
Andrzej
Bursa
1970-01-01 - 1970-01-01
Sortuj według:
Bursa Andrzej Poeta
Poeta cierpi za miliony
od 10 do 13.20
O 11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
Wraca chrząka
i apiat'
cierpi za miliony
od 10 do 13.20
O 11.10 uwiera go pęcherz
wychodzi
rozpina rozporek
Wraca chrząka
i apiat'
cierpi za miliony
Bursa Andrzej Pożegnanie z pse...
Na szept mój wielki łeb się poruszył.
No cóż, mój drogi - bieda.
Przykro mi bardzo, ale brak funduszów.
Trzeba cię sprzedać.
Już nie będę pod przewodem twoich czujnych uszu
Brnął w puszcz matecznikacz, wykrotach.
Nie będzie już puszczy,
Będzie park Jordana - pełen błota.
Ach, jakie ty miałeś skoki i susy,
Jak szczałeś z łapy triumfalnym zadarciem,
Wiatr płoszyłeś ogona białym pióropuszem.
Ale trudno, nie ma żarcia.
Ty dużo potrzebujesz, to wiadomo.
U mnie zawsze tragedia z groszem,
Zresztą straszy kłopot był w domu:
Już pożarłeś czterech listonoszy.
No, chodź tu, chodź, jaki pobłysk wilczy
Czołga się ukradkiem w twoich ślepiach.
Gdyby moi przyjaciele umieli tak inteligentnie milczeć,
Toby było mi o wiele lepiej.
Idź już leżeć. Nie warto płakać.
W życiu gorsze udręki będą jeszcze.
Ja kochałem nie odkryte nasze szlaki
I zmierzwioną sierść pachnącą deszczem.
No cóż, mój drogi - bieda.
Przykro mi bardzo, ale brak funduszów.
Trzeba cię sprzedać.
Już nie będę pod przewodem twoich czujnych uszu
Brnął w puszcz matecznikacz, wykrotach.
Nie będzie już puszczy,
Będzie park Jordana - pełen błota.
Ach, jakie ty miałeś skoki i susy,
Jak szczałeś z łapy triumfalnym zadarciem,
Wiatr płoszyłeś ogona białym pióropuszem.
Ale trudno, nie ma żarcia.
Ty dużo potrzebujesz, to wiadomo.
U mnie zawsze tragedia z groszem,
Zresztą straszy kłopot był w domu:
Już pożarłeś czterech listonoszy.
No, chodź tu, chodź, jaki pobłysk wilczy
Czołga się ukradkiem w twoich ślepiach.
Gdyby moi przyjaciele umieli tak inteligentnie milczeć,
Toby było mi o wiele lepiej.
Idź już leżeć. Nie warto płakać.
W życiu gorsze udręki będą jeszcze.
Ja kochałem nie odkryte nasze szlaki
I zmierzwioną sierść pachnącą deszczem.
Bursa Andrzej Rówieśnikom kam...
Brzdąkający ostrożnym cynizmem
Uchodzący za dobrą monetę
Czekający na mannę z nieba
Gdzież nam myśleć o miłości ojczyzny
My nawet jednej kobiety
Nie umiemy kochać jak trzeba
Zaprawieni w kłamstwie doskonale
Niewiniątka udające zuchów
Z kieszonkowych przekonań bagażem
My już twarzy nie mamy wcale
My mamy papierowe maski zamiast twarzy
Chodzimy zrównoważeni i mali
Nie gardzący dobrym obiadem
A gdy późny zmierzch zakrzepnie w ołów
Przechadzamy się pod latarniami
I ograne płyty z końcem świata
Nakręcamy gestem apostołów
Uchodzący za dobrą monetę
Czekający na mannę z nieba
Gdzież nam myśleć o miłości ojczyzny
My nawet jednej kobiety
Nie umiemy kochać jak trzeba
Zaprawieni w kłamstwie doskonale
Niewiniątka udające zuchów
Z kieszonkowych przekonań bagażem
My już twarzy nie mamy wcale
My mamy papierowe maski zamiast twarzy
Chodzimy zrównoważeni i mali
Nie gardzący dobrym obiadem
A gdy późny zmierzch zakrzepnie w ołów
Przechadzamy się pod latarniami
I ograne płyty z końcem świata
Nakręcamy gestem apostołów
Bursa Andrzej Rzeźnia
Dwaj rzeźnicy grają w karty
O koronę króla
O mieczyk waleta
O uciechę z damą
W kojcach rząd baranów swojskich
Śpiewa w płaszczach apostolskich
Kto wygra koronę
Kto miecz brylantowy
A kto białogłowę
Komu skarb
Komu zawieja
Komu miecz
A komu róża
Diamentowy kwiat nadziei
Rozjaśnia ściany szlachtuza
O koronę króla
O mieczyk waleta
O uciechę z damą
W kojcach rząd baranów swojskich
Śpiewa w płaszczach apostolskich
Kto wygra koronę
Kto miecz brylantowy
A kto białogłowę
Komu skarb
Komu zawieja
Komu miecz
A komu róża
Diamentowy kwiat nadziei
Rozjaśnia ściany szlachtuza