
Ernest
Bryll
1970-01-01 -
Sortuj według:
Bryll Ernest Malowanie żony
Takie są właśnie, co wołamy: żony;
konstrukcja szczygła - a ten nie uniesie jesieni.
Więcej liścia niż kwiatu - kwiat już znaczy owoc
więcej wiatru niż rzeki...
Gładzimy co rano
uda, chcemy tak tkliwie jakby porcelany
dźwięku jej ledwo dotknąć
nim od tętna pryśnie.
U palców lotki
i tak jakby kowal walił Mozarta...
Bo takie są właśnie
małe jak ziarno, brak im tego ugru
którym ciężarne kwitną.
Ramiączko koszuli
odsłania piersi (w renesansie duchy
bywały tęższe, gotowe, by w biodra
przyjąć błogosławieństwo)...
A one bezbożne
nie chcą przymierza, nieprzydatne garnkom
znienawidzone przez kuchnię.
I jeśli
trzeba rodzinę równać do ogniska
nie znicz to będzie, nie dostojny płomień
lecz suchość dymu, ognik papierosa
który osłaniasz w dłoniach przeciw wiatrom.
Bryll Ernest Boże Narodzenie
Kiedy dziecko się rodzi i na świat przychodzi
Jest jak Bóg, co powietrzem nagle się zakrztusił
I poczuł, że ma ciało, że w ciemnościach brodzi
że boi się człowiekiem być. I że być musi
Wokół radość. Kolędy szeleszczące złotko
Najbliżsi jak pasterze wpatrują się w Niego
I śmiech matki - bo dziecko przeciąga się słodko
A ono się układa do krzyża swojego
Jest jak Bóg, co powietrzem nagle się zakrztusił
I poczuł, że ma ciało, że w ciemnościach brodzi
że boi się człowiekiem być. I że być musi
Wokół radość. Kolędy szeleszczące złotko
Najbliżsi jak pasterze wpatrują się w Niego
I śmiech matki - bo dziecko przeciąga się słodko
A ono się układa do krzyża swojego
Bryll Ernest Cóż
Cóż, mężczyzna nie płacze. Tego się uczyłem
Od samego dzieciństwa. Coraz bardziej sucho
Miałem pod powiekami. I wzrok był ostrzejszy
I oddech spokojniejszy i świat jakby mniejszy
I mój głos w świecie nie brzęczał tak krucho
Cóż, mężczyzna nie płacze - bo zna swą bezsiłę
Uczy się milknąć i w ciemność odchodzić
Przyjaciół nie mieć, z wrogami się godzić
I tęsknić za łzą jedną co by z bożą łaską
Popłynęła mu z oczu zamiast ziaren piasku.
Od samego dzieciństwa. Coraz bardziej sucho
Miałem pod powiekami. I wzrok był ostrzejszy
I oddech spokojniejszy i świat jakby mniejszy
I mój głos w świecie nie brzęczał tak krucho
Cóż, mężczyzna nie płacze - bo zna swą bezsiłę
Uczy się milknąć i w ciemność odchodzić
Przyjaciół nie mieć, z wrogami się godzić
I tęsknić za łzą jedną co by z bożą łaską
Popłynęła mu z oczu zamiast ziaren piasku.
Bryll Ernest * * * [A chociaż...
A chociaż to był kamień wesoło siedliśmy
I jako chlebem spólnie dzieliliśmy
Każdy trzymał go w dłoniach, rozgrzewał oddechem
Umiękczał słowem, smarował uśmiechem
Aż stał się cud - gdy w skale zapachniało zbożem
I granit ciało gorące otworzył.
I jako chlebem spólnie dzieliliśmy
Każdy trzymał go w dłoniach, rozgrzewał oddechem
Umiękczał słowem, smarował uśmiechem
Aż stał się cud - gdy w skale zapachniało zbożem
I granit ciało gorące otworzył.