
Charles Pierre
Baudelaire
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Baudelaire Charles Pierre
Zapachów lekkich pełne będą nasze łoża.
Łoża jak grób głębokie - a w środku komnaty
Będą dla nas w wazonach kwitły dziwne kwiaty,
Rozkwitłe pod jaśniejszym błękitem przestworza.
Wśród mdlejących upałów ich woni ostatnich
Dwa nasze serca będą jako dwie pochodnie,
Co odbiją swe blaski szeroko i zgodnie
W duchach naszych złączonych, tych zwierciadłach bratnich.
W mistyczny zmierzch, przez róże i błękity senne,
Niby łkanie przeciągłe, żegnaniem brzemienne,
Zamienimy jedynej błyskawicy lśnienie...
A potem drzwi otworzy lekka dłoń anioła.
Co radosny i wierny do życia powoła
Zamącone zwierciadła i martwe płomienie.
Łoża jak grób głębokie - a w środku komnaty
Będą dla nas w wazonach kwitły dziwne kwiaty,
Rozkwitłe pod jaśniejszym błękitem przestworza.
Wśród mdlejących upałów ich woni ostatnich
Dwa nasze serca będą jako dwie pochodnie,
Co odbiją swe blaski szeroko i zgodnie
W duchach naszych złączonych, tych zwierciadłach bratnich.
W mistyczny zmierzch, przez róże i błękity senne,
Niby łkanie przeciągłe, żegnaniem brzemienne,
Zamienimy jedynej błyskawicy lśnienie...
A potem drzwi otworzy lekka dłoń anioła.
Co radosny i wierny do życia powoła
Zamącone zwierciadła i martwe płomienie.
Baudelaire Charles Pierre Moesta Et Errabun...
Agato, czy twe serce kiedyś uleciało
Ponad czarny ocean niezmiernego miasta
Ku innym oceanom, gdzie tryska wspaniałość
Jak dziewictwo głęboka, błękitna "i jasna?
Agato, czy twe serce kiedyś uleciało?
Morze, szerokie morze ulgę w pracy da nam!
Co za demon je stworzył, śpiewaczkę schrypniętą,
Co grzmiących wichrów wielkim wtóruje ogranom,
Temu, co kołysanki powinnością świętą?
Morze, szerokie morze ulgę w pracy da nam!
O, zabierz mnie, wagonie! Unieś mnie fregato!
Daleko stąd! Tutaj się w błoto płacz nasz zmienia!
Czy prawda? - Czasem smutne serduszko Agaty
Rzekłoby: "Od wyrzutów, zbrodni i cierpienia
O, zabierz mnie, wagonie! Unieś mnie fregato!
Jakże jesteś daleko, ty raju wonności,
Gdzie wszystko jest miłością i szczęściem w lazurze,
Gdzie wszystko, co się kocha, jest godne miłości,
Gdzie się w czystej rozkoszy serce nasze nurza!
Jakże jesteś daleko, ty raju wonności!
Lecz miłości dziecinnych tamten raj zielony,
Wycieczki, pocałunki, bukiety, piosenki,
Za pagórkami skrzypiec wibrujące tony,
Wieczorem, z konwią wina, w gaikach maleńkich,
Lecz miłości dziecinnych tamten raj zielony,
Niewinne raje, pełne uciech potajemnych,
Czyliż są dalsze dzisiaj niż Indie i Chiny,
Czyliż można przywołać je krzykiem skarg ciemnych
I jeszcze je ożywić głosami srebrnymi,
Niewinne raje, pełne uciech potajemnych?
Ponad czarny ocean niezmiernego miasta
Ku innym oceanom, gdzie tryska wspaniałość
Jak dziewictwo głęboka, błękitna "i jasna?
Agato, czy twe serce kiedyś uleciało?
Morze, szerokie morze ulgę w pracy da nam!
Co za demon je stworzył, śpiewaczkę schrypniętą,
Co grzmiących wichrów wielkim wtóruje ogranom,
Temu, co kołysanki powinnością świętą?
Morze, szerokie morze ulgę w pracy da nam!
O, zabierz mnie, wagonie! Unieś mnie fregato!
Daleko stąd! Tutaj się w błoto płacz nasz zmienia!
Czy prawda? - Czasem smutne serduszko Agaty
Rzekłoby: "Od wyrzutów, zbrodni i cierpienia
O, zabierz mnie, wagonie! Unieś mnie fregato!
Jakże jesteś daleko, ty raju wonności,
Gdzie wszystko jest miłością i szczęściem w lazurze,
Gdzie wszystko, co się kocha, jest godne miłości,
Gdzie się w czystej rozkoszy serce nasze nurza!
Jakże jesteś daleko, ty raju wonności!
Lecz miłości dziecinnych tamten raj zielony,
Wycieczki, pocałunki, bukiety, piosenki,
Za pagórkami skrzypiec wibrujące tony,
Wieczorem, z konwią wina, w gaikach maleńkich,
Lecz miłości dziecinnych tamten raj zielony,
Niewinne raje, pełne uciech potajemnych,
Czyliż są dalsze dzisiaj niż Indie i Chiny,
Czyliż można przywołać je krzykiem skarg ciemnych
I jeszcze je ożywić głosami srebrnymi,
Niewinne raje, pełne uciech potajemnych?
Baudelaire Charles Pierre Koty
Kochankowie namiętni i sawanci chłodni,
Kiedy czas ich dojrzewa, jednako sprzyjają
Pysznym kotom łagodnym, co mieszkań są chwałą,
Jak oni zasiedziałe u domowych ogni.
Przyjacioły nauki i lubieżnych chęci
W ciszę się pogrążają przez grozę ciemności;
Ereb gońców żałobnych dałby im godności,
Gdyby dumę swą służbie umiały poświęcić.
W zamyśleniu majestat mają niedościgły
Wielkich sfinksów, co w głębi pustyni zastygły,
Jakby w wieczny zapadły sen odrętwiający.
Po ich lędźwiach rozdajnych płyną skry magiczne
I gwiezdnymi pyłami, jak piach migoczący,
Połyskują ich błędne źrenice mistyczne.
Kiedy czas ich dojrzewa, jednako sprzyjają
Pysznym kotom łagodnym, co mieszkań są chwałą,
Jak oni zasiedziałe u domowych ogni.
Przyjacioły nauki i lubieżnych chęci
W ciszę się pogrążają przez grozę ciemności;
Ereb gońców żałobnych dałby im godności,
Gdyby dumę swą służbie umiały poświęcić.
W zamyśleniu majestat mają niedościgły
Wielkich sfinksów, co w głębi pustyni zastygły,
Jakby w wieczny zapadły sen odrętwiający.
Po ich lędźwiach rozdajnych płyną skry magiczne
I gwiezdnymi pyłami, jak piach migoczący,
Połyskują ich błędne źrenice mistyczne.
Baudelaire Charles Pierre Leta
Przyjdź do mnie, duszo głucha w okrucieństwie,
Boski tygrysie, potworze wspaniały,
Chcę, by się drżące me palce nurzały
W twych ciężkich, wonnych włosów grzywie gęstej.
Zbolałą głowę swą zagrzebać pragnę
W sukniach twych, co są pełne twojej woni,
Ażeby wdychać, niby kwiat w agonii,
Słodką stęchliznę miłości umarłej.
Chcę spać! Sen raczej milszy mi niż życie.
W śnie, co jest śmiercią słodką zapowiedzią,
Będę twe piękne ciało lśniące miedzią
Pocałunki okrywał w zachwycie.
Otchłanie łóżka twojego jedynie
Mogą pochłonąć mój lęk i westchnienia,
W twych ustach jest potęga zapomnienia,
Przez pocałunki twoje Leta płynie.
Odtąd zmieniwszy w rozkosz przeznaczenie,
Swojemu fatum uległy bez granic,
Męczennik korny, niewinny skazaniec,
Którego płomień podnieca cierpienie,
Ssać będę, by utopić swoje krzywdy,
Sok łagniewnicy i dobrą cykutę
Z twych ostrych, oszałamiających sutek,
Z piersi, co serca nie więziła nigdy.
Boski tygrysie, potworze wspaniały,
Chcę, by się drżące me palce nurzały
W twych ciężkich, wonnych włosów grzywie gęstej.
Zbolałą głowę swą zagrzebać pragnę
W sukniach twych, co są pełne twojej woni,
Ażeby wdychać, niby kwiat w agonii,
Słodką stęchliznę miłości umarłej.
Chcę spać! Sen raczej milszy mi niż życie.
W śnie, co jest śmiercią słodką zapowiedzią,
Będę twe piękne ciało lśniące miedzią
Pocałunki okrywał w zachwycie.
Otchłanie łóżka twojego jedynie
Mogą pochłonąć mój lęk i westchnienia,
W twych ustach jest potęga zapomnienia,
Przez pocałunki twoje Leta płynie.
Odtąd zmieniwszy w rozkosz przeznaczenie,
Swojemu fatum uległy bez granic,
Męczennik korny, niewinny skazaniec,
Którego płomień podnieca cierpienie,
Ssać będę, by utopić swoje krzywdy,
Sok łagniewnicy i dobrą cykutę
Z twych ostrych, oszałamiających sutek,
Z piersi, co serca nie więziła nigdy.