
Nie kochałem cię za dobro, nie kochałem cię za zło,
Ale za to, żeś się kładła na mych oczach ciemną mgłą.
Na powiekach mych się kładła dobroczynna, ciemna mgła.
Tak się stało niewidzenie rzeczywistych moich dni:
Co się nie śni - zamglonemu niech się zdaje, że się śni!
Nie dostrzegłem lat minionych ani nawet innych lat,
Świat mój kłębił się poza mną i to wcale nie był świat.
Dobrze było na obłokach załamanym dłoniom dwóm,
Szum był we mnie i nade mną - spadających liści szum.
Dłońmi niebem pachnącymi odpędzałem cienie z lic,
I w tych dłoniach załamanych nie zostało więcej nic.
Nie kochałem cię za dobro, nie kochałem cię za zło,
Ale za to, żeś się kładła na mych oczach ciemną mgłą.
Brzechwa Jan Niebo i piekło
Dusza moja zatroskana do mnie rzekła:
"Obiecałeś mi pośmiertnie ciszę nieba,
A ja czuję, że dostanę się do piekła,
Choć mi właśnie odpoczynku tak potrzeba.
żądzą uciech zaszkodziłeś mnie i sobie,
Ostatecznie - ciało jeden w życiu cel ma,
Ale ono się rozsypie w ciemnym grobie,
A ja przetrwam, bo ja jestem nieśmiertelna.
Śmierć się zbliża, tylko patrzeć, jak tu stanie,
Pomyśl, zrób coś, zamiast głupstwa pleść w malignie,
Zanim umrzesz - na wieczyste pożegnanie
Powiedz słowo, bo mój los się wnet rozstrzygnie."
Rzekła za mnie śmierć uspołeczniona:
"Jest decyzja ministerstwa, próżne słowa,
Z Polski droga jest do piekła wyznaczona,
Nie do nieba, bo to strefa dolarowa."
Brzechwa Jan Podsumowanie
Miałem stosy, miałem pełne worki
Rymów męskich, żeńskich i nijakich;
Rozsypały mi się jak paciorki,
Rozleciały się jak leśne ptaki.
Miałem rytmy posłuszne mej dłoni,
Miałem lotne, wesołe pomysły -
Pogubiłem je i nic już po nich.
Jak deszczowy krople się rozprysły.
Miałem lata młode i beztroskie,
Prawdę mówiąc - wszystkie były młode;
Dziś, jak lalki powleczone woskiem,
Imitują dawną swą urodę
.
Miałem w życiu dziewcząt niezbyt dużo,
Ale cóż to były za dziewczęta!
Już się takie nigdy nie powtórzą,
Już ich nie ma. A ja je pamiętam.
Nie spostrzegłem, jak się postarzałem,
Nie te siły już i rzutkość nie ta,
Wkrótce życie weźmie rozbrat z ciałem,
Ale w głowie - wciąż raj Mahometa.
Rymów męskich, żeńskich i nijakich;
Rozsypały mi się jak paciorki,
Rozleciały się jak leśne ptaki.
Miałem rytmy posłuszne mej dłoni,
Miałem lotne, wesołe pomysły -
Pogubiłem je i nic już po nich.
Jak deszczowy krople się rozprysły.
Miałem lata młode i beztroskie,
Prawdę mówiąc - wszystkie były młode;
Dziś, jak lalki powleczone woskiem,
Imitują dawną swą urodę
.
Miałem w życiu dziewcząt niezbyt dużo,
Ale cóż to były za dziewczęta!
Już się takie nigdy nie powtórzą,
Już ich nie ma. A ja je pamiętam.
Nie spostrzegłem, jak się postarzałem,
Nie te siły już i rzutkość nie ta,
Wkrótce życie weźmie rozbrat z ciałem,
Ale w głowie - wciąż raj Mahometa.