
Jan
Brzechwa
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Brzechwa Jan Fatalizm
Ciebie jedną wiecznie mam przed oczyma,
Tyś mój obłęd, tyś mój ból i ostoja...
Wszystko przetrwa, przeboleje, przetrzyma
Taka miłość nieśmiertelna jak moja.
Byłem słowem, byłem cieniem i duchem,
Teraz jestem echem twego patosu.
Los przytwierdził mnie do ciebie łańcuchem,
I już nie ma wybawienia od losu.
Muszę czekać z rozpaczliwym uporem,
Muszę umrzeć albo żyć z tobą razem...
Nie odrąbiesz mnie od siebie toporem,
Nie wypalisz rozpalonym żelazem!
Tyś mój obłęd, tyś mój ból i ostoja...
Wszystko przetrwa, przeboleje, przetrzyma
Taka miłość nieśmiertelna jak moja.
Byłem słowem, byłem cieniem i duchem,
Teraz jestem echem twego patosu.
Los przytwierdził mnie do ciebie łańcuchem,
I już nie ma wybawienia od losu.
Muszę czekać z rozpaczliwym uporem,
Muszę umrzeć albo żyć z tobą razem...
Nie odrąbiesz mnie od siebie toporem,
Nie wypalisz rozpalonym żelazem!
Brzechwa Jan Niebo i ziemia
Na niebiosach Bóg mieszka,
A na ziemi jest ścieżka
Prowadząca do nieba...
Ścieżka wąska jak perć -
Tylko że naprzód śmierć
Przezwyciężyć trzeba.
Na ziemi ludzie prości
Umierają z miłości,
Bo wierzących miłość uśmierca...
Mógłby im pomóc Bóg,
Ale Bóg nie zna dróg
Do człowieczego serca.
A na ziemi jest ścieżka
Prowadząca do nieba...
Ścieżka wąska jak perć -
Tylko że naprzód śmierć
Przezwyciężyć trzeba.
Na ziemi ludzie prości
Umierają z miłości,
Bo wierzących miłość uśmierca...
Mógłby im pomóc Bóg,
Ale Bóg nie zna dróg
Do człowieczego serca.
Brzechwa Jan Małość
Mój duch wysokopienny w małość popadł -
A nie masz wyjścia z małości;
Za lasem się rozlega jazgot łopat,
Co kopią grób dla mych kości.
Przyjdź, moja miła, przyjdź i łzami swemi
Pożegnaj mnie do ostatka.
Czas mi odpocząć wreszcie w czarnej ziemi,
Gdzie jest mój ojciec i matka.
Odtrącą mnie po śmierci inne duchy,
Wiecznością nikt nie ugości,
Bo nawet śmierć mam małą, jak śmierć muchy -
A nie masz wyjścia z małości!
A nie masz wyjścia z małości;
Za lasem się rozlega jazgot łopat,
Co kopią grób dla mych kości.
Przyjdź, moja miła, przyjdź i łzami swemi
Pożegnaj mnie do ostatka.
Czas mi odpocząć wreszcie w czarnej ziemi,
Gdzie jest mój ojciec i matka.
Odtrącą mnie po śmierci inne duchy,
Wiecznością nikt nie ugości,
Bo nawet śmierć mam małą, jak śmierć muchy -
A nie masz wyjścia z małości!
Brzechwa Jan Niedola
W moim pustkowiu
Chmury z ołowiu
Nade mną wiszą.
Dal mimowolna
Leśna i polna
Oddycha ciszą.
Śnieg, co polata,
Pada jak wata
Na rany ziemi.
Jakże zagoję
Rozpacze moje?
Boże, jak źle mi!
Mróz w białej komży
Po drogach krąży,
Srebrzy i boli -
Już się ukorzę,
Użal się Boże
Mojej niedoli.
Chmury z ołowiu
Nade mną wiszą.
Dal mimowolna
Leśna i polna
Oddycha ciszą.
Śnieg, co polata,
Pada jak wata
Na rany ziemi.
Jakże zagoję
Rozpacze moje?
Boże, jak źle mi!
Mróz w białej komży
Po drogach krąży,
Srebrzy i boli -
Już się ukorzę,
Użal się Boże
Mojej niedoli.