
Charles Pierre
Baudelaire
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Baudelaire Charles Pierre Do Przechodzącej
Miasto wokół mnie tętniąc huczało wezbrane.
Smukła, w żałobie, w bólu swym majestatyczna
Kobieta przechodziła, a jej ręka śliczna
Lekko uniosła wyhaftowaną falbanę.
Zwinna, szlachetna, z posągowymi nogami.
A je piłem, skurczony, dziwaczny przechodzień,
W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi,
Rozkosz zabijającą i słodycz, co mami.
Błyskawica... i noc! Pierzchająca piękności,
Co błyskiem oka odrodziłaś moje serce,
Czyliż mam cię zobaczyć już tylko w wieczności?
Gdzieś daleko! Za późno! Może nigdy więcej!
Bo nie wiesz, dokąd idę, nie wiem, gdzieś przepadła,
Ty, którą mógłbym kochać, ty, coś to odgadła!
Smukła, w żałobie, w bólu swym majestatyczna
Kobieta przechodziła, a jej ręka śliczna
Lekko uniosła wyhaftowaną falbanę.
Zwinna, szlachetna, z posągowymi nogami.
A je piłem, skurczony, dziwaczny przechodzień,
W jej oku, niebie modrym, gdzie huragan wschodzi,
Rozkosz zabijającą i słodycz, co mami.
Błyskawica... i noc! Pierzchająca piękności,
Co błyskiem oka odrodziłaś moje serce,
Czyliż mam cię zobaczyć już tylko w wieczności?
Gdzieś daleko! Za późno! Może nigdy więcej!
Bo nie wiesz, dokąd idę, nie wiem, gdzieś przepadła,
Ty, którą mógłbym kochać, ty, coś to odgadła!
Baudelaire Charles Pierre Co Powiesz W Ten ...
Co powiesz, duszo biedna, samotna w zmierzch błogi,
Co powiesz, serce, serce me niegdyś zwarzone,
Tej bardzo pięknej, bardzo dobrej, bardz""o drogiej,
Której wzrok boski z ciebie zdjął zwiędłą zasłonę?
- By śpiewać jej pochwały, wznieśmy dumnie czoła:
Jej słodkiej władzy wszelka słodycz pozazdrości;
Uduchowione ciało jej ma woń Anioła,
A jej oko odziewa nas w szatę światłości.
Czyli to będzie w ciszy, wśród nocy samotnej,
Czy to w ulicy, w tłumie, jej zjawisko lotne
W powietrzu tańczy niby płomienie pochodni.
Czasem mówi: "Jam piękna! Niech nad wszystko pomną
Kochać Piękno, jeżeli miłości mej godni.
Jestem Aniołem Stróżem, Muzą i Madonną."
Co powiesz, serce, serce me niegdyś zwarzone,
Tej bardzo pięknej, bardzo dobrej, bardz""o drogiej,
Której wzrok boski z ciebie zdjął zwiędłą zasłonę?
- By śpiewać jej pochwały, wznieśmy dumnie czoła:
Jej słodkiej władzy wszelka słodycz pozazdrości;
Uduchowione ciało jej ma woń Anioła,
A jej oko odziewa nas w szatę światłości.
Czyli to będzie w ciszy, wśród nocy samotnej,
Czy to w ulicy, w tłumie, jej zjawisko lotne
W powietrzu tańczy niby płomienie pochodni.
Czasem mówi: "Jam piękna! Niech nad wszystko pomną
Kochać Piękno, jeżeli miłości mej godni.
Jestem Aniołem Stróżem, Muzą i Madonną."
Baudelaire Charles Pierre żywa Pochodnia
Prowadzą mnie te Oczy broczące światłami,
Którym Anioł wszechmocy magnesów dał siłę;
Prowadzą boskie siostry, co są mi siostrami,
Oczy me olśniewając diamentowym pyłem.
Od złego i zdradliwych chroniąc mnie zasadzek,
Krok mój ku drodze Piękna kierują żarliwie;
Moimi są sługami i czuję ich władzę,
Całym sobą posłuszny tej pochodni żywej.
Wdzięczne Oczy, mistyczne zapalacie łuny
Niby świece w południe, gdy słońce w zenicie
Różowi je, lecz lśnień fantastycznych nie tłumi.
One Śmierć świecą, wy Przebudzenie głosicie;
Wiodąc mnie opiewacie duszy mej zbudzenie,
Gwiazdy, których nie zaćmią żadnych słońc płomienie!
Którym Anioł wszechmocy magnesów dał siłę;
Prowadzą boskie siostry, co są mi siostrami,
Oczy me olśniewając diamentowym pyłem.
Od złego i zdradliwych chroniąc mnie zasadzek,
Krok mój ku drodze Piękna kierują żarliwie;
Moimi są sługami i czuję ich władzę,
Całym sobą posłuszny tej pochodni żywej.
Wdzięczne Oczy, mistyczne zapalacie łuny
Niby świece w południe, gdy słońce w zenicie
Różowi je, lecz lśnień fantastycznych nie tłumi.
One Śmierć świecą, wy Przebudzenie głosicie;
Wiodąc mnie opiewacie duszy mej zbudzenie,
Gwiazdy, których nie zaćmią żadnych słońc płomienie!
Baudelaire Charles Pierre Wino Mordercy
Jam wolny, żona ma zabita!
Teraz już mogę pić bez przerwy.
Jej krzyk mi rozszarpywał nerwy,
Kiedy wracałem bez grosika.
Jak król szczęśliwy jestem wreszcie!
""
Powietrze czyste, niebo piękne...
Lato podobnym tchnęło wdziękiem
,
Gdym się zakochał w tej niewieście!
żeby ugasić żar pragnienia,
Musiałbym wypić wina tyle,
Ile się zmieści w jej mogile,
A to nie fraszka bez wątpienia!
Zabiłem żonę moją, potem
Do mrocznej studni ją wrzuciłem,
Głazami trupa przytroczyłem,
Gdy zdołam, to zapomnę o tem!
W imię czułego przyrzeczenia,
że nas rozłączyć nic nie może,
By się pogodzić z nią, jak w porze
Dni czarodziejskich upojenia,
O schadzkę żonę ubłagałem
Wieczorem na ulicy ciemnej.
Przyszło szalone to stworzenie!
Wszyscyśmy trochę tknięci szałem!
Dość urodziwa jeszcze była,
Choć już zniszczona. Zbyt kochałem,
Dlatego właśnie powiedziałem:
"Precz z tego życia, moja miła!"
Jakiż mnie głupi pijaczyna
Zrozumie? Czy ktoś myślał o tem
Wśród nocy chorej i samotnej,
żeby uczynić całun z wina?
Hołota podła, otępiała,
Zimna jak żelazne maszyny,
Ani wśród lata, ni wśród zimy
Nigdy miłości nie zaznała.
Z czarnymi oczarowaniami,
Z orszakiem piekieł i zazdrości,
Z szczękiem łańcucha, z trzaskiem kości,
Z flakonem jadu i z jej łzami!
Więc jestem wolny i samotny!
Upiję się do zatracenia!
Obce wyrzuty mi sumienia!
Na ziemię rzucę się wilgotną
I będę spał jak pies bezdomny!
Być może wóz naładowany
Śmieciami albo kamieniami
Lub wagon wściekły i ogromny
Rozwali grzeszne moje czoło
I moje ciało przepołowi,
Ale ja na to gwiżdżę sobie,
Kpię z Diabła i z Pańskiego Stołu!
Teraz już mogę pić bez przerwy.
Jej krzyk mi rozszarpywał nerwy,
Kiedy wracałem bez grosika.
Jak król szczęśliwy jestem wreszcie!
""
Powietrze czyste, niebo piękne...
Lato podobnym tchnęło wdziękiem
,
Gdym się zakochał w tej niewieście!
żeby ugasić żar pragnienia,
Musiałbym wypić wina tyle,
Ile się zmieści w jej mogile,
A to nie fraszka bez wątpienia!
Zabiłem żonę moją, potem
Do mrocznej studni ją wrzuciłem,
Głazami trupa przytroczyłem,
Gdy zdołam, to zapomnę o tem!
W imię czułego przyrzeczenia,
że nas rozłączyć nic nie może,
By się pogodzić z nią, jak w porze
Dni czarodziejskich upojenia,
O schadzkę żonę ubłagałem
Wieczorem na ulicy ciemnej.
Przyszło szalone to stworzenie!
Wszyscyśmy trochę tknięci szałem!
Dość urodziwa jeszcze była,
Choć już zniszczona. Zbyt kochałem,
Dlatego właśnie powiedziałem:
"Precz z tego życia, moja miła!"
Jakiż mnie głupi pijaczyna
Zrozumie? Czy ktoś myślał o tem
Wśród nocy chorej i samotnej,
żeby uczynić całun z wina?
Hołota podła, otępiała,
Zimna jak żelazne maszyny,
Ani wśród lata, ni wśród zimy
Nigdy miłości nie zaznała.
Z czarnymi oczarowaniami,
Z orszakiem piekieł i zazdrości,
Z szczękiem łańcucha, z trzaskiem kości,
Z flakonem jadu i z jej łzami!
Więc jestem wolny i samotny!
Upiję się do zatracenia!
Obce wyrzuty mi sumienia!
Na ziemię rzucę się wilgotną
I będę spał jak pies bezdomny!
Być może wóz naładowany
Śmieciami albo kamieniami
Lub wagon wściekły i ogromny
Rozwali grzeszne moje czoło
I moje ciało przepołowi,
Ale ja na to gwiżdżę sobie,
Kpię z Diabła i z Pańskiego Stołu!