
Jan
Brzechwa
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Brzechwa Jan Urszula
Przychodzi do mnie we śnie,
Szemrze miłośnie: "Weź mnie"...
Snu mi zakłócić nie śmie;
Swoje ręce z moimi plecie,
A ja wiem, że jej wcale nie ma na świecie.
Przychodzi w moją ciszę,
I czuję ją, i słyszę,
Jak we mnie się kołysze
Taka trwożna, taka ostrożna,
A ja wiem, że jej nawet przeczuć nie można.
Przychodzi do mnie we śnie,
Szemrze miłośnie: "Weź mnie"...
Mówi, że dla mnie wskrześnie,
że powróci w ten odmęt boży,
A ja wiem, że już jej nikt nigdy nie stworzy.
Szemrze miłośnie: "Weź mnie"...
Snu mi zakłócić nie śmie;
Swoje ręce z moimi plecie,
A ja wiem, że jej wcale nie ma na świecie.
Przychodzi w moją ciszę,
I czuję ją, i słyszę,
Jak we mnie się kołysze
Taka trwożna, taka ostrożna,
A ja wiem, że jej nawet przeczuć nie można.
Przychodzi do mnie we śnie,
Szemrze miłośnie: "Weź mnie"...
Mówi, że dla mnie wskrześnie,
że powróci w ten odmęt boży,
A ja wiem, że już jej nikt nigdy nie stworzy.
Brzechwa Jan Przepowiednia
Nieruchome, bezsilne świece
Dogasają w żałobnym niebie.
Gdy dogasną - w ich świat odlecę
I zostawię samotną ciebie.
Czas tęsknotę ludzką umniejsza;
Przebolejesz i ty tę zmianę,
Tylko staniesz się biedna, biedniejsza
O dwa prześcieradła lniane.
Tylko w małej, białej sypialce,
Gdy nas noc doczesna rozłączy,
Będziesz kładła struchlałe palce
Na to miejsce, gdzie świat się skończył.
Będziesz nocą szukała tkliwie
Zapisanych wierszami stronic,
I w dawniejszych myśli napływie
Znów rozgniewasz się na mnie o nic.
A na wiosnę otworzysz okno
I wybuchniesz straszliwym płaczem,
żem zostawił ciebie samotną,
że tak tęsknisz - nie wiedzieć za czem.
Dogasają w żałobnym niebie.
Gdy dogasną - w ich świat odlecę
I zostawię samotną ciebie.
Czas tęsknotę ludzką umniejsza;
Przebolejesz i ty tę zmianę,
Tylko staniesz się biedna, biedniejsza
O dwa prześcieradła lniane.
Tylko w małej, białej sypialce,
Gdy nas noc doczesna rozłączy,
Będziesz kładła struchlałe palce
Na to miejsce, gdzie świat się skończył.
Będziesz nocą szukała tkliwie
Zapisanych wierszami stronic,
I w dawniejszych myśli napływie
Znów rozgniewasz się na mnie o nic.
A na wiosnę otworzysz okno
I wybuchniesz straszliwym płaczem,
żem zostawił ciebie samotną,
że tak tęsknisz - nie wiedzieć za czem.
Brzechwa Jan Zazdrość (U ło...
U łoża twego klęczę,
Noc kurczy swe obręcze,
A ja cię śpiącą dręczę.
Z cielesnej twej powłoki
Wygarniam sen głęboki,
Sen biały jak obłoki;
I ciało swe podłużne
Wsączam w to miejsce próżne,
W marzenie twe usłużne.
Tak trwam i czekam czujnie,
Aż spłyną w jedną spójnię
Sny śniące się podwójnie.
Wtedy dwojaką wiedzą,
Nim oczy noc wyprzedzą,
Moje źrenice śledzą,
Czy marzysz już, i o kim,
Pod moim czujnym okiem,
W tym swoim śnie głębokim;
Czuwam, przeczuwam wiele,
Snem we śnie, ciałem w ciele,
W mroku, co w krąg się ściele.
I tak się właśnie dzieje:
Przez chmury, przez zawieje
Noc w nocy olbrzymieje
I prężą się do rana
Ramiona i kolana.
- Co czynisz, ukochana!
Zrywam się, depczę barłóg,
Chwytam twój sen za gardło,
Już nie ma! Już umarło!
Zmożony trudem łowu,
Ufny twojemu słowu,
Klęczę przy tobie znowu.
Łóżko - jak trumna płytka,
Noc - czarna aksamitka,
Sen - urwał się jak nitka.
Noc kurczy swe obręcze,
A ja cię śpiącą dręczę.
Z cielesnej twej powłoki
Wygarniam sen głęboki,
Sen biały jak obłoki;
I ciało swe podłużne
Wsączam w to miejsce próżne,
W marzenie twe usłużne.
Tak trwam i czekam czujnie,
Aż spłyną w jedną spójnię
Sny śniące się podwójnie.
Wtedy dwojaką wiedzą,
Nim oczy noc wyprzedzą,
Moje źrenice śledzą,
Czy marzysz już, i o kim,
Pod moim czujnym okiem,
W tym swoim śnie głębokim;
Czuwam, przeczuwam wiele,
Snem we śnie, ciałem w ciele,
W mroku, co w krąg się ściele.
I tak się właśnie dzieje:
Przez chmury, przez zawieje
Noc w nocy olbrzymieje
I prężą się do rana
Ramiona i kolana.
- Co czynisz, ukochana!
Zrywam się, depczę barłóg,
Chwytam twój sen za gardło,
Już nie ma! Już umarło!
Zmożony trudem łowu,
Ufny twojemu słowu,
Klęczę przy tobie znowu.
Łóżko - jak trumna płytka,
Noc - czarna aksamitka,
Sen - urwał się jak nitka.
Brzechwa Jan Pomiędzy nami
Tęsknoty moje wieczorne
Zbłąkane pod jej oknami,
I drzwi mym dłoniom oporne
Stanęły pomiędzy nami.
Ode drzwi prowadzi droga
Znaczona wzdłuż topolami;
Ta droga cała w rozłogach
Stanęła pomiędzy nami.
Dokoła dal granatowa
Szeleści złymi słowami;
Te smutne, te smutne słowa
Stanęły pomiędzy nami.
Ucicha niemoc strudzona
I ciemna noc pod gwiazdami;
Tej nocy wieczna zasłona
Stanęła pomiędzy nami.
I czemu usta nieświęte
Nieświęta modlitwa plami?
I czemu okna zamknięte
Stanęły pomiędzy nami?
Nie trzeba, nigdy nie trzeba
Po nocy trwać pode drzwiami;
Te drzwi od ziemi do nieba
Niech stoją pomiędzy nami.
Zbłąkane pod jej oknami,
I drzwi mym dłoniom oporne
Stanęły pomiędzy nami.
Ode drzwi prowadzi droga
Znaczona wzdłuż topolami;
Ta droga cała w rozłogach
Stanęła pomiędzy nami.
Dokoła dal granatowa
Szeleści złymi słowami;
Te smutne, te smutne słowa
Stanęły pomiędzy nami.
Ucicha niemoc strudzona
I ciemna noc pod gwiazdami;
Tej nocy wieczna zasłona
Stanęła pomiędzy nami.
I czemu usta nieświęte
Nieświęta modlitwa plami?
I czemu okna zamknięte
Stanęły pomiędzy nami?
Nie trzeba, nigdy nie trzeba
Po nocy trwać pode drzwiami;
Te drzwi od ziemi do nieba
Niech stoją pomiędzy nami.