Wiersze znanych
Sortuj według:
Brykczyński Marcin Wół Joanna Kulm...
Nie pamięta wół, jak cielęciem był.
Nie może sobie przypomnieć,
martwi się, martwi się ogromnie.
Czy zawsze miałem rogi?
I nogi? I głowę? I wielkie oczy wołowe?
Czy byłem wołkiem, czy wołem?
Czy ukończyłem szkołę? Czy miałem dobrą cenzurę?
Czy dostawałem w skórę? Czy dawno mi uszy wyrosły?
A może zawsze, zawsze, zawsze byłem dorosły?
Pamiętam tak niewiele.
Ach! Jakież ze mnie ciele!
Nie może sobie przypomnieć,
martwi się, martwi się ogromnie.
Czy zawsze miałem rogi?
I nogi? I głowę? I wielkie oczy wołowe?
Czy byłem wołkiem, czy wołem?
Czy ukończyłem szkołę? Czy miałem dobrą cenzurę?
Czy dostawałem w skórę? Czy dawno mi uszy wyrosły?
A może zawsze, zawsze, zawsze byłem dorosły?
Pamiętam tak niewiele.
Ach! Jakież ze mnie ciele!
Bieńkowski Zbigniew Rozmowa
Ty jesteś częścią, a ja stroną świata,
ty wiesz o Ziemi, a o mnie wie przestrzeń.
Jesteśmy wzajem tak jak zysk i strata,
gdy ty westchnieniem, ja jestem powietrzem.
]a mam kształt własny, ty nie masz go wcale,
ja jestem świateł i cieni pryczyną.
Kiedy krajobraz w mych oczach zapalę,
to tylko wtedy możesz go ominąć.
Ty tworzysz światło, a ja formę światła,
która z ciemności postać blasku weźmie
i każdą gwiazdę, co z przeczuć twych spadła,
wyśni na jawie, by świeciła we śnie.
Ja jestem z Ziemi i na jej obszarze
mogę ci niebo zbliżyć lub oddalić.
Krwią swoją twoje pragnienia zagaszę,
nim gmach przestrzeni od nich się zapali.
Tyś jest budowlą, ja jestem jej stylem
.
Kiedy natchnione wzrokiem do dotyku
kamienne nieba legną w ziemskim pyle,
ja będę jeszcze pojęciem gotyku.
Gdy wieczność stawać się zacznie na Ziemi
i obowiązki serca kamień przejmie,
ty będziesz trwaniem, które się nie zmieni.
Ja pragnę więcej: aby żyć śmiertelnie.
ty wiesz o Ziemi, a o mnie wie przestrzeń.
Jesteśmy wzajem tak jak zysk i strata,
gdy ty westchnieniem, ja jestem powietrzem.
]a mam kształt własny, ty nie masz go wcale,
ja jestem świateł i cieni pryczyną.
Kiedy krajobraz w mych oczach zapalę,
to tylko wtedy możesz go ominąć.
Ty tworzysz światło, a ja formę światła,
która z ciemności postać blasku weźmie
i każdą gwiazdę, co z przeczuć twych spadła,
wyśni na jawie, by świeciła we śnie.
Ja jestem z Ziemi i na jej obszarze
mogę ci niebo zbliżyć lub oddalić.
Krwią swoją twoje pragnienia zagaszę,
nim gmach przestrzeni od nich się zapali.
Tyś jest budowlą, ja jestem jej stylem
.
Kiedy natchnione wzrokiem do dotyku
kamienne nieba legną w ziemskim pyle,
ja będę jeszcze pojęciem gotyku.
Gdy wieczność stawać się zacznie na Ziemi
i obowiązki serca kamień przejmie,
ty będziesz trwaniem, które się nie zmieni.
Ja pragnę więcej: aby żyć śmiertelnie.
Bellon Wojciech Bar na Stawach
Mistrzowi Harasymowiczowi
Jeszcze się z nocy kołysze miasto
8.15 na Stawach bar
bramę otwiera wchodzimy tędy
Ja i Hnatowicz Jan
Co tu zostało z wierszy Mistrza
Klasa robotnicza fasolka z bufetu
A smak poranny piwa łapczywie
Poznają poematy w beretach
Wszedł dzielnicowy krokiem szeryfa
Ostro spod dacha popatrzył
Nie mieści mu się w głowie służbowej
że można wypić na czczo
Co tu zostało z wierszy Mistrza
Kiedy wyjść trzeba na papierosa
A bufetowa grozi gliną
Gdy ktoś coś powie głośniej
Pod ścianą zaraz przy wejściu
Paląc sporty z rękawa
Siedli goście wprost z wierszy Mistrza
Bubu Makino wypisz wymaluj
Słuchaliśmy ich z Hnatowiczem
Jak żywy poemat Stawów
Poezją był brzęk ich kufli
Kosmiczny wymiar miały słowa
Lecz chłopakom od sąsiedniego stolika
Chyba z zawodówki pobliskiej
Nagle się dziwnie zachciało
żeby te zgredy wyszli
Co tu zostało z wierszy Mistrza
Chłodem powiało od drzwi niedomkniętych
I wyszliśmy z Hnatowiczem
Gdzie indziej szukać poezji
Jeszcze się z nocy kołysze miasto
8.15 na Stawach bar
bramę otwiera wchodzimy tędy
Ja i Hnatowicz Jan
Co tu zostało z wierszy Mistrza
Klasa robotnicza fasolka z bufetu
A smak poranny piwa łapczywie
Poznają poematy w beretach
Wszedł dzielnicowy krokiem szeryfa
Ostro spod dacha popatrzył
Nie mieści mu się w głowie służbowej
że można wypić na czczo
Co tu zostało z wierszy Mistrza
Kiedy wyjść trzeba na papierosa
A bufetowa grozi gliną
Gdy ktoś coś powie głośniej
Pod ścianą zaraz przy wejściu
Paląc sporty z rękawa
Siedli goście wprost z wierszy Mistrza
Bubu Makino wypisz wymaluj
Słuchaliśmy ich z Hnatowiczem
Jak żywy poemat Stawów
Poezją był brzęk ich kufli
Kosmiczny wymiar miały słowa
Lecz chłopakom od sąsiedniego stolika
Chyba z zawodówki pobliskiej
Nagle się dziwnie zachciało
żeby te zgredy wyszli
Co tu zostało z wierszy Mistrza
Chłodem powiało od drzwi niedomkniętych
I wyszliśmy z Hnatowiczem
Gdzie indziej szukać poezji
Brzechwa Jan Przyjaciele
przyjaciele do grobowej deski
wyzywają się
nienawidzą
wyszydzają
walczą ze sobą
przekomarzają
kłócą
pragną tego samego
wystawiają swą przyjaźń na próby
wspólnie stawiają czoła wyzwaniom
razem, zjednoczeni
czekają na sąd Boży
wyzywają się
nienawidzą
wyszydzają
walczą ze sobą
przekomarzają
kłócą
pragną tego samego
wystawiają swą przyjaźń na próby
wspólnie stawiają czoła wyzwaniom
razem, zjednoczeni
czekają na sąd Boży